Marya Rodziewiczówna (Warnkówna, 1911)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jadwiga Warnke
Tytuł Marya Rodziewiczówna
Pochodzenie Dewajtis
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1911
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała książka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Marya Rodziewiczówna.

Dnia trzynastego czerwca r. 1911 obchodzono w Warszawie jubileusz dwudziestopięcioletniej pracy pisarskiej Maryi Rodziewiczówny. Uroczystość ta urządzona została staraniem Koła Zjednoczonych Ziemianek, w którym autorka »Dewajtisa« jest jednym z najgorliwszych i najpracowitszych członków.
I zebrało się paręset osób różnych zawodów i wszystkich stanów w siedzibie Związku Robotników chrześcijańskich, aby złożyć hołd talentowi Rodziewiczówny, wyrazić jej uczucia wdzięczności i serdeczną podziękę za gorliwą i niestrudzoną pracę, za złote słowa nauki, zawarte w jej dziełach, tak krzepiące i tak zawsze otuchy pełne.
I słusznie oddaliśmy jej ten hołd!
Od lat dwudziestu pięciu ona, jakoby siewca najzabiegliwszy, rzuca w serca narodu zdrowe ziarna: wiary we własne siły, nadziei w lepszą przyszłość i miłości wszystkiego tego, co dobre i szlachetne; ona zachęca, jak nie ustawać w trudzie, jak spełniać obowiązki, które życie na nas wkłada; ona wskazuje, jak ciemnota poniża człowieka, a nauka go uszlachetnia i podnosi; ona uczy, jak kochać współbraci i dla nich pracować, jak miłować ziemię ojczystą, tej ziemi się trzymać wszystkiemi siłami, a z rąk jej nie wypuszczać!

Wśród żyznych łanów litewskich, niedaleko Grodna, we wsi Pieniuha urodziła się Marya Rodziewiczówna dnia 2-go lutego w roku 1863. Była to chwila politycznej zawieruchy, czas ostatniego powstania, rok, zapisany krwią i łzami.
I nowo-narodzoną dziecinę dotknęły następstwa owej strasznej burzy, rozpętanej nad krajem.
Na dwór w Pieniuże spadł grom! Państwo Rodziewiczowie zostali wysłani na Syberyę. Dzieci rozebrała rodzina. Maleńką dwumiesięczną Marysię wzięła do siebie do Korzeniewa pani Karolina Skirmuntowa, bardzo zacna i szlachetna kobieta, która przygarnęła pozbawioną matki dziecinę, otoczywszy ją nie tylko opieką, lecz i miłością macierzyńską.
Pobyt w domu pani Skirmuntowej pozostawił niezatarte wspomnienie w duszy Rodziewiczówny; skreśliła ona wiernie jej serce gorące, jej myśli i czyny w postaci pani marszałkowej z Grel w jednej z ostatnich swych powieści: »Byli i będą«.
Pierwsze więc lata dzieciństwa spędziła Rodziewiczówna wśród ciszy wsi litewskiej, wśród ludzi szlachetnych i dobrych, lecz zarazem wśród klęsk powstaniowych, może smutniejszych i cięższych, niż powstanie samo.

W roku 1871 w życiu dziecka zaszła zmiana. Skutkiem ogłoszonego manifestu rodzice Maryi powrócili ze Syberyi, lecz jako ludzie wydziedziczeni i bezdomni: majątek ich bowiem został skonfiskowany.
Zabrawszy więc dzieci od krewnych, zamieszkali w Warszawie, sądząc, że tam łatwiej dać dzieciom wychowanie, a zwłaszcza je kształcić.
Ciężkie, pełne trosk i kłopotów były jednakże te lata, przeżyte w stolicy. Bieda zaglądała nieraz oknami i drzwiami, bo o pracę zarobkową było trudno, a tu dzieci podrastały, i o nich przedewszystkiem myśleć należało. Państwo Rodziewiczowie, jako wzorowi rodzice, rozumieli aż nadto dobrze, że trzeba się ograniczać na każdym kroku, wszystkiego sobie odmówić, byleby dzieci starannie wychować. To też dwoje starszych i dziewięcioletnia Marya zaczęli uczęszczać do szkół; ostatnia chodziła na pensyę pani Kuczyńskiej w Warszawie, gdzie garnęła się chętnie do nauki, okazując od dzieciństwa żywe się nią zainteresowanie i niezwykłą pamięć.
Po czterech latach bytności w mieście przenieśli się rodzice Maryi do Hruszowej na Litwę; majątek ten odziedziczył pan Rodziewicz po swym bezdzietnym bracie. Najmłodszej córki nie zabrali ze sobą, ale umieścili ją na pensyi w Galicyi, w klasztorze Niepokalanek w Jazłowcu. Marya spędziła tam lat kilka. Z początku tęskniła za domem i Litwą ukochaną, w której obecnie mieszkali wszyscy jej najdrożsi, ale z czasem przyzwyczaiła się do nowego życia i otoczenia i uczuła się na pensyi bardzo szczęśliwą. Przez cały czas pobytu w klasztorze uczyła się zawsze bardzo chętnie; nauki przychodziły jej zresztą łatwo, a najmilszem zajęciem i największą dla niej rozrywką było zawsze czytanie książek. Żywego umysłu, zawsze wesoła, skora do figlów, lecz i do pomocy koleżeńskiej, z wybitnymi zdolnościami do pisania ćwiczeń, zyskała sobie w klasztorze jak największą sympatyę i przełożonych, i towarzyszek nauki. O zawodzie autorskim, o sławie nie marzyła wtedy jeszcze wcale.
Przywiązawszy się szczerze do zakonnic i koleżanek, z niemałym żalem opuściła klasztor, aby powrócić do domu jako dorosła dziewczyna. Lecz niebawem, jak w pierwszych dniach dzieciństwa, tak i w pierwszych dniach młodości, uderzył znowu grom. Ojciec umarł. Nastąpiły działy majątkowe, trzeba było spłacić brata i starszą siostrę.
Osiemnastoletnia Marya nie zawahała się ani na chwilę przed trudnem zadaniem: pozostała z matką na obdłużonym majątku, wziąwszy sobie za cel oczyścić go i utrzymać. Wierna temu hasłu, wkładając w umiłowaną ziemię każdy grosz, pracą autorską zarobiony, po dwudziestu siedmiu latach starań, mozołów, pędząc życie skromne, potrzebując dla siebie samej bardzo mało, doszła do tego, że majątek prawie został oczyszczony.
Hasła, które głosi w swych pismach, stwierdziła życiem i czynem.
I zdobyła na zupełną własność ukochaną Hruszową, złożyła w niej prochy matki i siostry, wrosła w nią sercem całem.
To też, kto chce poznać bliżej duszę Rodziewiczówny, powinien ją zobaczyć na wsi u siebie, pobyć z nią choć dni parę, przypatrzeć się jej gospodarstwu.
Prosta, wesoła, gościnna i uprzejma dla sąsiadów, sprawiedliwa i ludzka dla włościan, z którymi umiała, pomimo odrębności narodowe i religijne[1], utrzymać dobre stosunki.
Do swych upodobań prostych i swojskich przystosowała całe swe otoczenie. W wielkiej sieni starego dworu stoją krakowskie skrzynie w barwne kwiaty; sprzęty w pokoju sypialnym wymalowane jej własną ręką podług wzorów ludowych, skromne, proste, twarde.
W kancelaryi cały warsztat, gdyż Rodziewiczówna pracą ręczną nie gardzi, a nawet lubi się nią zajmować, lecz nad igłę przekłada: siekierę, piłę, dłóto, roboty stolarskie lub wreszcie plecenie bardzo mocnych koszyków z korzeni drzewnych.
W ogrodzie dużo zapachu i kwiecia, lecz wszędzie kwiatki proste, swojskie: rezeda, astry, pelargonie, krzaki różane, bez, jaśmin, a wśród nich piękne grusze, jabłonie i lipy szumiące, a obok pasieka, którą się Rodziewiczówna zajmuje sama, bardzo gorliwie i umiejętnie.
W roku 1906 uzyskała za staraniem biskupa wileńskiego, Roppa, pozwolenie na rozszerzenie i otwarcie kapliczki przydrożnej, i od tego czasu kilka razy do roku odprawia się tam nabożeństwo.
Zjeżdżają wtedy do Hruszowej i obywatele zamożniejsi, i szlachta z zaścianków, i oficyaliści okoliczni, i wszyscy, których serce ciągnie, a Rodziewiczówna podczas nabożeństwa śpiewa po łacinie, odpowiadając księdzu, a potem ugaszcza hojnie we dworze wszystkich przybyłych bez wyjątku.

Z pracą i obowiązkami ziemianki umie ona przedziwnie łączyć twórczość autorską.
Równocześnie prawie z objęciem Hruszowej zbudził się jej talent, zaczęła pisać.
Pierwszą, jej powieścią był »Straszny Dziadunio«, drukowany w »Świcie«, którego to pisma redaktorką była ś. p. Marya Konopnicka.
Niebawem pojawił się »Dewajtis«, i ten już zapewnił sławę jeszcze bardzo młodej podówczas autorce. Za napisanie Dewajtisa uzyskała w roku 1888 pierwszą nagrodę na konkursie, ogłoszonym przez »Kuryer Warszawski«. Z powieści tej bije tak wielka siła i tyle w niej zapału, energii i wiary w niezłomne zwycięstwo, że odrazu imię autorki stało się rozgłośnem.
Od tego czasu ukazywała się jedna powieść po drugiej, z których winniśmy chociażby kilka wymienić: »Hrywda«, »Klejnot«, »Na wyżynach«, »Macierz«, »W głuszy«, »Pożary i zgliszcza«, »Byli i będą«, piękny ponad wszystkie: »Szary proch« i »Rupiecie«, obejmujące mnóstwo ślicznych, drobnych obrazków.
Rodziewiczówna opowiada zawsze w sposób jasny i prosty, a z wielkim zapałem. Wszędzie znaleźć można naukę, radę, wskazówkę, przestrogę, zachętę do wytrwania. Słabych, sennych, chwiejnych piętnuje surowo. Wszyscy jej bohaterowie walczą z trudnymi warunkami, lecz żaden pod ciężarem przeciwności nie upada. Powieści Rodziewiczówny są więc dla ducha pokrzepieniem.
Przedewszystkiem jednakże nawołuje w swych utworach do trzymania się ziemi ojczystej, a potępia tych, którzy po dobrobyt emigrują do obcych krajów. »Żywy, czy umarły — przeklęty ten, co wynosi precz od swoich swe siły, młodość, pracę«. Taki okrzyk znajdujemy w powieści: »W głuszy«.
Radaby, aby każdy tak czynił, jak ona sama uczyniła, aby każdy przy ojczystej glebie stał twardo, jak ona stanęła w Hruszowej. To też takie zdanie w niniejszej powieści, »Dewajtisie«, kładzie ona w usta Marka Czertwana:
— »I mnie taką siłę dał Bóg, żem ziemię tę moją ukochał nad świat cały, i nad młodość, i nad rozrywkę, i nad rodzinę, i dom. Ile duszy starczy, takem ją umiłował. Od łanu do łanu schodziłem ją stopami; przez dziesięć lat z nikim nie żyłem, tylko z tą rodzoną; rozumieliśmy siebie; mówiła mi do serca zbożami złotemi, zieloną łaką, ciemnym borem. I zaprzysiągłem wówczas, że mi jej nikt nie weźmie, chyba z życiem«.

Ta miłość wielka do ziemi ojczystej dawała i daje Rodziewiczównie: natchnienie prawdziwe, siły niespożyte, do pracy zapał młodzieńczy i żelazną do niej wytrwałość.
I z pracy tej płynie światło, którego jasne smugi rozchodzą się po całej Polsce.
I z pracy tej rodzi się chleb zdrowy i pożywny — nie dla ciała, ale dla duszy — który w całym narodzie krzepi serca, wypędza precz zwątpienie i ducha podnosi.

Jadwiga Warnkówna.

Warszawa 13 czerwca 1911 roku.








  1. Białorusini, wyznający religię prawosławną.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jadwiga Warnke.