<<< Dane tekstu >>>
Autor Alphonse Daudet
Tytuł Mała parafia
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La petite paroisse
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.
Dziennik księcia.
Do pana M. W. de Valougue w Kolegium Stanislais w Paryżu.
D. 6 lipca 1886 r. Grosbourg.

Zawiadamiam cię, kochany przyjacielu, że miejsce moje dziś i dni następnych będzie stało puste w klasie przygotowawczej w Kolegium Stanislas. Zdecydowałem się. Puszczam kantem szkołę wojskową Saint-Cyr, wyrzekam się sławy wojennej, osądziwszy, iż zasługi moich przodków zupełnie są wystarczające dla chwały mojego rodu. Pradziad mój, Karol Dauvergne, został mianowany marszałkiem za pierwszego cesarstwa, dostał przytem tytuły: diuka Alcantary, księcia Olmütz, a biedaczysko twój ojciec, wraz z tytułem generała głównodowodzącego trzecim korpusem armii, został tknięty paraliżem w czterdziestym siódmym roku życia; wszystkie tytuły i honory już zostały przez nich zdobyte a osobiste moje ambicye mają ztąd najzupełniejsze zadowolenie. Wielki puhar ruski stojący pośrodku naszego najwspanialszego salonu przy ulicy Chanaleilles, po brzegi jest napełniony dekoracyami familijnemi, które się tam razem marynują. Na moje jużby miejsca nawet nie było a zatem wolę sobie głowy nie łamać i spocząć na laurach przez ojców zdobytych. Mam lat osiemnaście, jestem jedynym spadkobiercą świetnego tytułu, nazwiska, milionów mojego ojca, lecz zarazem i smutnego stanu jego zdrowia, rozsądek więc nakazuje mi wcześnie zacząć używać rozkoszy życia... i oto zaczynam.
Widziałeś, że pisałem pokryjomu dwa listy w czasie wykładu trygonometryi, otóż jeden z tych listów zaadresowałem do kapitana Nuitt, prosząc, aby stał w pogotowiu w porcie Cassis z yachtem „Bleublanc rouge“, żeby dobrał ośmiu ludzi załogi, kucharza, kamerdynera, licząc sobie za wszystko razem po dziesięć tysięcy franków miesięcznie. Drugi list był zaadresowany do osoby, która mi będzie towarzyszyła w wycieczce, bo chyba nie przypuszczasz, abym wybierał się w podróż samotną... Tej pani nie znasz, przynajmniej fotografii jej nie było w owej szufladzie, w której razem z krawatami mieściły się listy i portrety moich przyjaciółek. Jest to mężatka, mieszkająca w sąsiedztwie Grosbourg, po drugiej stronie Sekwany. Ma lat zaledwie trzydzieści, podłużne jasne oczy zazwyczaj przymknięte, a gdy je roztworzy, rzucają one jasność na całą jej buzię, jakby odbłask drogocennych pereł; pozór ma chłodny i wielkie białe ręce pianistki; nosi zazwyczaj mitenki, jak kiedyś nosiły nasze prababki. Jest ona bezdzietną, ma męża, który ją ubóstwia a cała okolica otacza ją wielkiem poważaniem. Lecz ledwie, że napisałem do niej: „Przybywaj!“ odpisała natychmiast: „Lecę!“ i rzuca wszystko: męża, dom, rodzinę, dla młodzieńca może miłego, lecz jakże niestałego! Ty znasz moje przygody miłosne. Powiadam ci, że kobiety są rzeczywiście dziwnemi ptaszynami!
Co do mnie, to wyznaję, że nie więcej dbam o tę kobietę, jak o wiele innych, zanadto kocham wszystkie, by wyróżnić tylko jedną. Gdy pokosztowałem pierwszego takiego cukierka, rzuciłem go natychmiast, szukając, czy inne nie lepsze i chcąc wreszcie doszukać się czegoś szczególniejszego, o czem opowiadają, lecz czego jeszcze nie napotkałem dotychczas. Chcę wierzyć, iż mi życzysz, abym był szczęśliwszy tym razem. Gdy otrzymasz ten list, będę szybował po przestronem morzu a przekleństwa moich rodziców rozlegać się będą aż pod sklepienie niebios. Lecz cóż zrobić! Nie moja to wina, ale raczej ich samych. Gdyby nie byli mnie zamknęli najpierw w Grosbourg a później w szkole — nie byłbym powziął projektu, który dziś wprowadzam w wykonanie, gdyby mnie byli zostawili w Paryżu i na swobodzie, nie jechałbym z moją lubą na dalekie morskie wycieczki. Lecz księżna a moja matka zapragnęła odetchnąć zdala od swoich chłopców, jak nas nazywa, i osadziła mnie przy generale, abym pilnował jej chorego męża; myślała, że będę cnotliwie siedział nad książką i dzielił mój czas pomiędzy naukę i robienie kataplazmów. Nie zastanowiła się, nieboga, iż samotność jest zgubną dla młodzieńca w moim wieku i że patrząc z pałacu Grosbourg na pagórek po za Sekwaną, gdzie w Uzelles mieszka ładna, młoda sąsiadka, zechcę zacząć gruchać na wzór parzących się gołębi, których pełno jest zawsze przy kościelnej wieży małej parafii. Niezadługo potem generał wybrał się do wód a mnie zamknął w szkole, abym przygotował mój egzamin; otóż ja przygotowałem, ale co innego, bo moją ucieczkę. Kiedykolwiek przy spotkaniu, opowiem ci, jakie ja przechodziłem nudy w Grosbourg w towarzystwie tego zacnego inwalidy, jakim jest ten biedny generał.
Żebyś ty wiedział, mój kochany, ile rzeczy przesunęło mi się przez głowę, podczas moich samotnych przechadzek w głębi parku, lub też na tarasie po nad rzeką! Rozmyślałem nad życiem, nad sobą, oraz innymi i znajduję, że mam niesłychanie dziwny charakter. Odkryłem, iż w osiemnastym roku życia jestem stary i zmęczony, nie mam żadnej ambicyi, nie kocham nie, nie interesuję się niczem i widzę marność każdej radości. Dlaczego jestem taki?... Zkądże nabrałem tego przedwczesnego doświadczenia, tego niesmaku do wszystkiego, tej zgrzybiałości odejmującej mi wszelki zapał? Są to może właściwości moich rówieśników, bo należę do pokolenia zwanego: les petits de la conquête, gdyż zrodziliśmy się albo przed samą wojną, albo też w czasie jej trwania, lub gorzej jeszcze, bo zaraz po jej ukończeniu. Ten rok wojny i podboju Francyi cięży na nas wszystkich wówczas na świat przybyłych. A może mam tylko naturę moich przodków, lecz naturę zwyrodniałą, cucącą odpocząć po trudach poniesionych? Przysięgam, że zadość uczynię jej wymaganiom; tak, odpocznę po trudach przodków... dam im należny wypoczynek.
Żegluga po morzu i kobieta — są to dwie rzeczy mające dla mnie powab! Otóż na wypoczynek, a zarazem nagrodę, zaofiarowałem sobie obie te rzeczy naraz. Dotychczas tak na jednem, jak na drugiem polu, karyera moja była dorywczą tylko, lecz obecnie puszczam się na dobre i jeżeli cię to może interesować, mój kochany Wilkie, to będę każdodziennie spisywał dla ciebie dziennik podróży i doznawanych wrażeń. Będzie to szczera spowiedź duszy — ach tej duszy, którą książę-ojciec uznał w swoim synu, jako coś ciemnego, niebezpiecznego, jak bitwa po nocy...

Twój
Charlexis, ks. Olmütz.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Alphonse Daudet i tłumacza: anonimowy.