Listy (Krasiński, 1882-1887)/Listy do Adama Sołtana/CXCIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Listy |
Wydawca | Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta |
Data wyd. | 1882-1887 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Coraz gorsza choroba wnętrzności i piersi, skutkiem rozwolnienia bezprzerwnego znacznie osłabionych, przywlokła mnie za włosy tu do Walthera na parę tygodni, dokąd i z Warszawy nadciągnie z dziećmi do dziadka pojechałymi wkrótce Eliza, a wtedy puszczę się nazad ku Paryżow i, by zimowe miesiące przebyć pod cieplejszem słońcem. Będzie to w Hyeres albo w Algerze. Jeźli zdołam tej konieczności uniknąć, to i owszem, bo wcale mi się takie oddalenie się od moich nie uśmiecha. Ogromniem zmienion i wycieńczon, nogi ledwo mię noszą. Od wiosny przez straszne cierpienia przechodzę wciąż. Słowem, i Walther mi to szczerze oświadczył, nie dobrze jest ze mną; jeszcze nie niebezpiecznie, ale co chwila niebezpieczeństwo zjawić się może albo pod postacią wrzodów we wnętrznościach, albo pod postacią wolno zabierających suchot, bo ta choroba wnętrzności dziwnie oddziaływa na piersi i niszczy ich nasyłanemi krwi podrzutami i napływami.
Proces mój paryzki zupełnie mi się nie udaje. Perrier na całej szerzy pobojowiska mnie bije, sędziów rozmaitemi wpływy otaczając; reformy na Rusi i Litwie dochodów mnie pozbawią, bo kapitału nie ma ; Turnejssen mój kapitał wszelki mi wydarł i uwiózł.
Proszę cię, spytaj się Alfonsa, czy Schenckel zawsze sławy zażywa dobrej. „Sparzon na ukropie i na zimną dmucha.“ Kilkakroć sam mi nie odpisał, jedno na jego miejsce jego pisarz, a jego samego nigdy w Marienburgu nie masz. Czy to nie złowrogi znak? Ma w ręku swoich z pięć tysięcy talarów moich w Pfandbriefach, których procenta kapitalizuje. Czy mi kiedy ich nie zabierze jak Turnejssen? Proszę cię spytaj Alfonsa o to, i odpisz mi jak oczy twoje, jak zdrowie, jak Marysia i dzieci się mają? Czy zimę w Poznaniu przebywacie? Ściskam cię z głębi przywiązanego serca.