[357]
Lubo, gdy gonię.
Lubo, gdy gonię wspomnieniem tamtędy,
Gdzie żyje miłość, co me serce więzi.
Ot, wczoraj szedłem między kwiatów grzędy,
Nade mną ptactwa chór śpiewał z gałęzi.
A kiedy w owym ogrodzie tam stałem,
Spostrzegłem lilię z licem śnieżno-białem;
Wzięła mi serce, porwała źrenice,
Tak, że od chwili tej już tylko do niéj
Pamięć powraca i myśl ma się kłoni.
Dla niej już tylko płaczę, dla niej śpiewam,
Do niej jedynej drży me serce młode,
Modlę się, wzdycham, z tęsknoty omdlewam
Za miejscem, gdziem to ujrzał jej urodę.
Bo kwiatem kobiet i na podziw ziemi
Jest ta, co wdzięki podbiła mię swemi.
Powolne serce i słodkie ma lice,
I ród dostojny, a twarzą wesołą
Wszystko, co zacne, rozwesela wkoło.
Bogacz, gdybym śmiał opiewać jej wdzięki,
Bowiem słuchać mię zbiegłyby się ludy.
Lecz zazdrośników boję się paszczęki,
Tak pełnej jadu, i gniewu, i złudy.
[358]
Mam wrogów wielu, co się na mnie ważą
I co gotowi skrzywdzić mię potwarzą.
Ale niech jeno sposobność pochwycę
I niechaj stanę przed kim z jej rodziny,
O tej piękności zaśpiewam jedynej.
Nic przestajecie pytać, zazdrośnicy,
Czyj tu był zaszczyt i nagrody czyje,
Blizkie? dalekie? głośne? w tajemnicy?
Ja się nie zdradzę, ani wam odkryję.
Niech umrę, jeśli z ust wypuszczę parę.
Przyjaciel nawet łamie dzisiaj wiarę,
Zły sąsiad oczy ma na okolicę
Zwrócone chciwie i potwarze łowi,
Toż nie zaufaj ojcu, ni synowi.
Bo zaraz na mnie szyderca zakrzyczy:
Aj, patrzcie franta, jak to oczy mruży,
Jak pręży łydkę, gwiazdy w niebie liczy.
Mnie tam pochwała, nagana nie zdurzy;
Lecz gdy mi ku niej serce zadrży w łonie,
I gdy obrócę oczy ku jej stronie,
I myślą widzę... to mi i na lice
Miłość wraz blaski wywabia i maje,
Bowiem nie kocha, kto poznać nie daje.