Litwa (Niewiadomska)/Sen Giedymina
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Litwa |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1918 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Puszcza prastara, głucha, nieprzybyta. Tutaj zapewne miały „swoje dwory dawny tur, żubr i niedźwiedź, puszcz imperatory“, bo człowiek nie wdarł się jeszcze w te knieje i dotąd nie zakłócił ich spokoju.
I oto dziś o świcie po raz pierwszy rozległ się tu nieznany głos rogów myśliwskich i zbudził dziwne echo, pod tchnieniem którego zadrżały stare dęby i mieszkańcy leśni. Okropna wrzawa zbliża się i rośnie: szczekanie psów, tętent koni, łamanie gałęzi, pęd wiatru — znów cisza, i znów echo dziwne...
Słońce wysoko stanęło na niebie, a wrzawa nie ustaje, choć się nie zbliża tutaj. Nagle — trzask łomu, pęd, głuche chrapanie i tur stary, olbrzymi, jeden z królów puszczy, błyskając dziko krwawemi oczyma, z grzywą zjeżoną, pędzi w szalonym popłochu. Coś świsnęło w powietrzu, drgnął groźny zwierz, przystanął, odwrócił się, czeka. Z gęstwiny wybiegł człowiek z żelaznym oszczepem, z piorunem w oku. Walka trwała krótko: legł tur potężny, — zmęczony pogonią myśliwy rozejrzał się dokoła. Przed nim wysokie wzgórze w płaszczu starych buków, gdzieś w dole strumień szemrze, a słońce z wysoka rzuca przez gęstwę liści palące promienie. U stóp — zwierz pokonany.
Teraz dopiero uczuł niezmierne znużenie: od świtu przecież trwała ta zabawa. Spojrzał na niebo, na dąb rozłożysty na pochyłości wzgórza, miękkie posłanie z mchu. — Tak, odpocząć musi. Trzykrotnie zbudził echo głosem rogu, lecz odpowiedziało mu tylko dalekie szczekanie psów myśliwskich; wtedy, ulegając znużeniu, rzucił się pod dębem na chłodną murawę i wkrótce spał snem twardym.
Dzień miał się ku schyłkowi, gdy książę Gedymin zbudził się nagle i usiadł, nasłuchując z wyrazem zdumienia: czy rzeczywiście słyszy śpiew daleki, czy to sen jeszcze, w którym po tej kniei rozlegał się głos wilka? Spojrzał przed siebie: wierni towarzysze łowów wraz z psami oczekiwali nad strumieniem, rychło pan się przebudzi. Gdy ujrzeli postać książęcą wyniosłą, zbliżającą się ku nim, wraz stanęli, gotowi do drogi.
Książę powitał ich życzliwem słowem.
— Słyszę śpiewy kapłanów — rzekł z radością w oku — sen miałem wieszczy, spieszmy do nich, usłyszeć wolę bogów.
Stary Kriwe-Kriwejte w wieńcu zielonym na głowie, w białych szatach, otoczony kapłanami, stojąc przy świętym ogniu, słuchał mowy księcia.
— Na Turzem wzgórzu stanął przede mną wilk w żelaznej zbroi — opowiadał Gedymin. — Mierzyłem się z nim wzrokiem, ażeby odgadnąć, z czem przyszedł. Wtem zawył tak donośnie, że stare dęby pochyliły głowy, i las cały odezwał się stokrotnem echem. Potężne wycie napełniło knieję, jakby sto wilków wyło jednocześnie, ale ja w sercu nie doznałem trwogi. Przeciwnie, głos ten budził we mnie radość, uczułem taką siłę i potęgę, że zbudziłem się nagle, spojrzałem dokoła i usłyszałem wasze święte śpiewy. Wtedy pojąłem, że to był głos bogów, że przez was wolę swoją mi objawią.
Przez chwilę trwała cisza uroczysta. Znicz tylko płonął i rzucał iskrami. Nagle kapłan wzniósł oczy ku niebu, potem spojrzał na księcia.
— Bogowie wolę swoją objawili — przemówił z wielką mocą — wysłuchaj ich rozkazu. Na miejscu, gdzie ujrzałeś wilka w zbroi, stanąć ma gród warowny i święte dla nich zapłonąć ognisko. A wycie wilka — to sława i potęga grodu, który zasłynie szeroko, daleko, a trwać będzie przez wieki.
Serce książęce uderzyło silniej, gdy usłyszał te słowa, i zapragnął co prędzej spełnić rozkaz bogów. Wkrótce też nad doliną Swintoroga, na Turzej górze błysnął płomień Znicza, i stanął gród Wilno, do którego książę przeniósł swoją stolicę. Dokoła grodu rozrosło się miasto, na miejscu puszczy pola zaległy uprawne, i sława nowej stolicy daleko rozeszła się po świecie.
Wiemy, że z Gedyminem zawarł przymierze Łokietek, by wspólnemi siłami wojować z Krzyżakiem. Potwierdzeniem przyjaźni było małżeństwo młodego wówczas Kazimierza z córką księcia, Aldoną, która chrzest przyjęła.
Złota i srebra nie miała Aldona, lecz ojciec dał jej w wianie wielkie skarby: jeńców polskich, których wróciło podobno przeszło 20.000.
Wielka stąd była radość w całym kraju: tutaj rodzice odzyskali syna, tam dzieci ojca, żona — męża, — tam — braci, tam przyjaciół.
Błogosławiono pokój i zgodę sąsiedzką, która zabezpieczała oba kraje od napaści, klęsk i nieszczęścia.
Gedymin zginął w walce z Krzyżakami na szańcach zamku Wellony nad Niemnem.