Liryka francuska (antologia)/Penthesilea

<<< Dane tekstu >>>
Autor Théodore de Banville
Tytuł Penthesilea
Pochodzenie Liryka francuska
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1911
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Bronisława Ostrowska
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

PENTHESILEA.


Kiedy jej duszy bujna przewiała zawieja
Poprzez otwartą ranę, i gdy Penthesileja,
Popatrzywszy ostatni raz na niebios chwałę,
Zwarła na całą wieczność oczy swe zuchwałe, —
Podtrzymując jej białą skroń, co w dół się chyla,
Zanieśli ją rycerze pod namiot Achilla.
Zdjęto jej hełm o lotnych białej kity puchach,
Co przed chwilą się chwiała we wiatru podmuchach.
Odpasano jej kirys i zbroice dziane,
Odkrywając jedyną purpurową ranę
Drobną, podobną sercu krwawego granatu,
Na piersi dumnej, białej, czystej, nakształt kwiatu.
Szał nienawiści jeszcze wykrzywiał jej wargi,
A na pyszne ramiona, jako wodne piargi
Górskich rzek, kiedy wiosną niezwalczone runą
Biegło jej włosów mroczne pokrwawione runo.
W swoją ofiarę wpatrzył się boski morderca —
I uczuł nagle w głębi szlachetnego serca
Powstający ból gorzki. Więc podziwiał długo

Te bojownicę z czarnych długich włosów smugą,
Której pieszczot nie zaznał żaden mąż na ziemi,
I jej piękność, mogącą się równać z boskiemi...
Potem zapłakał. Długo, w cichym, ciężkim szlochu
Z płonących oczu nakształt srebrnych pereł grochu
Płynęły łzy — jak rosę sieją lilji pąki —
Tak on oblewał łzami czoło amazonki.
Wszyscy, co na swych nawach w pysze sił i losu
Na zabór zjeżonego wieżami Iliosu
Przybyli z nim przez groźnych mórz fale tułacze,
Drżeli w głębi serc, widząc jak Achilles płacze.

Jeden tylko Thersytes, chytry i kulawy,
I łysy, bo jak kępki wysuszonej trawy
Resztki włosów mu tylko wyrastały z głowy —
Obraził bohatera niegodnemi słowy.
»Ta kobieta zabiła nasze pierwsze wodze:
Skrzydlatemi je strzały goniła po drodze
Aż do ich naw i w Hades strąciła wieczyście
Achejczyków tak mnogich jako suche liście,
Kiedy gonią się w wiatru jesiennej rozterce...
Ale ty — każdy widzi — słabe, miękkie serce,
Jak jeleń się za łanią żalisz i — niestety —
Łzami kobiety płaczesz stratę tej kobiety«.

Na ten zarzut szyderczy, niecny i szalony,
Obudził się Achilles jako lew zraniony
Na piasku, który wichry zmiatają nagrzane,

Skąd czerw jakiś okrutny pełzał toczyć ranę, —
I widząc przed się tego tchórza z małym duchem
W spiczastą czaszkę zwalił go jedynym ruchem.
Thersytes padł. Bo udar Achillowej pięści
Podłą czaszkę rozwalił mu na tysiąc części.
Tak gdy w piecu podatną glinę wypaliwszy,
Której pragnął kształt nadać lepszy czy szczęśliwszy,
Garncarz swą nieudałą obaczy robotę, —
To jęty słusznym gniewem uderza ją młotem,
Że dzban się w proch roztrzaska pod tym jednym ruchem...
Padł na ziem ciężko, głucho, jak wół pod obuchem.
Zasię, patrząc w bezbronną od dziś bojownicę,
Lekkostopy Achilles lał wciąż łez krynice.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Théodore de Banville i tłumacza: Bronisława Ostrowska.