Miłość Sulamity/Rozdział VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Miłość Sulamity |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1911 |
Druk | W. Poturalski |
Miejsce wyd. | Kraków, Warszawa |
Tłumacz | Edmund Jezierski |
Tytuł orygin. | Суламифь |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Miał król Salomon basen w pałacu, ośmiokątny, chłodny basen z białego marmuru. Ciem no zielone malachitowe stopnie dochodziły aż do dna jego. Obicie z egipskiej perłowej macicy, śnieżno białej z różowemi ledwie-ledwie dostrzegalnemi centkami — była obramowaniem basenu. Najlepsze drzewo hebanu posłużyło do wykonania ścian. Cztery lwie głowy z różowego sardoniksu wyrzucały strumieniami cienkimi wodę do niego. Ośm srebrnych, wypolerowanych zwierciadeł, misternego sydońskiego wykonania, wysokości człowieka, wprawionych zostało w ściany między lekkiemi, białemi kolumnami.
Zanim Sulamit weszła do basenu, wlały weń młode służebne przeróżne wonne substancye, od których woda w nim zbielała, zaróżowiła się i rozigrała odmianami opalu mlecznego. Z zachwyceniem patrzyły niewolnice, które rozbierały Sulamit, na jej ciało, a gdy rozebrały ją — to przyprowadziły ku zwierciadłu. Najmniejszej skazy, najmniejszego braku, nie można było dostrzedz na przepięknem jej ciele, ozłoconem zda się, podobnie jak rumiany owoc dojrzały ozłaca złoty puszek. Ta zaś, patrząc na samą siebie w zwierciadło, rozradowana myślała:
„Wszystko to dla ciebie, królu mój!“
Wyszła Sulamit z basenu orzeźwiona, chłodna i wonna, pokryta cała drżącemi kroplami wody. Służebnice nałożyły na nią króciutką, białą tunikę z najcieńszego lnu egipskiego oraz chiton z kosztownego sargońskiego wissonu, tak złocistego koloru, że odzież cała, zda się, była utkaną ze złocistych promieni słonecznych. Obuły one jej nogi w czerwone sandały, ze skóry młodego koźlęcia; osuszyły potem jej ciemno-ogniste kędziory i przetkały je nitkami z czarnej perłowej macicy, i upiększyły jej ręce brzęczącemi bransoletami.
W takim stroju ukazała się Sulamit Salomonowi i ten zawołał w ekstazie:
— Któż to, lśniący jak zorza, piękny jak księżyc, jasny jak słońce? O, Sulamit! Piękno twe groźniejsze jest niźli pułki z rozpostartymi sztandary! Siedmset żon znałem i trzysta nałożnic, a dziewic bez liku, aleś ty jedynie piękna — jedynie moja! Ujrzą cię królowe i wywyższą cię; oddadzą ci pokłon nałożnice, opiewać cię będą niewiasty ziemi całej. O, Sulamit, dzień ten, w którym ty staniesz się moją żoną i królową — będzie najszczęśliwszym dla mego serca.
Ale Sulamit podeszła do rzeźbionych wrótek oliwkowych, i przywarłszy do nich ustami, odparła:
— Pragnę być jeno twoją służebną, Salomonie. Oto przykładam ucho swe do zasuwki u drzwi tych. Proszę cię: przygwóźdź mi według prawa Mojżesza ucho na znak mego dobrowolnego niewolnictwa wobec ciebie.
Natenczas kazał Salomon przynieść ze swej skarbnicy bezcenne kolczyki z mocno czerwonych karbunkułów, wyrobione w kształcie gruszek podłużnych. Sam włożył je w uszy Sulamity i rzekł:
— Umiłowana przeze mnie należy do mnie, a ja do niej.
I wziąwszy Sulamitę za rękę, powiódł ją król na salę uczty, w której już oczekiwali go dworacy jego i przyjaciele...