Miasto mojej matki/Zakończenie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Kaden-Bandrowski
Tytuł Miasto mojej matki
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Narodowego Imienia Ossolińskich
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ZAKOŃCZENIE
(Czyli, — co będzie dalej?)

Po tem wszystkiem, co się tu opowiedziało, musi przyjść nareszcie miejsce u dołu stronicy, na którem autor stawia słowo: — KONIEC. Ja jednak słowa tego bynajmniej na tem miejscu nie kładę. Uważam, że książka, którą trzymasz w rękach, czytelniku, wcale jeszcze nie jest skończona.
Jakto?
Naturalnie!
Zostało przecie całe mnóstwo spraw do wyjaśnienia, do wytłumaczenia, do obgadania.
Wspomniałem w Tajemniczym Przyjacielu o pewnej ciotce i o tacy, które potem będą potrzebne. O tacy już wszystko było co miało być, a o ciotce? Nic.
Wspomniałem o Tomaszu, który odegrał dużą rolę w jednym ważnym wypadku mego życia. Rola Tomasza opowiedziana jest w Skarbonce. Tymczasem okazuje się, że potem, jeszcze raz, kiedyś indziej odegrał jeszcze ważniejszą rolę i to w o wiele ważniejszym wypadku.
Więc jakże? Więc o tym ważniejszym wypadku ma się nikt nie dowiedzieć?!
Dalej: — Wszyscy już pamiętają z tej książki, że ojciec mój rzucił doktorstwo i został dyrektorem teatru. Rzecz ta stała się wiadomą z opowiadania pod tytułem Sława.
Doskonale! Ale w traktacie naukowym pod tytułem Szkoła autor wspomina w odnośnym przykładzie pod tytułem Żyd, że mieliśmy wtedy powóz i konie. Proszę tę drobną, na pierwszy rzut oka niepozorną wzmiankę zestawić z dyrektorstwem. Między dyrektorstwem a końmi zachodził bardzo ważny związek, z którego wynikły później nader zawiłe historje.
Teraz po słowie KONIEC musiałoby to wszystko już bezpowrotnie zaginąć.
Idźmy dalej:
W opowiadaniach moich, rozprawach i traktatach występuje postać, która na pierwsze wejrzenie jest drugorzędną. Myślę naturalnie o Guciu.
Gucio ma rękawiczki, Gucio w zaprasowanych spodniach skoczył do wody. Gucio powiedział: — historja funta kłaków nie warta. Gucio miał laseczkę. Gucio krzyknął: — zgubisz! Gucio to, Gucio owo, dziesiąte i dwudzieste.
W to im graj!
Gucio jest postacią drugorzędną, służącą — powiedzą uczeni krytycy, — do ożywienia obrazu.
Jak autor wywołuje ożywienie?
Zapomocą Gucia.
Jak autor wywołuje humor?
Zapomocą Gucia.
I tak chcecie się rozstać z tym moim miłym Guciem? Tymczasem było, stało się i działo całkiem inaczej. Nie tu, w tej książce, a parę lat później.
Inaczej mówiąc, Gucio ma nam przepaść, mimo, że potem w życiu stał się najdziwniejszą w świecie postacią. Bo przecież to nie byle co, żeby być, naprzykład, drzewem przez piorun strzaskanem i żeby mimo to dawać cień, radość i otuchę innym.
Nie traćmy równowagi, idźmy jeszcze dalej. Chodzi nam o rzecz małą, niepozorną niby, o jednak bardzo ważną, bo chodzi nam o prawdę.
Ciągle mówię o rodzicach. Z tego, co mówię, wynika, że prócz kilku wyjątków (sprawa z tacą, uderzenie Sontaga, sprawa Bieniarza i Kastalski) byłem bardzo dobrym synem.
Tymczasem możnaby się dowiedzieć z różnych późniejszych wypadków, że wcale znów zawsze takim nadzwyczajnym wzorusiem nie byłem.
Na wszystko, co człowiek robi, znajdują się świadkowie. Niewiadomo, skąd się biorą, kto ich podsuwa i czy tymi świadkami są ludzie, czy rzeczy, przedmioty czy zwierzęta, ptaki czy drzewa — dość na tem, że ci świadkowie zawsze są, i wcześniej czy później, zawsze prawdę mogą odsłonić.
Rzecz okropna: Gdy ktoś inny prawdę za nas mówi, a nie my sami o sobie, to przecie, jakby w nas dusza gasła, jakbyśmy nie żyli.
Nie byłem zawsze wzorusiem, — sprawy te powinny wyjść na światło dzienne.
Kto ma je wyznać?
Ja sam, śmiało i otwarcie.
Gdzie?
W następnej książce[1].




  1. Autor ma tu na myśli dalszy ciąg Miasta Mojej Matki, zawarty w książce p. t. W Cieniu Zapomnianej Olszyny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Kaden-Bandrowski.