Lepsze czasy/Motywy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lepsze czasy |
Rozdział | Motywy |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1925 |
Druk | Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Miłość i głód — to były dawniej dwa bieguny, przez które oś bytu, że tak powiem, przechodziła. Dwie sprężyny wszystkich czynów ludzkich. Zwłaszcza miłość miała opinję ustaloną — tomy wierszy lirycznych jej poświęcano, była treścią wszystkich romansów, dramatów — „cherchez la femme“ mówili kryminaliści i urzędnicy sądowi w każdej zawikłanej sprawie. Dziś ta sprężyna zardzewiała już cokolwiek. Nikt się tak łatwo z miłości nie zabija, a jako motyw zbrodni została wyparta poprostu przez mieszkanie.
Tylko bardzo naiwnych i dziecinnych ludzi wzrusza dziś w kinie lord angielski, którego żona porzuciła i który przeto siada w głębokim, wygodnym fotelu przy kominku i patrzy ponuro na lufę rewolweru, wyzierającą z szuflady biurka. Nonsens. Gdzież tu jest dramat?
Dopóki lord ma mieszkanie, mowy być nie może o żadnej tragedji. Sytuacja miałaby napięcie dramatyczne dopiero wtedy, gdyby lord musiał złożyć rzeczy u znajomego na warszawskim Placu Kercelego i sypiać w wannie, w łaźni Fajansa, gdyby w olbrzymiem miljonowem mieście nie posiadał łokcia kwadratowego podłogi, na której mógłby postawić swój fotel, nie mówiąc już o biurku z rewolwerem, gdyby musiał się martwić na przystankach tramwajowych, na dworcu kolejowym, w windzie, w magistracie, w lokalu wyborczym.
Człowiek głodny idzie poprostu do znajomych z wizytą, siada na kanapie, plecie, co mu ślina na język przyniesie i czeka aż mu podadzą herbatę, keks, gruszkę i czekoladki nadziewane. Może się przyznać głośno, że jest głodny i liczyć na to, że go nakarmią. Ale niechby, zamiast mówić inteligentnie o polityce Lloyd George’a i Arnolda Szyfmana, spróbował powiedzieć pani domu: za gruszkę i praliny dziękuję. Doprawdy nie mogę — nie krępują się, tylko mam dosyć. Zato — jeżeli mam być szczery — od roku nigdzie nie mieszkam, chciałbym raz wreszcie zasnąć spokojnie, zebrać myśli, pomarzyć. Oto są moje papiery. Czy pozwoli pani, że się na tej kanapie zamelduję? Czy wolno mi tu będzie spędzić ze trzy miesiące, dopóki sejm czegoś nie postanowi i „rozbudowa miast“ nie stanie się faktem?
Namiętni manjacy z epoki minionej, krytycy teatralni, szukają w każdej sztuce przedewszystkiem elementu erotycznego. Co do mnie — nie uznaję dramatu bez elementu mieszkaniowego. Niedawno zahaczył mnie na rogu Wareckiej jeden z przyjaciół:
— Hallo! gonię za tobą od godziny! Mam dla ciebie pokój! Centrum miasta, ogrzewanie centralne, oświetlenie elektryczne. Słuchaj uważnie: „Nina“ Kampfa w teatrze ma iść bez suflera. Aktorzy umieją role na pamięć i budka przez sześć tygodni będzie wolna. Idź do dyrekcji i poproś, żeby ci ją wynajęli.
— Nie pójdę. Nie warto. Budka nie będzie wolna przez sześć tygodni. Nie wierzę w sukces tego dramatu. Znów jakaś afera miłosna i znów jakiś starszy pan, wskutek niepowodzeń erotycznych — skacze głową na dół ze schodów czy też rzuca się w otwór liftu. Cóż z tego, że stary szlachetny mąż usuwa się dobrowolnie, kiedy z treści sztuki nie widać, komu zapisał lokal i gdzie młoda żona z kochankiem mają mieszkać? Literatura przedwojenna jest dziwnie papierowa, nieszczera, oderwana od życia i nikogo dziś już interesować nie może — zwłaszcza przez sześć tygodni. Rzecz napewno zrobi klapę i po czterech wieczorach sufler znów mi się wkwateruje do mojej budki.
— Ależ mój drogi, nie można tak ryczałtem wszystkiego potępiać! Przecież Szekspir...
— Szekspira, chociaż jest grubo przedwojenny, można będzie jeszcze ocalić. Należy go tylko trochę zreformować i przystosować do naszych czasów. Pracuję właśnie nad „Otellem“ i zarys intrygi już mam. Murzyn Otello wyjeżdża na wyprawę przeciwko Turkom. Desdemona zostaje sama na gospodarstwie i urząd mieszkaniowy rekwiruje jej jeden pokój dla oficera, Kasja. Jago na wojnie zwraca uwagę swemu szefowi, murzynowi, że między właścicielką prawną mieszkania i jej sublokatorem, Kasjem, zadzierzgnął się pewien supełek niedozwolony. Otello, pobiwszy Turczyna, wraca, dostaje order, tytuł, demobilizuje się i chce usunąć sublokatora. Ale Kasjo zmienia zamek przy drzwiach, zawładnął wodociągiem, dał łapówkę administratorowi domu, ma w ręku telefon i klucz od windy. Każe murzynowi, który ma astmę, wędrować na piąte piętro piechotą, przywłaszczył sobie gazomierz i licznik elektryczny.
Otello postanawia mu dobrowolnie oddać Desdemonę (bo, rzeczywiście, poco murzynowi Desdemona?), ale przewrotny Kasjo uwiódł tymczasem służącą Emilję i ma z nią dziecko. Desdemona wyrzeka się Kasja, zato uwiedziona Emilja sprowadza rodziców swoich ze wsi, którzy, dysząc zemstą, wraz z bratem przyrodnim, zajmują kuchnię i łazienkę. Na domiar złego nawet para kanarków ma młode i czyni rwetes szalony, skarżąc się na brak miejsca w klatce. Zdemobilizowany Otello wypożycza na weksel karabin maszynowy, zabija siebie, Kasja, Emilję, parę kanarków, dwoje ludzi ze wsi i rządcę domu.
To jest dopiero efektowne zakończenie piątego aktu.