[18]RANKIEM.
Wstań, piękna, dość tego spania.
Twa klacz z długiego czekania
Już rży pod twoim balkonem.
Spójrz! Orszak strzelców wesoły
Ma czarnołape sokoły
Na tle rękawów zielonem.
[19]
Spójrz na twych paziów, dworzanów,
Co w świetnych dążą tu strojach,
Okapturzeni w zawojach,
Bez sukien i bez kaftanów.
Z kroczakiem każdy koniuszy,
A każdy giermek przy kuszy.
Spójrz, droga! Po trawce świeżéj
Wnet chartów sfora pobieży
I te ogary krzykliwe.
Na łowy, łowy szczęśliwe!
No daléj! Pójdź, dziewczę hoże!
Daj nóżkę, w strzemię ją włożę.
Lecz wpierw, ukryjmy pod morą
Z słoniowéj kości ramiona,
I wdzięki pysznego łona,
Co nim je oczom zabiorą,
Ślad swojéj formy wspaniałéj
W poduszkach poodciskały.
Ah! Lubię, gdy figlów broni
Tym czarnym włosom na skroni
Twa rączka pełna uroku.
Tym włosom, które, że rano
W długie warkocze splątano,
My rozplątujem o zmroku.
No daléj, nieustraszona!
Klacz twoja, w biegu szalona,
Już bije ziemię kopytem;
A twój błazenek ucieszny.
Buja parasol z zachwytem,
Jak żołnierz lancą — ach śmieszny!
[20]
Wdziéj, luba, przepaskę płową
Na ramię, godne pieszczoty,
Przez biust przeciągnij ją złoty,
A wtedy, moja królowo,
Porwę cię w kwefie na ręce,
Jak śpiące ciałko dziecięce.