[67]Miłość, wdzięki — dzięgów dźwięki.
I.
Ach! była to dziewczyna, jak lilia, młoda,
Na twarzy jej jaśniały, anielska uroda.
Ach! jak ja ją kochałem, świadkiem Bóg na niebie,
Gotów byłem życie me, dać za nią w potrzebie,
Kochałem ją, ona mnie, kochała wzajemnie,
Mówiąc, że nikt droższy jej na świecie odemnie,
Żem tak piękny, szlachetny, wspaniały, jak książę,
Więc czekałem rychło-li, ksiądz nam ręce zwiąże,
I organista zagrzmi, hymn „Veni Creator“,
Ale na mą kochankę trafił się amator,
Trochę chromy na nogę i trochę garbaty,
Ale za to dwa razy, jako ja bogaty.
Co się stało? ot poszła luba kochaneczka,
Za owego garbusa — kulasa — człowieczka,
Oddała mu swą miłość, urodę i wdzięki,
Czemu? bo garbusek miał miłe dzięgów dźwięki...
[68]II.
Tomek, był to parobek urodny, majętny,
Do roboty, do tańca, do śpiewek, pojętny,
I chociaż był kmieć z kmiecia, z honorem, bogaty,
Pokochał piękną Zosię z komorniczej chaty.
I kochał ją tak szczerze, aże do tej chwili,
Aż Zosia nad kolebką śpiewała li! li! li!
Gdy jej odebrał wianek, niewinność i cnotę,
Porzucił biedną Zosię, ludziom na sromotę
Wyśmiał się z niej, i nazwał podłą brudną szmatą,
Ożenił się z Petryną dzióbatą, bogatą.
[69]III.
Kasia była pokojówka,
Trochę trzpiotek, wartogłówka,
Służyła państwu we dworze,
Było jej tam bardzo dobrze.
Bartek był sobie syn kmiecy,
Miał pięć morgów, krzepkie plecy.
Raz się zbliżył do dziewuchy,
I zakochał aż po słuchy.
Choć nie miała ani stówki,
Został mężem pokojówki.
Kasia była, wątła słaba,
Jak to zwykle, „z pańska baba“
A więc dziewkę namówili,
Mięso jedli, kawę pili,
Słowem w państwo się bawili,
I wcale nic nie robili.
Aż po trzech rokach niespełna,
Kaśka uciekła, psiawełna!
Gdzieś do miasta; a za długi,
Sprzedał Bartek morg i drugi,
Czwarty piąty, i dziś Bartek,
Został bez żony, bez „portek“.
[70]IV.
— A serwus Jantek! jak się masz kolego!
— Dobrze, a ty jak? zdrowyś? co nowego?
— Zdrowym, że mógłbym przeskakiwać tęczę!
— Cóż to? na palcu masz srebrną obręczę!
Wesołyś taki, czy się żenisz Janku?
— Toć, że się żenię — zgadnąłeś kochanku,
Więc rychtuj skrzypce, daj mi już zadatek,
Zagrasz, usłużysz, dla mnie naostatek.
— Żenisz się? z którą? — Znasz się z Lelicionką,
Za dwa tygodnie będzie moją żonką.
— Aa! z Maryną! o! o! o! kolego!
Cóż też ty robisz — powiedz — najlepszego!
Dyć ona niema żadnego majątku,
Ni grządki ziemi, ni swojego kątku!
Tobie omało nie wyłażą pięty,
Ty jesteś goły, jak turecki święty!
— Eee! idź „bajduro“! pójdę z nią na służbę,
I będzie dobrze! Wiesz Franek za drużbę,
Hanka do niego, Warzechów z pod lasa,
Będziemy hulać „horasa“ „hop sasa“!
A po weselu, nie tracę nadziei,
Może dostanę służbę przy kolei,
Pomału mogę zostać i „budnikiem“
I będę lepszym niż ty zagrodnikiem!
— No, daj ci Boże! kolego, lecz... ale...
— Już mi ty Jantek nie gadaj nic wcale!
Bo wszystko na nic! bo to niby tego,
Chrzciny wnet sprawię! — A! to co innego!“
— Tak mój Jantusiu, czegoż będę czekał!
Żeby ksiądz przy chrzcie na kumotrów „blekał“,
[71]
A tak się jeszcze ożenię w porządku,
Bo to tak widzisz, po ślubnem obrządku,
Będzie inaczej jakoś wyglądało,
Cóż będę robił, kiedy się tak stało!
A ty co Jantek, ty tak będziesz zawdy,
Łaził i łaził do tej swojej Magdy,
Usłuchajże mię, bo ci radzę szczerze,
Na drugi piątek z Magdą na pacierze,
To cię nie minie! ożeń się i kwita!
Będzie wesele muzyka i „pita“.
Wciągle z tą Magdą macie gniewy, dąsy,
Raz na pacierze, wykręć Jantek wąsy.
— E! daj mi spokój z twem gadaniem drabie,
Może ta kiedy i ja się „obabię“,
Chociaż to niema największej głupoty,
Na całe życie brać takie kłopoty.
|