Lis, wyjadacz starej daty, Co z niejednej tarapaty Wykręcił się był na sucho, Doigrał się wreszcie swego. Z kitą spuszczoną, ociekły juchą, Podziurawiony jak przetak, Skarżył się biedak, a na ludzi nie tak
Jak na te Muchy, co go cięły do żywego.
«Tfu, do djabła! rzecze w złości, Już też mi przyszło na biedę, Gdy i to psiarstwo na skórze mej gości I najczystszą krew mą pije! — Idę ja tam, zaraz idę,
Ozwał się Jeż przyjaciel; wnet ja ci sąsiedzie
Każdą z tych pasożytek jak włócznią przeszyję.» Ale Lis pokręcił głową Nad prostego Jeża mową: «O nie! z tego nic nie będzie;
Daj mi pokój, mój bracie, już się te napiły:
Nowe, przyszłyby głodne i gorzej dręczyły.»
Co do mnie, i ja także jestem zdania Lisa:
Stary urzędnik chłepce, a nowy wysysa.