Małe niedole pożycia małżeńskiego/23

<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Małe niedole pożycia małżeńskiego
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1932
Druk M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Petites misères de la vie conjugale
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIII.
Bez zajęcia
Paryż 183...

„Pytasz, droga mamo, czy jestem szczęśliwa z mężem. Bezwątpienia, pan de Fischtaminel nie był istotą, o którejbym marzyła w snach młodości. Uległam jedynie twej woli, wiesz o tem. Kwestja majątkowa, ta najwyższa racja stanu, przemawiała zresztą dość stanowczo. Nie wyjść ze swej sfery, zaślubić hrabiego de Fischtaminel z trzydziestoma tysiącami franków renty i zostać w Paryżu, oto dość silne argumenty jakie miałaś w ręku przeciw biednej córce. Pan de Fischtaminel jest zresztą, jak na człowieka trzydziestosześcioletniego, przystojny mężczyzna; otrzymał krzyż na polu bitwy z rąk Napoleona, jest byłym pułkownikiem, i, gdyby nie Restauracja która zmusiła go do dymisji, byłby dziś generałem: oto okoliczności łagodzące.
„Wiele kobiet znajduje, że trafiło mi się rzadko szczęśliwe małżeństwo; muszę się zgodzić, że ma ono wszystkie pozory szczęścia... dla świata. Ale przyznaj, mamo, że, gdybyś przewidziała powrót wuja Cyrusa i jego zamiar przekazania mi majątku, byłabyś mi pozwoliła się namyślać.
„Nie mam nic do zarzucenia panu de Fischtaminel: nie gra, kobiety są mu obojętne, nie gustuje zbytnio w winie, nie ma rujnujących nałogów; ma, jak mi tłómaczyłeś, wszystkie negatywne przymioty znośnego męża; ale... jakie przy tem wszystkiem ale? Otóż droga mamo, nie ma żadnego zajęcia! Jesteśmy razem cały boży dzień... Czy uwierzysz, że dopiero w nocy, kiedy na pozór jesteśmy najbliżej, czuję się najswobodniejsza? Jedynie jego spoczynek jest moją ucieczką, wolność moja zaczyna się gdy on zasypia. Nie, ta zmora doprowadzi mnie do choroby! Nigdy nie jestem sama. Gdyby pan de Fischtaminel był jeszcze zazdrosny, miałabym bodaj rozrywkę. Byłaby wtedy walka, komedja, dramat; ale w jaki sposób trucizna zazdrości mogłaby zrodzić się w jego duszy? nie opuścił mnie ani na chwilę od ślubu. Nie czuje najmniejszego wstydu aby się kłaść na kanapie i trwać tak całemi godzinami.
„Dwaj skazańcy przykuci do jednego łańcucha nie nudzą się: mogą układać plany ucieczki; ale my nie mamy najmniejszego tematu, powiedzieliśmy sobie wszystko. Doszło do tego, że musiał zacząć rozprawiać ze mną o polityce! Ale i polityka się wyczerpała, wobec tego, że Napoleon, zmarł, jak wiadomo, na moje nieszczęście na wyspie św. Heleny.
„Pan de Fischtaminel głęboko nienawidzi książek. Gdy widzi że czytam, zbliża się i pyta dziesięć razy w ciągu pół godziny: Nineczko, złoto, prędko skończysz?
„Chciałam nakłonić tego dobrodusznego kata na codzienną jazdę konną, poruszyłam nawet najwyższy wzgląd czterdziestoletnich mężczyzn: zdrowie! Ale odpowiedział, że, spędziwszy dwanaście lat na koniu, czuje potrzebę wypoczynku.
„Mój mąż, droga mamo, to człowiek, który zaprząta sobą drugich, zużywa siły otoczenia, ma nudę żarłoczną: chce aby osoby które bywają u nas zabawiały go. Doprowadził do tego, że, po pięciu latach małżeństwa, nie mamy nikogo: zjawiają się tylko ludzie, których intencje są wyraźnie sprzeczne z jego honorem, i którzy starają się, bez powodzenia zresztą, zabawić męża, aby kupić sobie prawo nudzenia jego żony.
„Pan de Fischtaminel, droga mamo, otwiera, pięć lub sześć razy na godzinę, drzwi do mego buduaru lub innego pokoju w którym szukam schronienia, i podchodzi zaniepokojony, pytając: Co porabiasz, serce (pieszczotliwa nomenklatura z epoki Cesarstwa), nie zwracając uwagi, że pytanie to, powtórzone po raz dwudziesty, staje się dla mmie tą miarką, którą wlewał ongi kat w usta nieszczęśliwego skazanego na torturę wodną.
„Inna męczarnia! Musiałam wyrzec się spaceru. Przechadzka bez rozmowy, bez jakiejś zaprawy, jest nie do zniesienia. On przechadza się ze mną dla ruchu, jakgdyby był sam. Ma się tylko zmęczenia, bez żadnej przyjemności.
„Od chwili gdy wstajemy, do śniadania, czas wypełniony jest tualetą, zajęciami gospodarskiemi, ta część dnia jest jeszcze znośna; ale od śniadania do obiadu, to prawdziwy step, pustynia. Próżniactwo męża nie zostawia mi chwili spoczynku. Ten człowiek zabija mnie swą zbytecznością, bezczynność jego druzgocze mnie poprostu. Para oczu wciąż wpatrzona w moje zmusza mnie do uciekania ze spojrzeniem. Wreszcie jego monotonne pytania: — Która godzina, serce? — Co ty tam robisz? — O czem myślisz? — Co będziesz teraz robić? — Gdzie pojedziemy dziś wieczór? — Co tam nowego? — Och, cóż za czas! — nie czuję się dziś dobrze, itd..., itd., wszystkie te warjacje jednej i tej samej rzeczy (t. j. znaku zapytania) doprowadzą mnie kiedy do szaleństwa.
„Dodaj do tych ołowianych grotów godzących we mnie bezustanku, ostatni rys, który da ci pojęcie o mem szczęściu, a zrozumiesz moje życie.
„Pan de Fischtaminel, który wstąpił do wojska jako podporucznik w r. 1809 mając lat ośmnaście, nie posiadł innego wykształcenia jak tylko to, które mieści się w dyscyplinie żołnierskiej, w honorze szlacheckim i wojskowym; o ile ma takt, poczucie uczciwości i subordynacji, o tyle odznacza się zdumiewającą ignorancją, nie ma pojęcia o niczem, a żywi wstręt do dowiedzenia się czegokolwiek. O, droga mamo, jakiż idealny portjer byłby z tego pułkownika, gdyby okoliczności wtrąciły go w nędzę! Nie mam dlań żadnego uznania za jego waleczność, on nie bił się przeciw Rosjanom, ani Austrjakom, ani Prusakom, on się bił poprostu z nudą. Rzucając się na nieprzyjaciela, kapitan Fischtaminel uciekał przed samym sobą. Ożenił się z braku zatrudnienia.
„Inne małe utrapienie: zamęcza służących tak, że zmieniamy służbę co pół roku.
„Tak bardzo pragnę, droga mamo, pozostać uczciwą kobietą, że spróbuję podróżować przez pół roku. W zimie będę chodziła co wieczór na operę, do teatru, na bale; ale czy nasz majątek podoła takim wydatkom? Gdybyż wuj Cyrus chciał przybyć do Paryża, pielęgnowałabym go tak, jak się pielęgnuje spodziewaną sukcesję.
„Jeśli widzisz jakie lekarstwo na moje niedole, wskaż je swej córce, która cię kocha tyle ile jest nieszczęśliwa, i która wieleby dała, aby nosić inne nazwisko niż

Niny Fischtaminel“.

Oprócz konieczności odmalowania tej małej niedoli, którą dobrze oddać mogła jedynie ręka kobiety, i jakiej kobiety! trzeba wam było pokazać istotę, którą widzieliście tylko z profilu w pierwszej części książki, królowę małego kółka w którem żyje Karolina, kobietę której zazdroszczą, kobietę zręczną, która zawczasu nauczyła się łączyć wymagania świata z pragnieniami serca. Ten list jest jej rozgrzeszeniem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.