<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Lalki
Wydawca Jan Kanty Gregorowicz
Data wyd. 1874
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pogrzeb hrabiego Filipa odbył się naturalnie z całym przepychem i ostentacyą na jaką tylko mógł się zdobyć hrabia Roman. Herby jednak, któremi kościół został przyozdobiony, malowane na prędce przez niewprawnego artystę, wyszły z pod jego ręki nie zupełnie prawidłowo i dosyć fantazyjnie.
Kiru nie żałowano, ani świec, ani ludzi do orszaku, dla których szyto żałobę i płaszcze dniem i nocą.
Jednem słowem przepych był wielki... Zdaje się, że hr. Roman musiał czyhać na przyjazd Baronównej: czekał bowiem nań u drzwi, wprowadził do kościoła i osobne zapewnił jej miejsce, obok którego sam pozostał. Baronówna nie mogła się temu oprzeć, chociaż było to publicznem uznaniem praw pretendenta do jej ręki. Zwracało to oczy, ale hrabia Roman właśnie sobie tego życzył.
Po obrzędzie Baronówna nie przyjęła jednak zaproszenia do pałacu i wprost do domu z całym dworem swym odjechała, co zresztą hr. Roman znalazł, ściśle biorąc, prawidłowem.
Kilka dni zajęły czynności urzędowe, w czasie których śmiertelny postrach panował w Gromach, bo się spodziewano co chwila przybycia narzeczonego.
Baronówna była w szczególnem usposobieniu, nie dawała sobie nawet wspomnieć o tem, ażeby słowo dane złamać mogła, uważała się niem związaną nieodwołalnie, a mimo to czuć było, że radaby zapomnieć o tem co ją czekało, myśl nawet wszelką o tej konieczności oddalić.
Jakby rozerwać się pragnąć, zapuszczała się w długie, nieskończone rozmowy z panem Adolfem. Mówiła z nim o swoich interesach, wymagała aby rozpoznał stan majątku, aby się obeznał z tyczącemi się go sprawami, a mówiąc o przyszłości zdawała się istotnie zapominać czasami, że ona była na łasce mało jej dotąd znajomego człowieka.
Herma aż do zbytku otwarta, mówiła jej śmiejąc się:
— Na mnie ty robisz takie wrażenie, jakbyś jutro istotnie wyjść za mąż miała, ale za pana Adolfa.
Przypuszczenie to, które mogło było obrazić Lolę, ani ją dziwiło, ani obruszało, ani zbijane było zbyt gorąco. Słysząc je Baronówna wzdychała, spuszczała oczy i milczała.
P. Adolf chodził chmurny jak noc i widocznie w walce z samym sobą, ożywiał się tylko, gdy z obojętnej w początku, wpadał w jedną z tych rozmów nieskończonych z Lolą, z których Herma się wyśmiewała.
— Co wy z sobą całemi godzinami mówić możecie, do tego stopnia zajęci, rozstrojeni że o bożym świecie nie wiecie? pytała.
— Zmiłuj się, mówiła Lola, to pierwszy mężczyzna którego spotykam w życiu co mnie rozumie i ja go rozumiem.
C’est beaucoup dire! kończyła Herma — i, nie było odpowiedzi.
Do zachmurzonych twarzy w Gromach należała Ciocia Nieczujska. Nie kryła się z tem bynajmniej, że ten kuzynowski stosunek p. Adolfa był jej nieprzyjemnym.
— Ale bo niewiedzieć co to jest! mówiła otwarcie Hermie. Sama o tem nie wiedząc, bo to poczciwe dziecko, bałamuci mi Adolfa. Szczęście że to człowiek stateczny, no, a przypuściwszy drugiego na jego miejscu, głowę by stracił i gotowo by mu się nie wiedzieć co przyśnić. Po co kusić człowieka.
— Ale Lola w najniewinniejszej myśli szuka roztargnienia, mówiła Herma.
— Jać o tem przecie wiem, niecierpliwie dodawała Nieczujska, a zawsze to nie do rzeczy... Ma narzeczonego...
Od pierwszego dnia po odebraniu wiadomości o zgonie Lola przywdziawszy żałobę, i choć do niej obowiązaną nie była, nie zrzucała jej.
Zdaje się że uważała ją za tarczę i ochronę od napaści hr. Romana, za słuszny powód do odroczenia tej godziny ostatniej, stanowczej która ją przerażała.
Oczekiwanie na przybycie Romana przez dni kilka zatruwało spokój w Gromach, — ale że się ani pokazał ani listem zgłaszał, przestrach ów minął jakoś zapomniano o nim trochę.
Tymczasem jednego dnia przed obiadem, grom ten wiszący nad głową Baronównej, spadł wreście. Hrabia Roman w grubej żałobie, krepach, obszywkach, ze śpilką czarną w chustce czarnej, z guzikami en jais u koszuli — zjawił się w salonie. Nie zastał w nim nikogo oprócz Adolfa, który zdaleka go przywitawszy, miał sobie za obowiązek zawiązać rozmowę.
Hr. Roman przyjął tę grzeczność rumieńcem oburzenia, odpowiedział pół słowem i odwrócił się dając poznać aż nadto wyraźnie, iż żadnych bliższych stosunków zawierać sobie nie życzył.
P. Adolf popatrzał nań długo z impertynenckim trochę wyrazem twarzy, siadł przy stole i zostawiwszy go stojącym śród salonu, wcale już zajęty książką, nie zważał na niego, ale nie wyszedł, bo takie było życzenie Baronównej.
Wewnętrzny stan ducha młodego hrabiego, dobitnie malował się na jego twarzy i w ruchach. Zdawało się co chwila że wybuchnie, że popełni jakąś niedorzeczność, ale do tego zrazu nie przyszło...
Zimna krew p. Adolfa zwiększała i co chwila potęgowała gniew i rozdrażnienie Romana. Poczynał się przechadzać po salonie, co raz żywsze dając oznaki niecierpliwości, jakby pannie chciał dać do zrozumienia, że miał tu swe prawa i nie był z tych ludzi, którzy czekają...
Wpłynął ten zły humor na piękny zrazu układ włosów hr. Romana, które niespokojnie ręką rozgarniając doprowadził do namiętnego nieładu, nadającego mu fiziognomję desperata, niezgodną z jego naturą.
Baronówna, jakby na umyślnie to smutne tête à tête przeciągnąć chciała, nie wychodziła.
Dwa razy hrabia siadał i wstawał... pociągając jedną z czarnych rękawiczek urwał u niej guziki, chustkę zwinął w sposób najnieprzyzwoitszy, dobywając nieustannie zegarka skończył na tem, że minął się z kieszenią dlań przeznaczoną i dał mu zawisnąć na guziku od kamizelki, stworzeniu, jak wiadomo, słabem i urywaniu się podlegającem.
Blizko pół godziny minęło na tej mimice, Adolf zatopiony w książce czytał. Zabrakło znać cierpliwości hrabiemu, który żywo przystąpił do niego i odezwał się z przekąsem.
— Ponieważ pan w tym domu zdajesz się grać rolę gospodarza, racz-że mnie pan objaśnić, jak długo mam oczekiwać na Baronównę?
Adolf niezmiernie powoli podniósł głowę, popatrzał w koło i rzekł zimno.
— O tem wcale nie wiem.
Hrabia stał naprzeciw niego nieporuszony.
— A! o tem pan nie wie! to zabawne! Pomilczał chwilę nie ruszając się z miejsca.
— A pan tu jeszcze długo bawi? odezwał się z przyciskiem.
— I o tem nie wiem, odparł Adolf.
Kuzynka życzyła sobie bym pozostał.
— Kuzynka! powtórzył hrabia, kuzynka.
Adolf popatrzał i za nim jak echo, potwierdził głośno.
— Kuzynka.
Dalej nad tę impertynencyę, której sobie pozwolił hrabia w chwili rozdrażnienia, nie śmiał się już posunąć. Postrzegł właśnie wiszący na guziku rewolucyjnie, nie prawidłowo, skandalicznie zegarek, pochwycił go i zapakował do kozy, to intermezzo zmięszało go i odjęło ochotę do dalszej rozprawy.
Począł chodzić po salonie.
Lola z Hermą weszły... Hrabia zbliżył się ku nim sztywnie. Wprzódy jeszcze nim go przywitała, Baronówna zmierzyła oczyma obu panów, zostawionych sam na sam i zrozumiała ich położenie.
Nie wiedziała tylko czemu je przypisać, czy dzikości Adolfa, czy nie właściwemu znalezieniu się hrabiego.
Powitanie było ceremonjalne bardzo. Lola pochyliła się zaraz do Adolfa i szepnęła pół głosem.
— Czemużeś pan nie zabawił hrabiego, aby mu czas skrócić?
— Próbowałem, ciszej odparł Adolf, ale mnie odprawiono, z dodatkiem nie zbyt przyjemnym.
Oczy Loli błysły gniewem i pobiegły na narzeczonego, który siedział z dumą konsularną na fotelu.
Położenie stawało się przykre. Na licu gospodyni wypalony rumieniec nie schodził, szarpała w ręku chusteczkę.
— Piękną mamy pogodę! odezwała się jakby tylko dla uspokojenia sumienia, do Romana.
— Jak na tę porę prześliczną...
Nie czekając nawet tej odpowiedzi, z której Herma już się śmiać poczynała, Lola zerwała się z kanapki, skinęła na p. Adolfa i odprowadziwszy go do okna w drugim końcu salki, spytała nakazująco.
— Jak to było?
Nieczujski opierał się zrazu, ale potrafiła wymódz na nim powtórzenie tego co mu hrabia powiedział i szybkim krokiem wróciła na swe miejsce.
Zbierała się burza widocznie. Sam hr. Roman poprzedzające ją chmury postrzegł na czole panny. Zdawało się jednak, że ją rozwaga zakląć potrafiła. Baronówna zwolna ostygła, opanowała się, i poczęła o czemś obojętnem... Herma się wmięszała do rozmowy, nie unikał jej Nieczujski i tak jakoś z biedą przeszedł czas do obiadu. Lola tylko z wielką odwagą i stanowczością grała poważnie rolę gospodyni... Hrabia choć się nie udobruchał bo przebaczyć nie mógł, że mu tak długo i to jeszcze w towarzystwie czyjemś czekać kazano, stał się znośnym.
Obiad przeszedł bez wypadku..
W pochodzie nazad do salonu, hr. Roman wyraził życzenie poufnej rozmowy, która mu chętnie została udzieloną. Lola, nie czekając dłużej weszła z nim do otwartego gabinetu. Hrabia, który tak rozmowy pragnął, w obec niej stracił nieco odwagę, przychodziła mu za spiesznie.
— Pragnąłem, rzekł cedząc nieco, życzyłem sobie pomówić z panią o wspólnych interesach.
— Dotąd o wspólnych jeszcze nie wiem, odezwała się Lola spokojnie.
— To jest względem ślubu, dokończył hrabia.
Baronówna nie tak prędko zabrała się na odpowiedź.
— Hrabia Filip był dla mnie czułym ojcem, rzekła, noszę po nim żałobę i nie sądzę abym ją zrzucić mogła przed zwykłym rokiem i sześcią niedzielami.
— Hrabia mój stryj, przewidując swój zgon, rzekł Roman, wyraził życzenie ażeby żałoba nie była do ślubu przeszkodą.
— W tem jednem woli jego dopełnić nie mogę, przerwała Baronówna, powtarzam, nie mogę.
Hrabia milczał obracając kapelusz.
— Więc pani każe mi czekać rok i sześć niedziel?
— Nie ja, ale żałoba.
— Ściśle biorąc, odezwał się Roman, tylko ja do żałoby jestem obowiązany. Radziłem się ludzi doświadczonych, dla pupillów terminem najdłuższym bywało sześć niedziel.
— Ja radziłam się tylko serca mojego, odpowiedziała Lola, a to mi każe nosić żałobę dziecka.
Znowu przerwała się drażliwa rozmowa, hrabia poprawiał włosy i coraz je gorzej gmatwał.
— Lecz przez rok, chyba Baronówna będzie musiała prosić o naznaczenie opieki? Prawo tego chce.
— Mówiono mi o tem i stosując się do niego, żądałam aby naznaczono p. Adolfa Nieczujskiego, mego kuzyna.
Zaczerwieniony mocno hrabia cofnął się krok, zaciskając usta mocno.
— Przy tej zręczności, kończyła panna, mam hrabiemu do uczynienia wymówkę... Słyszałam wypadkiem jego rozmowę z p. Adolfem.
— Słyszała pani?
— Tak jest, i nie kryję panu, że mi się nie podobała, że mnie obraziła.
Roman zaczerwienił się z gniewu.
— Ale mnie obraża pobyt jego tutaj?
— Dla czego? spytała Baronówna.
— Bo pobyt przedłużony nie jest przyzwoity, bo to jest jegomość nie na swem miejscu w salonie pani.
— Nie wiem, czy hrabia sobie przypominasz naszą pierwszą rozmowę, poczęła gospodyni, usiłując się okazać spokojną. Zapowiadałam panu, że sobie wymawiam zupełną swobodę postępowania. Przyjmuję w moim domu, kogo mi się podoba i nie pozwolę nikomu rządzić się tu za mnie.
Hr. Roman spuścił głowę.
— Pani raczy wejść w moje położenie, są rzeczy, których ja od narzeczonej wymagać mam prawo.
— Nie uznaję tego prawa, hrabio Romanie, zawołała Lola. P. Adolf jest mi potrzebny, jest mi miły, i dla fantazyi pańskiej wcale nie myślę go ztąd oddalać....
Hrabia zamyślił się długo, westchnął.
— A gdyby do tego przyszło że jeden z nas dwóch oddalić się musi? wyjąknął gniewnie.
Lola zamilkła jakby oddech wstrzymując w sobie, jakby wybuch hamowała...
— Uczynisz pan jak mu się będzie zdawało, ale pan Adolf nie odjedzie.
Bladość chorobliwa okryła twarz człowieka, który widocznie mniej miał odwagi niż jej okazał pod naciskiem chwilowego rozdrażnienia. Widząc że się los jego ma rozstrzygnąć, radby był powrócić do pierwszego położenia, a cofnąć się duma nie pozwalała...
Czuł że popełnił niedorzeczność. Rok i sześć niedziel żałoby dawał mu czas do trzeźwiejszego rozmysłu, pośpiech ten prawie bez powodu, wydawać się musiał dziecinnym.
— Pani więc odwołujesz swe słowo i sprzeciwiasz się woli nieboszczyka? dodał pół głosem.
— Nie, bom dając to słowo, przypomnij sobie, stawiła warunki do których się odwołuję.
— Cóż mi pozostaje? spytał Roman.
— Zostawiam panu rozstrzygnięcie, żywo dorzuciła Baronówna...
Stał jeszcze przez chwilę hrabia, jakby wahając się co począć.
Duma wzięła wreszcie górę nad innemi uczuciami.
— Przybyłem tu, przebąknął niewyraźnie, wioząc pierścionek przeznaczony niegdyś przez nieboszczyka do zaręczyn, nic mi nie pozostaje jak dając pani czas do rozmysłu, uwolnić ją od mojej przytomności.
Skłonił się, a w tem Baronówna dodała pośpiesznie.
— Czasu do rozmysłu ani potrzebuję, ani przyjmuję. To czego pan wymagasz po mnie jest niepodobieństwem. Jest to mój jedyny krewny, nie kryję panu, że dla niego mam szacunek i przyjaźń szczerą.
— To jedno iż ten pan jako Kuzyn znajdować by się musiał w naszym przyszłym salonie, czyni dla mnie tolerowanie tego stosunku niepodobnem.
Lola uśmiechnęła się, lecz w oczach jej widać było politowanie.
— Zmuszasz mnie pan abym przy rozstaniu z nim stała się nie grzeczną, rzekła zniżywszy głos do szeptu prawie. Czyż hrabia sądzisz że dla mnie, a ze mną może i dla wielu innych osób, tajemnicą jest stan pańskich rodziców i ich położenie?... A pan wyrzucasz mi pokrewieństwo to i człowieka, na którego wartości się nie poznałeś?
Piorun któryby uderzył w niego, straszniejszego by na hr. Romanie nie wywarł skutku, nad te ciche słowa, które go do ziemi przybiły.
Stał się innym człowiekiem...
Być może, iż Lola sama pożałowała słów wyrzeczonych, których powstrzymać nie umiała, tak upokorzonym go ujrzała, tak straszliwie zmienionym... Drżał cały oglądając się do koła.
— Jeśli stryj zwierzył pani tę tajemnicę, którą pragnął mieć ukrytą, rzekł, bo inaczej nie pojmuję jakby ona do niej dojść mogła... nie godziło się...
— Godzi mi się oznajmić panu, że ten zacny opiekun, którego szanuję pamięć, dla mnie nie miał tajemnie. Rzecz ta pozostanie bądź co bądź między nami, chociaż w mych oczach nieboszczyk dał dowód słabości.
Zamilkła, Roman podniósł głowę bladą.
— Mam pani słowo...
— Nie wydam pańskiej tajemnicy, bądź pan pewnym, rzekła, ruszając ramionami, bobym nieboszczykowi uchybiła i drogiej jego dla mnie pamięci...
Roman nie miał siły już dodać ani słowa, skłonił się zdaleka.
Było to pożegnanie. Szybkim krokiem wyszedł do salonu, przechodząc przezeń skłonił się raz jeszcze wszystkim i zniknął...
Konie znać stać musiały przed gankiem, gdyż wkrótce później powóz ruszył.
Lola nie rychło powróciła do salonu.
Potrzebowała zebrać myśli, oprzytomnieć, uspokoić się, siadła w gabinecie sama, sparła głowę na ręku, zadumała się. Łzy potoczyły się z oczów. W takim stanie znalazła ją Herma, która weszła niespokojna i przestraszyła się widząc rozpłakaną, przypadła do niej żywo.
— Lolu, co ci jest? co ci się stało?
Czego płaczesz? Ten nieznośny hrabia wyjechał. Zerwałaś z nim?
— Ja? nie!
— Cóż zaszło między wami?
— Nic nie wiem, nie pytaj mnie, mówiła przerywanemi słowy Baronówna, nie rozumiem co się stało... Nie wiem co z tego wyniknie.
Herma nic więcej dowiedzieć się już nie mogła. Błagała napróżno. Domyśliła się jednak łatwo, iż rozeszli się w nieporozumieniu...
Wieczorem Baronówna dla bólu głowy zamknęła się w pokoju.
Nazajutrz ukazała się znacznie spokojniejszą, patrzała tylko w okno jakby czekała na coś i pierwsza postrzegła z południa, przybywającego w wielkiej żałobie mastalerza z Gromów, który przywiózł list do niej.
Trzech posłańców jeden po drugim pobiegło po to pismo, lecz gdy je przyniesiono, Lola nie miała go siły otworzyć... Brała je po kilkakroć w ręce i rzucała z przestrachem.
Przyjaciołka patrząc na to zniecierpliwiona wzięła na siebie rozerwanie koperty... przebiegła ją oczyma i z okrzykiem radości podała Loli... Obie poczęły czytać pospiesznie.
List wystylizowany znakomicie i przypieczętowany wielką pieczęcią domu Zebrzydowskich, pokorny, uniżony, błagalny niemal, uwalniał Baronównę od danego słowa.
Hrabia przekonawszy się iż serca pozyskać nie był szczęśliwym, praw swych się zrzekał.
— Jesteś wolną! to rozumniejszy daleko człowiek niżem się spodziewała! klaskając w dłonie zawołała Herma... Potem nachyliwszy się do ucha Loli, szepnęła ledwie dosłyszanym głosem.
— Mimo wszystkich hrabiów i baronów okolicy, idź ze mną o zakład, że za rok i sześć niedziel będziesz panią Adolfową Nieczujską... tylko zmiłujcie się, kupcie sobie choć mizerne Baronowstwo!!
Lola odepchnęła ją z lekka i niby gniewnie.
— Nie wiedzieć co pleciesz! odezwała się...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.