Marzenie i pysk/Zazdrość i jej paradoksy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Marzenie i pysk |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „RÓJ” |
Data wyd. | 1930 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Sztuka grana świeżo w Teatrze Małym (Rogacz wspaniały) napełniła całą literacką Warszawę dyskusjami bez końca na temat zazdrości we wszelkich jej odcieniach, w związku z potwornem „szaleństwem” Brunona. Może tedy zainteresują czytelnika te bardzo szkicowe uwagi na ów wiekuisty temat.
Aberacja Brunona nie jest szaleństwem (chyba o tyle, o ile jest niem każda monomanja uczucia); jest poprostu logicznie wykreśloną linją, której w życiu dostrzega się jedynie fragmenty. Niemniej z fragmentów tych możnaby ową linję odtworzyć w całej czystości, jak to uczynił poeta. Jeżeli czem grzeszy jego sztuka, to nadmiarem czystej logiki.
Przyczyną paradoksów męskiej zazdrości jest to, iż:
w uczucie to wchodzi element serca, i miłości własnej czy próżności, i „prawa własności”; element zmysłów i element duszy;
otóż, elementy te kojarzą się najrozmaiciej, grą swoją, nieraz pełną sprzeczności, wytwarzając cały bezlik kombinacji, tam gdzie szablon myślenia nawykł widzieć rzeczy prosto.
W elementach tych nie orjentuje się nieraz sam „pacjent”, cóż dopiero świat, który widzi jedynie zewnętrzne formuły, tam gdzie pacjent czuje najdotkliwszą treść.
Do zamętu przyczyniają się i rozmaite wzory literackie, datujące z odmiennych epok i nieściśle wyrażające duszę dzisiejszego człowieka.
Rzucę na przykład kilka takich paradoksów.
Pierwszy najbanalniejszy:
Przenieśmy się na chwilę w świat apaszów i dziewcząt publicznych. Kochanek, który bez cienia zazdrości patrzy jak jego ukochana obdziela swem ciałem wszystkich, może ją pchnąć nożem o niewinny kwiatek, który komuś ofiaruje. Co więcej, zazdrość jego może się obudzić z powodu tego jednego, któremu ta dziewczyna się opiera, którego wzbrania się przypuścić do zwykłej płatnej kolejki, bo to znaczy, że tego mężczyznę wyróżnia, że dla niego objawia się w niej kobieca wstydliwość i kokieterja, że go kocha...
Inny paradoks:
Mężczyzna namiętnie i zazdrośnie kocha kobietę; w pewnej chwili uczuł, że w jej duszy włada obraz innego. Kobieta jest doń przywiązana, jest mu wierną i chce mu zostać wierną; ale w najtkliwszych chwilach on czuje, że jest nieobecna duszą, że (może nawpół świadomie) tęskni, pragnie... Pomiędzy nimi dwojgiem stoi idealny obraz drugiego.
Otóż, zupełnie logiczne jest, iż, z nadmiaru miłości i zazdrości, mężczyzna ten pchnie kobietę w ramiona tego drugiego, aby wprowadzić tępy fakt w miejsce uskrzydlonego pragnienia, aby zdewaluować rywala, z ideału ściągnąć go do rzeczywistości z jej nieuniknionem spłaszczeniem, rozczarowaniem, zużyciem; aby zdewaluować wreszcie kobietę i miłość, której, w nadmiarze jej wzruszeń, obaw i pragnień, nerwy jego nie były w stanie udźwignąć.
Jeszcze inny:
Mężczyzna kocha kobietę, która go zdradza z innym. Cierpi, ale nie umie się jej wyrzec. Jednego dnia spostrzega, że ta kobieta zdradza i jego rywala jeszcze z kimś innym. Czy ta nowa zdrada będzie pomnożeniem bólu? Nie, raczej przeciwnie; będzie w nim ulgą. Logicznie biorąc, ulga ta rosłaby przy każdym nowym kochanku; cierpienie zazdrości znajdowałoby się w stosunku odwrotnym do liczby zdrad.
Przypomina mi się tu powiedzenie pewnego męża, cytowane gdzieś w Balzaku. Kiedy mu otwierano oczy, że żona go z kimś zdradza, wzruszył ramionami i rzekł: „To czysto fizyczne”...
Nowy paradoks:
Kobieta, która ma wielu kochanków, a która potrafi powiedzieć przekonywująco mężczyźnie: „To są moje kaprysy, ale ty jesteś moją miłością”, i dowieść mu tego, mniej może zada mąk jego zazdrości, niż inna, która nigdy go nie zdradziła, ale w której oczach on czyta obce jemu myśli i pragnienia. W sferze logiki (t. zn. abstrahując od względów społecznych i miłości własnej) można przyjąć, że kobieta, która zaspokoi każdy swój kaprys, ale sercem, duszą, ciałem wreszcie, zostaje przy tym mężczyźnie, da mu uczucie pełniejszego posiadania, niż kobieta, którą, przy formalnej wierności, oddala wciąż odeń niepokój rozbujanej a niezaspokojonej wyobraźni.
Oto kilka paradoksów (możnaby ich snuć więcej), kilka przesłanek łatwo mogących się pomieścić w obłędnym sylogizmie Crommelyncka, który wiedzie do sprostytuowania ukochanej kobiety.
Szaleństwo, zapewne; ale czyż nie było szaleństwem dawne zamykanie jej pod kluczem i strażą aby sobie zapewnić jej miłość? Tamto był absurd zazdrości fizycznej; to absurd zazdrości duchowej; coś tak jak pewne średniowieczne sekty wiodły do czystości ducha przez ekscesy rozpusty. Utwór Crommelyncka, to próba stworzenia fizjologji czy patologji zazdrości serc współczesnych; albowiem zazdrość, od czasu jak
klasyczne formuły utrwaliły jej objawy, odbyła znaczną ewolucję.
Zazdrość w dawnem pojęciu, to zazdrość fizyczna i męski punkt honoru. O resztę się nie troszczy. Wierności broni groźbą, ryglem, ba nawet osławioną „opaską czystości”, zamykaną na kłódkę (co sprawiało, że kochankiem niejednej kasztelanki zostawał skromny ślusarz). Kara za złamanie wiary — śmierć; jak za kradzież; rzecz brano z punktu widzenia posiadania, bez najmniejszej troski o rzecz posiadaną i jej psychologję. Wówczas zazdrość była straszna, nie była komiczna. Z czasem, przy tem samem pojmowaniu rzeczy, słabnie energja i możność egzekutywy, zostaje bezsilny gest, który staje się tem samem komiczny. Na tem polega komizm Molierowskich zazdrośników.
A teraz wyobraźmy sobie dzisiejszą miłość w jej najszlachetniejszej, najpełniejszej formie: miłość, dla której posiadanie ciała bez posiadania duszy, serca, pragnień kobiety staje się nie szczęściem lecz okrutnym bólem; za którą w ślad idąca zazdrość rozciąga się na te strefy. Weźmy duszę nowoczesnego człowieka wzbogaconą dwiema strunami nieznanemi naszym przodkom: zrozumienie i współczucie; nawyk patrzenie na rzeczy i od drugiej strony... Podczas gdy dawni ludzie byli obojętni na cudze cierpienie lub nawet paśli się niem z rozkoszą, dla człowieka nowoczesnego, uczucie że ktoś cierpi obok niego może być nie do zniesienia. Dawny staruch, zaślubiwszy młodą dziewczynę, myślał tylko o tem, jakby ją zamknąć i ustrzec; dzisiejszy mężczyzna nieraz nie może znieść myśli, że kobieta żyjąca obok niego może łaknąć innej miłości, tak jak nie zniósłby widoku głodnego dziecka... Taki zazdrośnik podejrzliwy jest, ale w nadsłuchiwaniu drgnień serca kobiety; szpieguje, ale jej myśli. Cierpi, więcej może, ale jakże inaczej!
Wszystko to przeobraziło uczucia zazdrości. Dusza ludzka nie mogłaby udźwignąć wszystkiego naraz; walka o bezwzględne posiadanie ciała i duszy kobiety zawiodłaby do szaleństwa, które oglądamy w Brunonie. To też, w miarę jak wzajemne posiadanie serc zastępuje u mężczyzny dawne branie miłości w pojęciu jednostronnego posiadania ciała, zazdrość fizyczna, materjalna, staje się potrosze przeżytkiem. Stępia się jej ostrze, przez instynkt samozachowawczy nowej ludzkości. Przestaje zwłaszcza być owym pomylonym „punktem honoru”. Milcząco, jakby wstydliwie, ale bardzo wyraźnie, życie układa się na innych podstawach.
Wogóle, kiedy spojrzeć na życie erotyczne społeczeństw bodaj w ostatnich kilkunastu latach, widzi się olbrzymie przemiany. Formułki, dogmaty niby wciąż te same; ale treść pod niemi jakże inna! Jesteśmy w fazie powszechnej ewolucji; w fazie stwarzania form życia nareszcie na modłę naszą a nie na modłę naszych pradziadów. Radykalna odmiana w zapatrywaniach na dziewictwo, na „przeszłość” kobiety, na przymus macierzyństwa, na „wolną miłość”, wogóle zupełna przebudowa stosunku dwojga istot. Nareszcie jakby ludzkość doszła do przekonania, że życie dość jest samo przez się trudne i skomplikowane i że niema potrzeby utrudniać go i komplikować z takim wysiłkiem jeszcze bardziej. Póki bić będą serca ludzkie, póty będą istniały ludzkie bóle, męki, pragnienia; ale z radością oglądamy świt dnia, w którym wszystkie te delikatne sprawy będzie regulował kodeks ludzki a nie „honorowy”.