Lament y Nápominánie Rzeczypospolitey Polskiey

<<< Dane tekstu >>>
Autor Melchior Pudłowski
Tytuł Lament y Nápominánie Rzeczypospolitey Polskiey
Pochodzenie Melchior Pudłowski i jego pisma
Redaktor Teodor Wierzbowski
Wydawca Biblioteka Zapomnianych Poetów i Prozaików Polskich
Data wyd. 1898
Druk K. Kowalewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Lament y Nápominánie
Rzeczypospolitey Polskiey.
Przez Malchera Pudłowskiego
vczyniony.
W Krákowie, Lázarz Andrysowic
drukował M. D. Lxj.




Ach, niestetyż, mój wszechmogący miły Panie,
Toś to ciężkie a wielkie twoje pokaranie:
Takieś mię teraz znacznie i srodze dotknąć raczył,
Żeś prawie miłosierdzia swego nademną przebaczył.
Azam ja przedtym zacną nie była panią u narodu wszego,        5
A teraz jestem opuszczona od człeka każdego,
I stałam się tak barzo osierociałą wdową,
Że prawie nie wiem, co już czynić mam sama z sobą.
Przed kim że ja teraz smętek swój przełożyć mam?
Albo u kogo porady, u kogo pomocy poszukam?        q0
Ano wszyscy śpią, by więc na wielkiej swobodzie,
Nic nie baczą, iż za szczęścim tuż przygoda bodzie.
Przedsięć bych ja jednak tak długo mówiła,
Iżeby wżdy kogóżkolwiek takiego obudziła,
Który by się mnie użalić chciał ubogiej wdowy,        15
Bych jako mogła dostatecznie w to ugodzić słowy.
Lecz snadniej więc przychodzi szczęście swe wysłowić,
Aniżli nieszczęście i żałość przełożyć,
Bowiem samo szczęście cieszy smutne serce,
A przypadszy nieszczęście i wymowce streskce.        20
Mówić jednak będę, acz nie wiem, jeśli co pomoże,
Mnie przedsię ubogiej ulży to smutku niebodze:
Boć też ta jedna uciecha zostaje każdemu,
Namówić się do wolej, zwłaszcza strapionemu.
Oby mię to potkało od kogo inszego,        25
Co mię dziś potyka od narodu swego,
Dalekobych to znośniej wszytko przyjmowała,
Anibym tak dalece sobie styskowała.
Aleć to jest cięższy ból, który od swojego
Potyka więc człowieka, niż ów od obcego,        30
Jako się mnie dziś przydało, iż moi synowie
Obrócili się wszyscy zaraz ku tej mojej głowie,
Jakoby ją starli: na to nic nie baczą,
Iż mnie zatraciwszy, sami siebie stracą:

A trudno więc będzie wskórać, wszak i po chorobie        35
Czło wiekowi barzo ciężko przyść o pierwsze zdrowie.
Aż nie wiem, by nie na jedno słowo się zmówili,
Swego pożytku strzedz, a mój opuścili:
Rozumieją podobno, iż tak lepiej będzie,
Gdy każdy z nich, na swym worku pieniędzy usiędzie.        40
A drudzy zaś nie wiem, na co się udali;
Nie baczę, aby się na swe Starsze oglądali;
Wszytko im też wolno, by snadź i nagorzej,
I ci to rozumieją, iż tak będzie sporzej.
Ano, tam być sporo nie może, gdzie swawola płuży,        45
A gdzie łakomstwo buja, tam baczność nie służy;
Kiedy jeszcze k temu, przypadnie pan Zbytek,
Już tam zła nadzieja, bo ten szalon wszytek.
Ci-ć mnie pewnie pokonają, bo się trudno bronić,
Nieprzyjaciela domowego zciężka się uchronić;        50
A gdy się jeszcze trafi, iż ich będzie wiele:
Zniszczeć temu domowi-powiadam to śmiele.
Był ci mocny Pyrrus, był Hannibal k temu,
Jednak ci radzić państwu nie mogli rzymskiemu,
Aż przyszła pycha z domową niezgodą,        55
Upłynęła im wolność, prawie jako z wodą.
I leży, jako baczym, państwo zacne z gruntu wywrócone,
Nie mieczem, nie zbrojną ręką żadną przewrócone,
Ale pychą, zbytkiem, łakomstwem i k temu niezgodą.
Ach! niestety, mógłby się każdy karać takową przygodą.        60
Mogłoć by się więcej tego pokazać, by potrzeba była,
A k temu by za sobą, sama rzecz nie mówiła;
Lecz baczę, iż na ten czas po tym barzo mało,
Boby się i domowych przykładów nie mało pokazało.
Nie sroga mnie była Moskwa, nie srodzy rusacy,        65
Nie byli srodzy czechowie, nie srodzy krzyżacy,
Którzy się o to zawsze z pilnością kusili,
Jakoby mię byli dawno z gruntu wywrócili.
Lecz jako czuję, barziej mi ci moi dokuczyli,
Którzy mię prze swój pożytek prawie opuścili:        70
Ano, tak trzeba o swych rzeczach radzić sobie,
Jakoby ich mógł długo używać w swobodzie,

Bo cóż po majętności i co po imieniu,
Cóż po wsiach, po skarbiech, po drogim kamieniu,
Gdyż przeciw wolności są pieniądze błoto,        75
Przed nadobną swobodą nizacz stoi złoto.
O! czasby już powstać, a baczyć, iż wiele
Ze wszech stron nieprzyjaciół, którzy strzegą śmiele,
Jakoby nam odjęli majętność z wolnością:
Ach! Panie, toć już mi nie staje głosu przed żałością.        80
A niemasz nic cięższego na świecie człowieku każdemu,
Jedno bywszy sobie wolnym i służyć inszemu,
A tego zwłaszcza, który się swobodzie przyuczy,
Żadnego więc majętność w niewoli nie utuczy.
Hej! czas ocknąć, a z cudzej przygody        85
Opatrznym być, a strzedz swojej szkody,
Boć cudza przygoda jest-ci przykład prawy
Niedbałemu człowieku dla jego poprawy.
Aleć nie dziw, iż nie dbają, bo kto nie skosztuje
Nieszczęścia, szczęściu więc nierad ufolguje,        90
Którego potrzeb strzedz, jako oka w głowie;
Wszakże się i tego każdy snadnie dowie,
Iż kiedy je utraci, toż w ten czas lituje,
A dopiero to i sam wybornie poczuje,
Że nie zawsze jednako: dobrze na wolności        95
Myślić o przygodzie dla przyszłych trudności.
Lecz cóż po tym, iż wołam, gdyż oni nie baczą:
Przedsię po staremu po swej woli skaczą;
Widzę, iż się na to już wobec wszyscy udali,
Jakoby wolności nadobnej z swobodą zaspali.        100
Ach! niestetyż, toć mi się źle dzieje
Stradałam już wszytkiego, zaraz i nadzieje,
Jedno żal z frasunkiem, ci się mnie trzymają:
Podobno i ci podzieć się gdzieindziej nie mają.
Aleć mi się to słusznie dzieje, bom też nie umiała        105
Folgować tym, które-m sobie przyjaciele znała:
Nielsa teraz, jedno wszytko skromnie przyjmować:
Tak-ci temu bywa, kto więc zwykł brakować.


DOKOŃCZENIE.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Melchior Pudłowski, Teodor Wierzbowski.