[471]MARNOTRAWCA.
(MATKA DO SYNA).
„Jak cię zwać — synem, czy wrogiem?
Ty, co w ciągłym żądz twych szale,
Sam w grzech z grzechu brnąc zuchwale,
Mnie waśnisz z ludźmi i z Bogiem,
I w matki duszy niewieściéj
Topisz miecz ciągłéj boleści? —
„Gdzie dom? gdzie skarby? gdzie ziemie?
Co ojciec twój przez wiek długi,
Życiem pracy i zasługi
Nagromadził — by swe plemię
Zostawić w chwale u świata,
Jak sam w niéj przeżył swe lata? —
„Marnotrawco! obacz na co
Tyś je strwonił? Co z nich komu?
Co z nich tobie, okrom sromu?
Kto są, co się z nich bogacą?
[472]
Kto są, co o cudzym chlebie
Płaczą po nich — i na ciebie? —
„Nie kłam, nie bluźń, że mię kochasz!
Czy że słowy chełpliwemi
Chcesz mnie sławić przed drugiemi?
Czy że jęczysz sam i szlochasz,
Patrząc na me łzy i smutek,
Twoich szaleństw, grzechów skutek? —
„Gdybyś kochał — toćbyś przecię
Myślał o tém, co mi trzeba;
Toćbyś słuchał mnie i Nieba:
Toćbyś pomniał, że na świecie
Kto chce czci i szczęścia użyć,
Musi na nie wprzód zasłużyć.
„A ty!... O! ty pragniesz obu!
Lecz co czynisz, to wprost k’temu,
By mnie, i sobie samemu
Odjąć wszystko — i do grobu
Mnie i siebie pchnąć czémprędzéj:
Mnie z rozpaczy, siebie z nędzy.
„Co mi po tém, że, niestety,
Widzę, wiém, że nie zła wola,
Tylko płochość i swawola
Ćmią twe cnoty i zalety?
Im ich wartość cenię drożéj,
Tém ich plamę czuję srożéj.
[473]
„Lecz się obacz, ukorz szczerze!
I niech twe czyny dowiodą,
Żeś choć raz mądry przed szkodą:
A i ja rada uwierzę,
Że gdyś ty się mógł poprawić,
Bóg cię może błogosławić.” —
1869.