Martwe miasto
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Martwe miasto |
Część | Akt II, scena 2 |
Pochodzenie | Literatura włoska Wielka literatura powszechna T. 2 |
Wydawca | Trzaska, Evert i Michalski |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Jan Świętoński i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Porębowicz |
Tytuł orygin. | La citta morta |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Bianka Maria (prowadząc ślepą Annę ku jednej z urn grobowych, ustawionych na stole): Oto tu są popioły Kassandry, tam są popioły króla.
Anna (cichym głosem): Kassandra! Ona równie widziała... Widziała wkoło siebie zawsze nieszczęście i śmierć... (Nachyla się nad urną, bierze garść popiołu i rozciera go w palcach). Jakie wiotkie te popioły. Przesypują się między palcami, niby piasek morski. Czyłałeś mi wczoraj, Aleksandrze, co mówiła. Śród tylu krzyków strasznych odzywało się jakby tchnienie słodkie i smutne. Starzy porównywali ją do «rdzawego słowika». Jak brzmiały, jak brzmiały jej słowa, kiedy przypominała swój piękny strumień? i kiedy Starzy prosili, by im opowiedziała hislorję miłości boga? Czy nie pamiętasz?
Bianka Maria: Nie słyszał cię, Anno.
Anna: Nie słyszał.
Bianka Maria Stoi na tarasie.
Anna: Ah, stoi na tarasie.
Bianka Maria Przygląda się zachodowi. Zachód cudowny. Poza Artemisio całe niebo jest w ogniu. Szczyt Anachrea gore jak pochodnia. Aż tu dochodzi odblask czerwony. Pada na sprzęty złote.
Anna: Zaprowadź mię ku złotu.
Bianka Maria: Oto zewłok Kassandry.
Anna (dotykając się zlekka): Czy jest tu jej maska?
Bianka Maria: Jest tu.
Anna: (dotykając): Jakie ogromne usta! Okropny trud odgadywania rozszerzył je. Wydawała krzyki, zaklinała, lamentowała bezustanku. Wyobraźcie sobie usta jej pośród milczenia? jaki pośród milczenia musiał być kształt jej warg bolejących? Jakie zdumienie, kiedy duch pozwala jej odpocząć śród dwojga krzyków! Chciałabym, żebyście mi dziś powtórzyli dialog między nią a Starymi. Czy nie pamiętacie słów, kiedy opowiada o bogu, co się w niej kochał, i kiedy Starzy zapytują, czy uległa napastnikowi? Jawi się zapłoniona od wstydu, w tem miejscu: «Przyrzekłam» prawda, «przyrzekłam». Czy nie przypominacie sobie tych słów?
Bianka Maria: Nie, Anno; dziś wieczór ci odczytam.
Anna: «Przyrzekłam, ale zawiodłam go» — powiada. Zawiodła boga, a on się zemścił. Nikt odtąd jej nie wierzył. Została sama, na szczycie góry, ze swoją prawdą. (Pauza. Kładzie znów palce na złotym szczątku). Czy i ty kochasz, jak Aleksander, tego «rdzawego słowika»?
Bianka Maria: Los tej męczennicy jest okropny.
Anna: Była bardzo piękna, piękna jak Afrodytę. Leonard widział twarz pod złotą maską. To dziwne. Mnie równie zdaje się, że ją widziałam... Jakiej barwy, sądzisz, były jej oczy?
Bianka Maria: Może czarne.
Anna: Nie były czarne, ale wydawały się czarnemi, bo źrenice, w uniesieniu wieszczem, rozszerzały się tak, że pochłaniały tęczówkę. Myślę, że w przestankach, kiedy ocierała pianę z bladych warg, oczy były słodkie i smutne jak para fiołków. Takie musiały być, nim się zamknęły na zawsze. Przypominasz sobie, Bianko Mario, jej ostatnie słowa? Nie pamiętasz?
Bianka Maria: Wieczór odczytam ci, Anno.
Anna: Jest tam mowa o cieniu, co się przesuwa po wszystkiem, i o wilgotnej gąbce, co ściera wszystkie ślady. Nieprawda? «A nad tem» — powiada — «nad tem boleję więcej, niż nad resztą». To są jej ostatnie słowa. (Pauza. Trzyma w ręku złotą wagę). Słyszycie?»
Bianka Maria: To sokoły z góry Eubejskiej tak krzyczą.»