[20]MADRYT.
Madryt! Księżna to Hiszpanii!
Ileż w jego dróg otchłani
Ocząt biegnie czarnych, płowych,
Ile nóżek filgranowych
Po serenad białym grodzie
O wieczornym stąpa chłodzie!
Madryt! Gdy byk byka goni,
Ileż klaszcze białych dłoni,
Ile godeł się przypina!
Czyż się jedna senorina,
W gestéj gazie, gdy mrok spada,
Przez błękitne schody skrada!
Madryt! Madryt! Tu dzieweczki
Noszą bucik malenieczki,
Z ich figurek ja drwię przecie,
Bo mam jedną tylko w świecie:
Czy blondynka czy brunetka,
Jéj nie warta paznokietka.
Jedną mam. Jéj stara bona
Do czuwania przeznaczona,
[21]
Wpuszcza w okno mnie jednego,
Ale inni niech się strzegą:
Kto się na mszy do niéj zbliży —
Król czy biskup — umkną chyżéj.
Mojać to Andaluzyanka,
Zazdrośnica i kochanka,
W krepie długiéj piękna wdowa,
Anioł w niéj się z dyabłem chowa,
Żółta jest jak pomarańcza,
A tak żywa jak szarańcza!
W bałwochwalcze moje usta,
Gdy się wpije trzpiotka pusta,
Widziéć trza jéj ruchy prędkie,
I to ciało, smagłe, giętkie,
Jak się kurczy, jak się zwija
W mych ramionach — istna żmija!
Jeśli zaś kto ma ciekawość,
Przez com zdobył tę jéj żwawość:
Pięknym koniem się pochwalę;
Podziwiałem jéj mantylki
I — waniljowe pastylki
Raz jéj dałem w karnawale.