[461]CXCIII.
Drezno Britisch‑Hotel 1858. 9 Października.
Coraz gorsza choroba wnętrzności i piersi, skutkiem rozwolnienia bezprzerwnego znacznie osłabionych, przywlokła mnie za włosy tu do Walthera na parę tygodni, dokąd i z Warszawy nadciągnie z dziećmi do dziadka pojechałymi wkrótce Eliza, a wtedy puszczę się nazad ku Paryżow i, by zimowe miesiące przebyć pod cieplejszem słońcem. Będzie to w Hyeres albo w Algerze. Jeźli zdołam tej konieczności uniknąć, to i owszem, bo wcale mi się takie oddalenie się od moich nie uśmiecha. Ogromniem zmienion i wycieńczon, nogi ledwo mię noszą. Od wiosny przez straszne cierpienia przechodzę wciąż. Słowem, i Walther mi to szczerze oświadczył, nie dobrze jest ze mną; jeszcze nie niebezpiecznie, ale co chwila niebezpieczeństwo zjawić się może albo pod postacią wrzodów we wnętrznościach, albo pod postacią wolno zabierających suchot, bo ta choroba wnętrzności dziwnie oddziaływa na piersi i niszczy ich nasyłanemi krwi podrzutami i napływami.
Proces mój paryzki zupełnie mi się nie udaje. Perrier na całej szerzy pobojowiska mnie bije, sędziów rozmaitemi wpływy otaczając; reformy na Rusi i Li[462]twie dochodów mnie pozbawią, bo kapitału nie ma ; Turnejssen mój kapitał wszelki mi wydarł i uwiózł.
Proszę cię, spytaj się Alfonsa, czy Schenckel zawsze sławy zażywa dobrej. „Sparzon na ukropie i na zimną dmucha.“ Kilkakroć sam mi nie odpisał, jedno na jego miejsce jego pisarz, a jego samego nigdy w Marienburgu nie masz. Czy to nie złowrogi znak? Ma w ręku swoich z pięć tysięcy talarów moich w Pfandbriefach, których procenta kapitalizuje. Czy mi kiedy ich nie zabierze jak Turnejssen? Proszę cię spytaj Alfonsa o to, i odpisz mi jak oczy twoje, jak zdrowie, jak Marysia i dzieci się mają? Czy zimę w Poznaniu przebywacie? Ściskam cię z głębi przywiązanego serca.
Twój.