Malwina czyli domyślność serca/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Wirtemberska
Tytuł Malwina
Podtytuł czyli domyślność serca
Redaktor Konstanty Wojciechowski
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Literacka w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IV
LIST WANDY DO CIOTKI

Mimo wyraźnej obietnicy regularnego do nas pisywania, jednego słowa od wyjazdu Cioci od niej nie odebrałyśmy. — To jest pierwszy występek; drugi, że Ciocia na piętnasty miała już być w Krzewinie, a tu dwudziesty minął, a Cioci jak nie widać, tak nie widać. Tak to wojaże ludzi psują, i teraz pojmuję, czemu, mimo gorących moich próśb, Ciocia nigdy mi dalszego wojażu nie dozwoliła, jak o dwie mile na odpust do Rożniszewa, do zabawnego i świetnego miasta, gdziem pewnie zepsuć się nie mogła. Ale niech Ciocia jeździ, niechaj nowe zabiera znajomości, my tu także mamy czym się zajmować. Blisko od tygodnia mamy tu gościa; — Ciocia ciekawa wiedzieć o tym gościu? — Otóż na ukaranie Cioci, że o nas zapomina, nie powiem ani kto, ani co, tylko powiem tyle, że się zowie Ludomir, że mnie wcale nie ma za trzpiota (jak wszyscy), że jest bardzo dla mnie grzeczny, jednak podobno dla Malwiny jeszcze grzeczniejszy. — Ale, ale, Malwina prosi, błaga Cioci, aby jak najprędzej do Krzewina wracała; niesłychanie pragnie tego i powiada, że choć zawsze przytomność Cioci jej miła, nigdy jednak jak teraz nie była jej potrzebną.

Ludomir jest wysoki, śliczne ma zęby, ale rzadko się śmieje (co zdaniem moim nie jest dobrze), wzrok ma powłoczysty i długie czarne oczy, które nigdy krótko nie patrzą. Wczora najbardziej to uważałam; muszę ci to opisać, moja Ciociu kochana!
Wczora tedy po śniadaniu zasiadłyśmy z moją siostrą do krosienek, i Malwina prosiła Ludomira (który między innemi rzeczami przedziwnie czyta), żeby nam chciał przeczytać Ludgardę, oryginalną tragedją, która nowo z druku wyszła[1]. Ludomir czytał przednio, z uwagą, sceny tkliwe zdawał się nie tylko wzrokiem, ale sercem czytać; jednak nie wiem, jak on to czynił, ale wciąż na Malwinę patrzał, i daleko bardziej w niej niż w książce miał oczy wlepione. Malwina zamyślona nie wiem o czem i strasznie nad robotą schylona, pewnie tego nie uważała, ale ja dobrze uważałam... i to jeszcze śmiesznie Ciociu, że jak żyję, nigdym jeszcze nie widziała takiego spojrzenia jak Ludomira, osobliwie kiedy na Malwinę patrzy. — Co Cioci powierzę jednak, to, że w tym samym Ludomirze (który zresztą bardzo mi się podoba) postrzegam wszelako niektóre wady. Naprzód często bywa zadumany, czasem bywa ponury, co nie jest dobrze. Onegdaj Malwina, chcąc go szczególniej poznać, bardzo niewinnie zapytała się o jego familią i o rodziców, gdzie są, gdzie zamieszkani? na te słowa twarz Ludomira zmieniła się zupełnie i zamiast zwykłej tkliwości, którą okazuje, głęboki smutek na niej się wyraził, gdy Malwinie odpowiedział: „Wiedzieć szczegóły o losie tak mało znaczącego, jak ja jestem, jestestwa, nie może być przydatne nikomu; niech mi więc wolno będzie na to jedno nie odpowiadać zapytanie“.
Przyznaj, Ciociu, że tak naszą a osobliwie moją ciekawość dręczyć, nie jest rzeczą przyzwoitą. Ale ja stąd widzę, jak Ciocia Ludomirowi wszystko daruje i nawet przeciw mnie i mojej ciekawości bronić będzie, gdy się dowie, że ukochaną Cioci Malwinę z pożaru i okropnej może śmierci uratował... Co też ta Wanda plecie o śmierci, o wyratowaniu, o jakimści Ludomirze, którego nikt nie zna, a wszyscy go kochają etc. etc. powie pewnie Ciocia, i prawdę mówić będzie, jeśli tak powie, bo ja sama, odczytawszy mój list, znajduję, że ciężko w kupę go skleić i zrozumieć, com chciała w nim opisać. — Ale przyjedź tylko jak najprędzej do nas, Ciociu kochana, a wtedy dowiesz się jaśniej o wszystkiem, a tymczasem to przynajmniej jaśnie i wyraźnie wyczytaj w liście twojej (zawsze trochę szalonej) Wandy, że Cię kocha i szanuje najczulszem, najwdzięczniejszem sercem.
P.S. Malwina, choć tego nie przyznaje, zdaje mi się niebardzo być zdrowa od niejakiego czasu; nie mogę dobrze rozeznać, czy weselszą, czy smutniejszą ją znajduję; ale widząc w niej jakąś odmianę rozumiem, że to ze zdrowia pochodzić musi, lecz co mnie przy tem uspakaja, to, że świeższa i ładniejsza, niż kiedykolwiek.




  1. Autorka popełniła omyłkę. Tragedja Kropińskiego Ludgarda, napisana między rokiem 1807 a 1809, znana była współcześnie z odpisów, a od roku 1816 z licznych przedstawień teatralnych, wszelako „z druku wyszła“ po raz pierwszy dopiero w r. 1841.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Maria Wirtemberska, Konstanty Wojciechowski.