<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Weryho
Tytuł Wiewiórka
Pochodzenie Las. Książka przeznaczona dla dzieci od lat 6-iu do 10-iu
Data wyd. 1893
Druk Drukarnia J. Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
W
Wiewiórka.





W obszernym lesie iglastym mieszkała sobie wiewióreczka mała zwinna i wesoła.

Bo tak prawdę mówiąc, czego się miała smucić! Las cały do niej należał, a nikt jej nie wzbraniał i do drugiego polecieć. Szyszki w lesie i orzechy mogła choćby wszystkie pozabierać, nikt nie przeszkadzał, a przed nieprzyjaciółmi umiała tak zemknąć, że żaden dogonić jej nie zdołał.
Burze, wiatry, niepogody, również jej nie przestraszały. Miała ona własne mieszkanie w dużej dziupli starego dębu, a gdy się w niej skryła, żadna kropelka do niej się nie dostała, ani wiatr przez szparę nie doleciał.
W zimie też żadnego zmartwienia nie zaznała.
Na skórze jej odrastało gęste i ciepłe futerko; mogła bezpiecznie mrozy wytrzymać, a chociaż na leszczynie orzechów już nie było, to jednak miała ich dosyć w dziupli złożonych. Uzbierała sobie jeszcze na jesieni.
Długo tak szczęśliwie wiewióreczka skakała po lesie, żadnej biedy nie zaznała, ale razu jednego i jej się wydarzył smutny wypadek.
Pewnego poranku zimowego siedzi ona na grubej gałęzi sosnowej i wybiera z szyszki ziarenka, aż tu słyszy szczekanie. Pies uwija się w koło, na wiewiórkę patrzy i zęby wyszczerza. Ale wiewiórka śmieje się z niego. Wie bowiem dobrze, iż to nie żadna kuna — na drzewo się nie wdrapie, ani sowa — z góry nie spadnie i nie porwie jej.
— Niech tam sobie szczeka — myśli sobie wiewiórka.
W tem rozległ się strzał jeden za drugim.
Wiewiórka nie wiedziała nawet jak się znalazła na ziemi,
W głowie jej się zamąciło, straszny ból poczuła w nodze,
Myśliwy tymczasem pospiesznie zbliżył się do zwierzątka, mówiąc do swego towarzysza.
— A to mi się dzisiaj wiedzie! — jużem dwunastą wiewiórkę zabił. Jak tak dalej pójdzie, to wkrótce będę miał futro na całą salopę.
Z temi słowy bierze wiewiórkę do ręki, ale ta miała tylko dwie nóżki przestrzelone, biedz nie mogła i tylko podniosłszy główkę żałośnie piszczała.
Myśliwemu żal się zrobiło biednego stworzenia; wziął ją na ręce, włożył do torby i poniósł do domu.
Wielka była radość dzieci, gdy zobaczyły żywą wiewiórkę. Uprosiły ją sobie u ojca i zabrały do leczenia.
Radziły jak umiały. Mama też im dawała wskazówki pielęgnowania chorego zwierzątka.
W końcu tygodnia wiewiórka powoli zaczęła skakać po pokoju.
Przez ten czas przyzwyczaiła się do dzieci, nie uciekała od nich; wiedziała bowiem, że jej ludzie ulgę przynoszą.
Dzieci niezmiernie się cieszyły, mają już zdrową wiewiórkę; wsadziły ją do klatki, przypaliły jej bułki, cukru, owoców do jedzenia, a każde z nich chciało uczęstować wychowankę.
Minęło jeszcze parę dni. Dzieci obmyśliwały jakich figielków nauczyć mają wiewiórkę. Często do niej przybiegały; ale wkrótce spostrzegły, że wiewiórka coraz smutniejszą się staje: traci apetyt, bułeczka i cukier pozostają nietknięte, a sama siedzi z główką zwieszoną.
Poszły na mm&ę do rodziców i dowiedziały się wkrótce, że wiewióreczce zapewne bardzo ząbki urosły i teraz nie może ani pyszczka zamknąć, ani żadnego pokarmu przyjmować.
Wtedy to dzieci przypomniały sobie, że nie dały orzechów wiewiórce; zakrzątnęły się prędko i całą garść wsypały jej do klatki.
Wiewiórka rzuciła się na nie, jeden za drugim gryzła i już nic więcej jeść nie chciała. Ząbki rzeczywiście jej zmalały. Wiewiórka znowu była zdrowa i wesoła.
W mieszkaniu myśliwego rozgościła się jak u siebie w lesie, biegała po wszystkich pokojach, wdrapywała się na szafy, drzwi, a najwięcej uciechy dzieci miały gdy siadała im na ramieniu.
Jednak wkrótce musiały się dzieci rozstać ze swą wychowanką.
Biegając po wszystkich kątach, wiewiórka zaczęła ogromnie dużo szkody wyrządzać: pogryzła meble, dywan, nogi u krzeseł i wiele innych rzeczy. Było to bardzo nieładnie z jej strony; ale przecież nie można jej potępiać, takie już zęby miała z przodu, że odrastały nader prędko i ścierać je musiała wciąż twardemi rzeczami.
Z żalem wielkim wypuściły dzieci z domu swą ulubienicę do lasu.
Wiewiórka nie miała nic przeciwko temu, gwizdnęła parę razy i była już na czubku drzewa.
Bo chociaż jej w domu myśliwego było bardzo dobrze; zawsze jednak wolała las swój niż mieszkanie ludzkie.
Znowu bujała na gałązkach, znowu zaczęła życie swobodne i wesołe.
O dzieciach wszakże nie zapomniała, od czasu do czasu wpadała do mieszkania na chwilkę, posiedziała trochę i znowu zmykała do lasu.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Weryho.