Las (Weryho)/Ciekawość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Weryho
Tytuł Ciekawość
Pochodzenie Las. Książka przeznaczona dla dzieci od lat 6-iu do 10-iu
Data wyd. 1893
Druk Drukarnia J. Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CIEKAWOŚĆ.

B


Była sobie raz mała dziewczynka, nazywała się Jadzia. Miała włoski białe, oczka niebieskie. Zwinna, zręczna, była bardzo miłem dzieckiem. Nikogo nigdy nie skrzywdziła, nikomu nie dokuczała, kochała rodziców bardzo i swoją niańkę, starą Pawłową.

Jednak martwili się rodzice myślą o Jadzi, nieraz i niańka w cichości łzę ocierała, myśląc, że Jadzia już się nigdy nie poprawi.
Czegóż się tak oni martwili?
Był to sekret. Nikt nie wiedział prócz domowych, jaką brzydką wadę miała Jadzia. Była to wielka ciekawska i wścibska. Nic nie zdołało się ukryć przed jej oczami: w każdy kącik wlezie, wszędzie się wtrąci, wszystko musi zobaczyć. Czy to mama co schowa, czy kto z obcych co przyniesie, Jadzia wytrzymać nie może, natychmiast biegnie, rozwija i ogląda. Nawet ciekawą była, co kucharka z miasta przyniosła.
Co się mama nagniewała, co nie naperswadowała! Jadzia niby żałuje, przeprasza, ale za chwilę do tego samego wraca.
Razu jednego widzi Jadzia, że w szafie na półce coś jest w słoiku. Wzięła ją ciekawość dowiedzieć się, co tam być mogło. Przystawia stołek, wchodzi na niego, chce słoik podnieść, ale był zaciężki. Wsuwa więc dzieweczka paluszek, sądząc że to smaczna galaretka, a tymczasem była to smoła.
Jadzia wyciąga paluszek, kładzie go na język... A pfe! jakie brzydkie! Czemprędzej biegnie zmyć, a tu smoła tak się uczepiła, że nawet z mydłem nie odchodzi. Musiała tak przez kilka dni chodzić z poplamioną ręką. W domu wszyscy domyślili się wszystkiego.
Innym razem-miała jeszcze gorszy wypadek. Służąca przyniosła kosz z miasta, postawiła go pod stołem, a sama poszła do sklepiku po drzewo. Jadzia, gdy nikogo nie było w kuchni, nuż do kosza zaglądać. Wsuwa rękę pod wieczko, aż tu cap! coś ją chwyta za palec. Jadzia rączkę wysuwa, a tu duży rak uczepił się jej kleszczami! Zaczyna więc krzyczeć, płakać, rączką trzepie, rzuca się na wszystkie strony — nic nie pomogło. Nareszcie przyszła służąca i oswobodziła dziewczynkę od napaści raka. Długo jeszcze Jadzia płakała, więcej ze strachu niż z bólu, ale nikt jej nie żałował, gdyż sama sobie była winna.
To jednak trochę poskutkowało; przez kilka dni Jadzia zachowywała się zupełnie dobrze.
Widząc to mama, przywołała córeczkę do siebie i tak jej powiada:.
— Moja Jadziu, oddawna chciałam cię zawieźć do babci, ale bałam się, żebyś nie wyrządziła jej przykrości. Babcia nie znosi, aby kto po jej rzeczach szperał, a ty właśnie masz to szkaradne przyzwyczajenie.
Jadzia zapewniała mamę, że się zupełnie poprawiła, że się niczego u babci nie dotknie i prosiła na wszystko, żeby ją matka zabrała z sobą.
Nad rankiem drugiego dnia, Jadzia jechała już z mamą wygodnym powozem do babci. Kilka mil prędko im przeszło i ku wieczorowi stały już przy pięknym domku. Babcia serdecznie je przywitała, spytała jak się Jadzia sprawuje, a dowiedziawszy się, że jest zupełnie grzeczną, wzięła ją na kolana i długo pieściła.
Wesoło było tu bardzo. Przy domu był ogród, a w nim pełno kwiatów, huśtawka, łódka, łabędzie, słowem ubawić się i napatrzeć było na co. Ani spostrzegła Jadzia, jak kilka dni minęło i trzeba było szykować się do odjazdu.
Babcia widząc, że jej wnuczka tak wesoło się bawi i tak jest posłuszna i grzeczna, uprosiła mamę, aby zostawiła ją u niej na kilka dni.
Mama przystała chętnie i wkrótce odjechała.
Babcia wzięła za rękę Jadzię i poprowadziła do drugiego pokoju. Tu stanęła z nią przy dużej szafie.
— Widzisz, Jadziu, co tu jest?
— O widzę — droga babciu — widzę! — tu lalka, tak pięknie ubrana, a tu pajac, tam wózek i piłka. Moja babciu, dla kogo te wszystkie zabawki?
— Dla ciebie, moje dziecko; wszystko to otrzymasz wtedy, gdy się przekonam że nigdy nic nie poruszysz, co do ciebie nie należy i zawsze we wszystkiem słuchać mnie będziesz.
— Dobrze, dobrze, babciu moja złota — krzyknęła Jadzia, całując rączki babci...
— Zobaczymy: chciałabym, żebyś jak najprędzej to wszystko dostać mogła!
Dnie mijały szybko. Jadzia codzień odnajdywała jakieś nowe przyjemności, a kiedy niekiedy myślała o tych zabawkach, co w szafie stoją.
Pewnego wieczora babcia wyszła na wizytę i Jadzia została sama; usiadła na fotelu w pokoju babci i patrzyła na szafę z zabawkami.
— Może jutro dostanę te zabawki — mówiła do siebie Jadzia — babcia powiedziała mi wczoraj, że niedługo to nastąpi! A może jeszcze dziś w wieczór, gdy babcia wróci z wizyty. Ah! czemu to babcia tak długo nie przychodzi? Jak wróci weźmie kluczyk, zawoła na mnie i powie: „Jadziu, byłaś grzeczną i teraz zabawki będą twoje własne. Tyle zabawek! żeby to prędzej przyszła babcia!
Co chwila Jadzia podchodziła do okna, to do jednego, to do drugiego, ale babci nie było.
Nudziło jej się wreszcie, wstała i zaczęła się rozglądać po pokoju. Podeszła do stolika, na którym ustawione były rozmaite ozdobne pudełka. Otworzyła jedno: były szpilki w niem, w drugiem guziki — i kolejno zaczęła otwierać wszystkie. Wtem widzi że na komodzie stoi jakieś duże pudło porcelanowe.
Zdziwił ją ten nowy przedmiot, bo dawniej go nie spostrzegła.
— Co w takiem ładnem pudełku babcia przechowuje? Może karmelki dla mnie? może jakie kwiaty? a może jaki prezent dla mnie? Zobaczę... Nie wezmę nic z niego i babcia o niczem się nie dowie. Nawet służącej niema, nikt nie zobaczy!
I nie myśląc długo, Jadzia przystawiła krzesełko, weszła na nie i obejrzała się w koło.
— Jutro może i to pudło dostanę od babci — myśli sobie Jadzia — dla czegóżbym dziś nie miała zobaczyć, co w niem jest takiego?
Cichutko podnosi wieczko...
Wtem — smyk! Biała myszka wyskoczyła jej z pod ręki i pobiegła prędko w głąb pokoju.
Jadzia struchlała. Stała nieruchoma. Nie wiedziała co, ma począć. Zaczęła wreszcie płakać, chciała czekać na babcię, opowiedzieć jej co zaszło, przeprosić, ale babcia długo nie wracała i Jadzia musiała iść spać.
Nad ranem jeszcze słonko nizko było, gdy się Jadzia obudziła. Przypomniała sobie co zaszło, a w tem przychodzi służąca i mówi:
— Niech panienka wstaje prędzej i ubiera się, bo konie już czekają. Pani starsza nie chce już więcej widzieć panienki u siebie i prosiła, żebym odwiozła panienkę do domu.
— O, ja nieszczęśliwa! — wołała Jadzia — to już wszystko babci wiadomo! — i głośno zaczęła płakać.
Służąca surowym głosem powtórzyła jej rozkaz pani, i Jadzia musiała się ubierać. Babcia była tak zagniewaną, że nawet pożegnać się z nią nie chciała.
Smutno było wracać Jadzi do domu, a jeszcze smutniej przed mamą się pokazać.
Ale od tej pory Jadzia naprawdę poprawiła się zupełnie.
Babcia, dowiedziawszy się o tem, przebaczyła jej nieposłuszeństwo i była bardzo wdzięczną białej myszce, że wyleczyła jej wnuczkę z tak brzydkiej wady.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Weryho.