<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Lalki
Wydawca Jan Kanty Gregorowicz
Data wyd. 1874
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Nazajutrz nie taiła się z tem ani Lola ani Herma, że tego garbarza wczorajszego bardzo widzieć pragnęły, choćby dla ciekawości, jak szlachcie na rzemieślnika przerobiony wygląda.
Ale cały ranek Nieczujska z nim siedziała w oficynie. Gdy nadeszła godzina salonu i panie do niego zeszły, w kilka minut zjawił się nader smakownie ubrany hrabia Roman. On i François od rana układali jak się miał przyodziać, co włożyć i których użyć perfum, aby dwa razy jednych nie powtórzyć. Wybrano: Cuir de russie.
Roman mimo trosk jakie go dotykały wyglądał świeżo, ładnie, elegancko. W chusteczce wpięta śpilka wyobrażała żokejskie trofea bardzo misternie wyrobione, guziki koszuli składały złote podkowy nabijane brylancikami. Na lakierowanych trzewiczkach cudownej roboty, miał jak ulane kamaszki, dobrane barwą do rannego stroju w ciemno stalowym kolorze. O włosów rozdział postarał się François, czynił mu honor, żaden fryzier by się go nie powstydził. Z tyłu szczególniej pręga ta miała efekt wielce kunsztowny... Rozumie się że strój, krój, szyk sukni Romana nic nie pozostawiał do życzenia...
Jakby na przekorę, spodziewającemu się stanowczej rozmowy i blizkiego poznania Romanowi, gospodyni posłała natychmiast do oficyny, zapraszając koniecznie gościa wczorajszego na pokoje...
Wprowadziła go z sobą zmięszana nieco ciocia Nieczujska, a to pomięszanie łatwo sobie wytłomaczyć tem, jak się ten nieszczęśliwy nocny przybyły wydał przy nieposzlakowanej elegancyi hrabiego Romana.
Ratowało go to nieco, że chłopak był zbudowany jak Antinous, zdrów, silny, barczysty i wcale pięknych rysów twarzy, w której widać było intelligencyę i rozwinięcie umysłowe. Lecz zresztą wyglądał na tak dziwne stworzenie, iż hrabia zobaczywszy go wchodzącego na pokoje niemal osłupiał. Wziął go za pisarza prowentowego.
Pan Adolf Nieczujski, wcale niezmięszany wszedł za Ciocią, zaprezentował się nadzwyczaj śmiało i raźnie odezwał do gospodyni.
— Niech mi Baronówna raczy przebaczyć ten najazd... Zabłądził mój nieszczęsny woźnica i przywiózł mnie w niewłaściwej godzinie... tak żem tu niemałego narobił stryjence... i pani kłopotu...
Nie mogłem się, podróżując po kraju dla mojego interesu, oprzeć chęci poznania jedynej najbliższej krewnej.
Mówiąc to śmiał się dobrodusznie, Lola zlitowawszy się widocznie nad jego położeniem, znalazła się bardzo przytomnie, odpowiedziała mu grzecznie, zaprosiła go aby się w domu jej jak u krewnej uważał, słowem zrobiła co mogłoby mu natchnąć otuchę. Poskutkowało to widać, gdyż położył zaraz swój okropny z wielkiemi skrzydłami kapelusz i niemniej pierwotne rękawiczki na krzesełku, a sam, mimo że go zapoznano z hrabią, że się znalazł nagle w tak dystyngowanem towarzystwie, zdawał się wedle wyrażenia Hermy, nic sobie z tego wcale nie robić.
Spojrzał tylko na hrabiego, który mu się zdala ukłonił nie podając naturalnie ręki, i jakby go to nic a nic nie obchodziło, że miał surdut czarny zmięty i nieosobliwie zrobiony, krawatkę bez śpilki, a kamizelkę nieforemną i breloki jakieś wcale nie piękne, siadł między paniami nie tracąc ani humoru ani miny.
Hrabia przypatrywał mu się jakby wykopalisku przedpotopowemu: nie był to człowiek jego świata, widzieć go w salonie ocierającego się tak poufale o siebie mocno go bolało...
Ale musiał to znieść nie dając znać po sobie jak go to obeszło.
Herma wpatrywała się w przybysza z ciekawością psotnicy, której się trafił motyl do wsadzenia na śpilkę, Lola z pewnem zajęciem nieukrywanem wcale. O hrabi Romanie zapomniano na chwilę...
Zwykle w salonie, jak to u nas wszędzie po domach zamożnych się trafia, rozmowa toczyła się albo po francuzku lub kaleczoną francuzczyzną. Poczuli jednak wszyscy litując się nad nieszczęśliwym garbarzem, że dla niego wypada mówić po polsku.
Jakże się panu podobała nasza okolica? zapytała Lola.
Piękniejszej w kraju nie widziałem, odparł Nieczujski, co za dwory i pałace! Dziwi mnie tylko że stan przemysłu i byt ogólny nie zupełnie odpowiada tej pozornej wspaniałości... Kraj to bezwątpienia mający wielką przyszłość.
Przemysłowiec widocznie ze swego stanowiska zapatrywał się na prowincyą, mało go kto zrozumiał. Hrabia chcąc być grzecznym, upewnił go, że kraj i obywatelstwo bardzo bogate. Uśmiechnął się pan Nieczujski.
— Nie przeczę, rzekł, i mam nadzieję, że się tu zamożność podniesie, gdy wszelkie siły uśpione i bezczynne spotrzebowane zostaną.
— Nasze poznańskie — dodał — mniej malownicze, dla pejzażysty i turysty nie tyle dostarcza ciekawych widoków, ale niemcy nauczyli nas zagospodarować je lepiej.
Ponieważ w tym przedmiocie gospodarstwa nikt nie był mocny, zmilczano. Trudno jakoś przychodziło dobrać innego przedmiotu do ogólniejszej rozmowy. Hrabia Roman czując się zaniedbanym, i znajdując iż aż nadto już bawiono tego przemysłowca, wszczął umiejętnie rzecz o ogrodach i kwiatach. Tu niespodziewał się stykać z niemiłym owym prostakiem... Mając wiele erudycyi rozwinął swe poglądy na piękne ogrodnictwo i zacytował mnóstwo rzadkich roślin, któremi cieplarnie Pruhowa słynęły.
Nieczujski słuchał z uwagą. W chwili gdy się tego najmniej spodziewano, aby się do rozmowy wtrącił, rzekł po prostu:
— U nas też ogrodnictwo na wysokim stopniu i ja mam tę słabość, że piękne kwiaty lubię bardzo. Niemal wszystkie te osobliwości o których hrabia wspomina, mam w trejbhauzach i oranżeryi... sprowadzam coś co roku... Nic wdzięczniejszego nad pielęgnowanie roślin.
Zuchwalstwo z jakiem garbarz wspomniał o swoich trejbhauzach i cieplarni, niesłychanie wszystkich zdziwiło. Musiało się to odmalować na twarzach, gdyż Nieczujski dodał śmiejąc się.
— I nam pracowitym ludziom należy czasem chwila rozrywki niewinnej. Biedak chciał się tłomaczyć, Hrabia ulitowawszy się, nic nie odpowiedział, pomyślał że kłamie. Lola spojrzała na otwartą uśmiechnioną twarz jego i na myśl jej to nie przyszło...
Hermę to tak dalece zaintrygowało, że się przysunęła do Nieczujskiego. Można było sądzić, że to go zadziwi i zmięsza, ale bynajmniej nie zdawał się być poruszony.
— Pan mieszkasz na wsi czy w mieście? poczęła badać ciekawa.
— W miasteczku, rzekł garbarz, ale mam dla mojej fabryki znacznej rozległości posiadłość, spory ogród, dom ładny, a przy nim rodzaj cieplarni, który stanowi razem mój salon zimowy.
Na to sprofanowanie imienia salonu hrabia aż drgnął.
— Doskonały garbarz! rzekła w duchu Herma.
Lola wpatrywała się w niego ciągle, egzaminując znać osobliwsze zjawisko. Gdy po cichu dalej ciągnęła się indagacya obwinionego o garbarstwo przybysza, hrabia Roman, usiłując wydobyć się na pole na któremby się już nie spotkał z nim, począł o literaturze i teatrze.
Garbarz dał mu się popisać z całym zapasem wiadomostek i połapanych zdań: milczał pokornie, gdy Herma wszczęła spór o jakąś sztukę Dumasa. Szło o rozstrzygnięcie jej autorstwa, Hrabia przyznawał ją staremu Dumasowi ojcu, Herma synowi.
— Nie ma najmniejszej wątpliwości, wtrącił garbarz, że autorem jej jest młodszy... miałem ją w ręku niedawno.
Piorun uderzający w dom nie byłby takiego uczynił wrażenia. Któżby się był spodziewał, żeby ten prosty człek w grubych butach z podeszwami angielskiemi, w takim surducie, z chustką od nosa nie batystową, mógł znać i czytać Dumasa.
Hrabia odwrócił się zarumieniony, Herma zamilkła chwilę, Lola spojrzała żywo i milczenie zapanowało w salonie.
— Sztukę tę w roku przeszłym, widziałem w teatrze w Paryżu, dodał Nieczujski.
— Byłeś pan w Paryżu? spytała nierozważnie Herma, zarumieniwszy się sama, za to mimowolnie wyrywające się jej pytanie.
Nieczujski wcale nie obraziwszy się niem, z prostotą rubaszną rozśmiał się także.
— Chociaż garbarz i fabrykant, rzekł, podróżowałem wiele, znam z pieszych wędrówek moich studenckich i z późniejszych, Paryż, Londyn i Włochy.
— A nie umie się przyzwoicie ubrać! pomyślał w duchu Hrabia, osobliwsza jakaś figura! Co to się dziś po świecie spotka...
— Ja też bardzom ciekawa obcych krajów, przerwała gospodyni, wiele się z nich nauczyć można, a jak nam kobietom osławionym z ciekawości, i prosta chętka widzenia może być darowaną.
— Ale dla czegoż nie! podchwycił Nieczujski, nie godzi się tylko zniechęcać przez to do własnego kraju. Jam się wiele nauczył i cieszę się z mych wędrówek... Anglicy którzy najwięcej może podróżują po całym świecie, słyną też z przywiązania do old merry England...
Tych kilka słów angielskich dobiły już towarzystwo, że przez chwilę nikt ust nie otworzył, Nieczujski jakby u siebie w domu wstał z krzesła i począł przez okna przypatrywać się okolicy i ogrodowi... Ciocia poszła za nim i wywiodła go do drugiego pokoju rozmawiając... Oczy wszystkich ścigały osobliwszego przybysza. Nie widać było po nim najmniejszego zafrasowania towarzystwem, swobodnie ale jakoś dziwnie rubasznie się poruszał. A był widocznie wykształcony lecz prosty, jak go Bóg stworzył. Kunsztowne wychowanie nie zabiło w nim człowieka.
— Wiesz Lolu, szepnęła Herma, to wcale osobliwszy egzemplarz, któryśmy winni Cioci Nieczujskiej... Jak go znajdujesz?
— Zajmującym! odpowiedziała Lola.
— Ekscentryczny! dodał Hrabia — ale osobliwy...
Korzystając z oddalenia się Cioci i z chwilowego usunięcia się Hermy, która odeszła po chustkę zapomnianą, hrabia naostatek odważył się zagaić najważniejszą dla siebie rozmowę urzędową.
— Chciałbym pomówić o przedmiocie przez stryja mi poleconym, odezwał się nieśmiało.
— Słucham — sucho odparła Lola.
— Stryj przysyła mnie z prośbą, abyś pani raczyła naznaczyć termin dla mnie tak upragniony.
— Upragniony! podchwyciła Lola, ale po cóż ten dodatek? Ja zdałam się na hrabiego...
— Hrabia odsyła mnie po wyrok do pani — przerwał hrabia uroczyście, prosi jednak równie jak ja o przyśpieszenie...
Lola nieznacznie ruszyła ramionami.
— Czybyś pan nie znajdował, rzekła, iż wspólnemi siłami należy nam termin ten o ile można odroczyć.
— Ja tego nie znajduję, odparł grzecznie się uśmiechając kawaler, lecz wola pani będzie dla mnie rozkazem.
— Ale ja nie mam woli, jak hrabia widzisz, odezwała się Lola, gdybym ją miała ręczę hrabiemu, termin musiałby być usunięty bardzo daleko... Na te słowa nie znalazł odpowiedzi Roman: dobył chusteczka batystową woniejącą zapachem cuir de russie i otarł nią spocone czoło... a potem westchnął.
Westchnienie wydobyło z ust Loli smutny uśmiech.
— Jakąż odpowiedź mam zawieźć stryjowi?
Lola namyślała się smutna.
— Wiesz hrabia co, powiedz mu raz jeszcze, jestem posłuszną, będę posłuszną, i zastosuję się do jego woli...
— Zdaje mi się, że hrabia życzyłby sobie najdalej za dni...
Chciał dopowiedzieć, gdy Baronówna usłyszawszy dni krzyknęła. Herma wbiegła na ten głos i rozmowa w stanowczej chwili najfatalniej została przerwaną.
— Cóż to za doskonałe masz pan perfumy! wtrąciła Herma.
— Nie używam innych nad prawdziwe angielskie, rzekł czując się w swoim żywiole Roman. Inne wszystkie są nieudolnem ich naśladowaniem. Siano naprzykład, cuir de russie, inne wonie trudne do pochwycenia a obrzydle imitowane i fałszowane, nie są do użycia jeśli nie pochodzą z za cieśniny.
Lola z politowaniem spojrzała na tryumfującego Romana, który z widoczną miłością ten przedmiot traktował, potem wzrok jej jakby dla porównania pobiegł się zatrzymać na garbarzu, który właśnie z Ciocią do pokoju powracał. Herma w tej chwili przypomniawszy sobie profesyą gościa i nazwę perfum, którym ten dzień był poświęcony, o mało nie parsknęła śmiechem, bo jej na myśl przyszło, że ze skórami mieli do czynienia i że w tem była jakaś fatalność. Musiała aż wybiedz aby się powstrzymywanym śmiechem nie udusić.
Nieczujska znać bliżej rozpytywała synowca i cicha jej z nim rozmowa, pełna była wykrzyków podziwienia, które się jej z pełnego wyrywały serca. Nie umiała się nigdy powstrzymać od manifestacyi tego co czuła. Z twarzy znać było jednak, że to o czem się dowiadywała, dziś musiało ją bawić, pocieszać i zdumiewać. Tak czas upłynął aż do obiadu, kamerdyner otworzył drzwi — skinęła gospodyni na Hrabiego, aby rękę podał Hermie, a sama obróciwszy się — o zgrozo! poszła do stołu z garbarzem.
Dobiło to Hrabiego, który długi czas nie mógł potem przyjść do siebie.
— To już za daleko posunięta gościnność, rzekł w duchu — tego rodzaju człowiek...
Spojrzał na gościa, który zasiadł do stołu wcale nie zdając się przejęty łaską jakiej doznał i rozpoczął bardzo swobodną rozmowę, jakby się czuł w kole osób sobie równych.
— Demagog jakiś! myślał Hrabia, ta pogarda wszelkich form przyjętych tego dowodzi, szczęściem że to ptak przelotny i że nam się tu długo naprzykrzać nie będzie.
Rozmowa Nieczujskiego tak jakoś różniła się od pospolitej, że wszyscy tem zostali uderzeni. Zwykle mówiono o dzieciństwach, lub dziecinnie o rzeczach ważniejszych, ten ile razy usta otworzył dotykał przedmiotów i objawiał jakieś poglądy, o których się nikomu nie śniło. Odpowiadano więc pół słowy, panowało zdumienie i jedna tylko gospodyni z wielkiem, jak się zdawało, zajęciem, słuchała tego osobliwszego kuzynka.
Hrabia Roman zgorszony wielce, postanowił temu koniec położyć i dopatrzywszy chwili dogodnej, rozpoczął opowiadania wielce interesujące o modach, o nowych balach jakie się urządzały w stolicy Galicji na zimę i formach jakie na nich miały być przyjęte.
Nieczujski jadł jak zgłodzony i słuchał tych powieści o wielkim świecie z ironicznym uśmiechem.
— A! zawołał, gdy w końcu Hrabia dokończył i milczenie nastało — co to za szczęście dla mnie prostego człowieka, że ja w tem kole, wśród tych ludzi o których elegancyi tak piękne pan hrabia opowiadasz rzeczy, — żyć nie jestem zmuszony! Cóż to za niewola! co to za nudy by były dla mnie, który nie mam tak wykształconego smaku, ażebym umiał ocenić wszystkie przyjemności takiej egzystencyi. Starczyłaby mi za najostrzejszą pokutę..
— Jak to pan rozumie? zapytał.
— Nie obrażaj się pan hrabia, rzekł po prostu z otwartością wesołą Nieczujski. Panowie żyjący w tym| świecie jesteście tem co się zowie grzecznie hommes de loisir, my jesteśmy ludźmi nawykłemi do pracy. Gdyby nam kto kazał myśleć całe życie o zawiązaniu krawatki, o ubiorze, o balach, o wieczorze po którym następuje poranek u kogoś, obiad u innego, wieczerza, potem tańce, wyścigi... a! miły Boże, w tydzień by człowieka nie stało...
Dodawszy do tego wielką troskę o to co włożyć, jakie wybrać rękawiczki, jakiego kroju suknie... jaką, sprawić liberję... co modne a co nie modne...
Śmiał się mówiący, Roman płonął jak człowiek osobiście obrażony.
— Naturalnie, rzekł, że nie wszyscy są stworzeni do tego życia.
— Ja myślę, że nikt, odparł Nieczujski, ale wychowanie wzwyczaja do niego, a do innego nie zdatnym czyni.
— Przecież w tym świecie także są zajęcia? rzekł hrabia.
— Jakie? spytał Nieczujski.
— Literatura, sztuki, gospodarstwo, interessa.
— Ale gdzież czas na to wszystko? podchwycił garbarz.
Zamilkli trochę.
Już nietylko Roman sam, ale Lola nawet i Herma tą napaścią tak śmiałą na żywot wielkiego świata zdawały się dotknięte. Śmielsza więc Herma interpelowała.
— Za pozwoleniem, będzie to może niedelikatnie, ale jakże pan co mówisz iż do wielkiego świata niej należysz, pędzisz życie?
Nieczujski zdawał się namyślać.
— Wszystko co piękne, co uszlachetnia człowieka, co obyczajom nadaje ogładę i stosunki przyjemnemi czyni, my także ludzie pracy cenić umiemy, brzydzimy się tylko próżnowaniem systematycznem, które zabija powoli człowieka i usypia, a z form przyjmujemy tylko te, które nie czynią kunsztownej lalki z istoty żywej.
— Ależ świat cywilizowany! przerwała Herma.
— Pani to nazywa cywilizowanym światem? przerwał Nieczujski i jakby się nagle opamiętał, dodał: A!jakże bo niewłaściwy przedmiot wybrałem do rozmowy...
— Owszem, mów pan, mnie to wielce zajmuje, przerwała żywo Lola. Ja nie należę jeszcze, mogę powiedzieć, do żadnego świata. Przeznaczenie zdaje się mnie popychać ku temu, który panu tak się dziwacznym wydaje... chciałabym jak najwięcej słyszeć i myśleć... dla uczynienia wyboru!!
— A, jeśli mnie pani upoważniasz, to choćbym się miał narazić moją otwartością będę mówił jak myślę, zawołał gość.
— W tym świecie co się nazywa wielkim, ludziom się zdaje, że do ideału dążą, ale... jeśli mam szczerze powiedzieć, podobni są do niego jak lalki, wystawione u fryzyerów do obrazów wielkich mistrzów. Całe życie ich składa się z kunsztownego udawania jakiegoś i ciągłej obawy, aby się w czemkolwiek formom nie uchybiło... Życie przechodzi na zabawach, które nie bawią, na pracach, które nie zajmują i do niczego się nie zdały, na kłamstwie, które nikogo nie oszukuje, a którym wszyscy się częstują.
— Więc pan, przerwał oburzony Roman, wolisz zapewne towarzystwo hałaśliwe, prostackie, w którym żadnej formy nie ma... aleć to barbarzyństwo.
— Za pozwoleniem, rzekł Nieczujski, nie rozumiemy się, panie hrabio, ja wcale tego towarzystwa karczemnego nie lubię, bo to pół zwierzęcy byt i życie w nim nieznośne, ale pomiędzy wyżynami wielkiego świata, który jest stworzony dla żywienia fryzyerów i modystek, a nizinami w grubych koszulach i łapciach, jest środek. W tym środku, jak zawsze w świecie, na zetknięciu się dwóch antagonizmów, jest życie normalne i prawda.
Jeszcze może więcej niż treść wyrazów p. Nieczujskiego, zdumiały Romana i słuchaczów użyte wyrażenia, wyniesione ze studyów uniwersyteckich, a w salonowej rozmowie niezwyczajne. Herma poczuła w tem jeszcze nie zupełnie zwietrzałego niemieckiego bursza, a Lola zaciekawioną nim była.
Roman czuł dlań politowanie i rodzaj pogardy.
— To są teorye, rzekł, na których cenie się my nie znamy. Cóż począć gdy kogo przeznaczenie postawiło w tym świecie? Musi w nim żyć i niech mi pan wierzy, że tym co w nim żyją nie wydaje się to tak strasznem i ciężkiem.
— A jak skoro komu z tem dobrze! rozśmiał się Nieczujski. Ja bo jestem prosty człowiek... nawykły do prawienia niestworzonych rzeczy. Co w myśli to na języku.
— To jak ja! rozśmiała się ciocia Nieczujska... moją naturę masz... Herma i Lola popatrzały na siebie, dziwnie się im jakoś zrobiło. Hrabia się zupełnie odwrócił od sąsiada i milczał. Nieczujski tym czasem rzucał naiwne pytania o to i owo, na które rzadko mu umiano odpowiedzieć. Przekonywał się, że i pan ten i panie warunków rzeczywistych kraju i życia jego nie znały zupełnie. Lola rumieniąc się tłomaczyła, że niedawno wyszła z pensyi: Herma nie myślała oszczędzać człowieka, który zaczynał jej być wstrętliwym.
— Ale cóż bo pan od nas chcesz? zawołała, żebyśmy się takiemi rzeczami zajmowały? Ja myślę o sukni, o ubraniu, o koronce, o balu, o podróży do wód i o tem żebym się jak najlepiej bawiła, reszta mnie nie obchodzi tylko mojego męża. Gdy mam czas czytam książkę francuzką lub niemiecką, trochę gram... trochę się nudzę, ale mi nigdy na myśl nie przyszło zaprzęgać się do jakiegoś tam gospodarstwa i pańszczyzny.
— Szkoda, bo to by się dało pogodzić z muzyką, literaturą a nawet elegancyą kobiecie potrzebną i miłą, a przyjemnie by czas zajęło.
— Prawisz pan kazania! zawołała Herma.
Nieczujski się rozśmiał.
— Zawsze mi to wyrzucano! masz pani słuszność jestem nudny jak kaznodzieja.
— Ale nie, wcale nie, zaprzeczyła Lola, to przynajmniej coś dla nas nowego. Mów pan i nie uważaj...
Ciocia wmięszała się do rozmowy po swojemu, zaczęto się śmiać i epizod ten skończył się powszechnem porozumieniem, bo nawet Herma dała się przejednać, Hrabia tylko powziął gwałtowny wstręt do przybysza.
Wstano od stołu... a po czarnej kawie, nie chcąc swą osobą natrętnym być salonowi, Nieczujski poszedł z cygarem do Ciotki.
Roman pozostał uparcie na swem krześle dosiadując, w nadziei, że uchwyci chwilę do rozmowy z narzeczoną. Herma czy za danym znakiem przez Lolę, która rada się była uwolnić od Romana i skończyć, czy dobrowolnie wyszła: Hrabia natychmiast skorzystał z tego i zbliżył się do gospodyni.
— Właśnie miałem pani oświadczyć prośbę mojego stryja.
— Rozkaz raczej, wtrąciła Lola.
— Nie, prośbę przyśpieszenia.. potwierdził Roman. Stryj prosi aby najdalej za dni...
Lola zmarszczyła się. Zmiłuj się pan, dni?
— Dni dziesięć, po cichu dodał Hrabia.
— Ale panie to być nie może! zrywając się odparła Baronówna. Sam pan do pewnych form i zwyczajów przywiązujesz wagę, a moja wyprawa nie skończona... tyle rzeczy brakuje.
— Lecz szczególne okoliczności... wyjątkowe.
— A! prawda! że jesteśmy, niestety, w położeniu zupełnie wyjątkowem, dorzuciła Lola, więc proszę pana powiedz pan z łaski swej stryjowi, że chcę mu być posłuszną, ale życzę i błagam go, aby mi dał trochę czasu.
Spojrzała na Romana, który siedział wyprostowany, najpocieszniejszą w świecie czułą robiąc minę i mrużąc oczy. Zdało się Loli, że widziała gdzieś zupełnie do niego podobnego glinianego kotka, grającego amoroso na gitarze. Mimowolnie porównała w tej chwili rubasznego, wesołego, niezgrabnego trochę, ale pełnego naturalności i życia garbarza i choć prawdą a Bogiem, wydawał się jej do zbytku oryginalnym, wolała jego rubaszność od tej sztywności narzeczonego.
Całe życie przesiedzieć naprzeciw takiej istoty krochmalnej, zimnej a udającej sentymentalizm, wyszukanie grzecznej i nieumiejącej się poruszyć, zdało się jej czemś przerażającem! Wzdrygnęła się.
— Przeznaczenie! okropne przeznaczenie! myślała, dla czegoż mnie ono spotyka.
Lola była po trosze także salonową laleczką, lecz w niej, niezabite instynkta ludzkie uśpione rozbudzały się powoli. Nigdy sobie innej nie wystawiała przyszłości nad taką, jaką ją Herma dla siebie mieć chciała, a jednak rodziły się wątpliwości czy to się szczęściem będzie mogło nazywać, choć dla drugich może na nie wyglądać.
Roman nie mając już nic do powiedzenia zabierał się do kapelusza, a dla przeciągnięcia pobytu mozolnie nakładał zwolna ciasne rękawiczki z całą sztuką, jaką tylko posiadają ci, którzy do tej sznurówki nawykli.
— Chociaż pobyt tego jegomości, odezwał się z uśmieszkiem, zapewne się nie przedłuży, przyznam się że wcale pani tego towarzystwa nie zazdroszczę. U nas w Galicyi nawet między młodzieżą klassy średniej, coś tak surowego i prostaczego znaleść trudno.
— Wiesz hrabio — odparła Lola, nie powiem ażeby mnie ten człowiek, prosty prawda ale szczery, otwarty, żywy, albo raził lub nudził.
— Pani jesteś dobrocią samą — dodał hrabia.
— A! nie! sameś się pan mógł przekonać, że samowolna bywam i uparta — ale ten Nieczujski jest, mimo pozoru nieco dzikiego bardzo wykształcony.
Pardon! przerwał Roman — jest to ten rodzaj parafiańskiego wykształcenia, właściwy niemcom, co wszystko umieją oprócz znalezienia się w salonie, ja wolę francuzów...
— Milsi są — ale przyznaj hrabio, ci — są plus sérieux...
Roman już był jedną rękawiczkę nałożył.
— Nieskończenie mnie dziwi, że pani może choć chwilowe znajdować upodobanie w takiem towarzystwie. Takich hommes sérieux, specjalistów my zwykle najmujemy za pieniądze, żeby za nas coś robili — ale żyć z niemi!!
Lola nie znalazła już właściwem dłużej się spierać...
— Wystaw sobie! wbiegając zawołała Herma, pełna pustego śmiechu — Nieczujski z Ciocią poszli na folwark gospodarstwo oglądać.
Il y sera dans son élement, przecedził przez zęby hrabia — dans la boue jusqu’aux chevilles.
Dowcip ten nie rozśmieszył Loli, popatrzyła na strojącego się pretendenta i nic nie odpowiedziała. Herma tylko przyklasnęła...
Roman w końcu zapiąwszy drugą rękawiczkę na oba guziczki, gdyż nie nosił innych nad zapinane podwójnie, ceremonialnie rozpoczął pożegnanie — i odjechał...
Widząc powóz odchodzący z przed ganku, Lola jakby wielki ciężar spadł jej z ramion, padła na kanapkę i odetchnęła.
— Wierz mi!! wierz mi!! szepnęła przyjaciołka — to najlepszy z mężów... będzie głuchy, będzie ślepy i zrobisz co zechcesz, byleś umiała konwenanse zachować. O serce się ciebie nie spyta... chyba o suknię jaką chcesz włożyć!

Il est parfait!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.