[32]LITANIA KU CZCI P. T. MATRONY KRAKOWSKIEJ.
Inwokacya:
Dostojna Pani! Sporo lat już mija, jak słucham potulnie i cierpliwie
potoków Twej wymowy; racz więc przymknąć teraz na chwilę
Twe słodkie usteczka i pozwól mi przemówić, a postaram się —
w przeciwieństwie do Ciebie, Pani — być zwięzłym i treściwym.
O ty, polskiej ziemi chwało,
Ty postaci wpół-monarsza,
Ty czcigodna, nazbyt mało
Opiewana, „damo starsza”;
Ty, co z głębin swej kanapy
Wychylając kibić tłustą,
Brzydkie swe nadstawiasz łapy
Przerażonym naszym ustom;
Ty, co z dostojeństwem w twarzy
Dźwigasz swe potworne kłęby,
O których lustmörder[1] marzy,
Szczerząc zakrwawione zęby;
[33]
I ty, uroczysta klempo[2]
W twojej wiecznej sukni bordo,
Z twoją beznadziejnie tępą
— Powiedzmy otwarcie — mordą;
Ty, orędowniczko dzielna
Uciśnionej polskiej nacyi,
Arcykapłanko naczelna
Naszej starobabokracyi;
Ty, co w „Piątki” lub „Soboty”
Polskich dusz sprawujesz rządy,
Starodawne wskrzeszasz cnoty,
A druzgocesz „nowe prądy”;
Co na fiksach i na rautach
I na dobroczynnej sesyi
Pytlujesz o pruskich gwałtach,
O „modernie” i „secesyi”;
Ty, co wszelkich zadań bytu
W mig rozcinasz każdy problem,
Gdy człek myśli, jakimby tu
Zamknąć babie gębę skoblem;
Ty, strącona z Łysej góry
W salonu fałszywy „ampir”[3].
Gdzie nas bierzesz na tortury
I krew nudą ssiesz jak wampir;
[34]
Ty, co głupoty powagą
Najmądrzejszych wodzisz za łby;
Ty! którą po śniegu nago
Człowiek bez litości gnałby;
Ty, elokwencyi patoko,
Coś jest wiecznych sporów źródłem,
Czy cię nazwać starą kwoką,
Czy też raczej starem pudłem;
Ty, co gorzko winisz męża
O prozaizm i codzienność,
Gdy twa energia zwycięża
Nazbyt rzadko jego senność;
I ty, której czujność tępi
Młodych wzruszeń powab czysty,
A co w Tomaszu á Kempi
Dawnych gachów chowasz listy;
Ty, co zdarłszy z siebie płótna
Oglądasz się w lustrze całą
I wzdychasz, ropucho smutna:
„On tak lubił moje ciało...”
Ty, obrazie wiedźmy starej,
Wydarty ze sztychów Goyi —
Powiedz mi: przez jakie czary
Jęczymy w niewoli twojej?
[35]
Z jakim czartowskim blekotem
Omamienie na nas padło,
Że czynimy czci przedmiotem
Szpetność, głupotę i sadło?
Przez jakie dziwne kuriosum
Tłuszcz bierzemy za charakter,
Puste gadulstwo za rozum,
A za obraz cnót klimakter??
Za co stwór podeszły wiekiem,
Co kobietą być już przestał,
A nigdy nie był człowiekiem,
Windujemy na piedestał???!
Próżne gniewy, próżne męztwo,
Nie nadeszła chwila jeszcze —
Nazbyt silnie czarnoksięstwo
Ściska nas w potworne kleszcze;
Coraz ciaśniej, coraz duszniej,
Coraz bardziej smutni, słabi
W takt kręcimy się posłuszni,
Jak nam zagra chochoł babi;
I tylko w tęsknocie żyjem
Czy nie wstanie jaki Wandal,
Co przepędzi babę kijem
I zakończy raz ten skandal!...
Pisane w r. 1908.