Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki/Przedmowa autora
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym |
Wydawca | U Barbezata |
Data wyd. | 1830 |
Miejsce wyd. | Paryż |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przedmowa do xiążki jest, co sień do domu; z tą jednak różnicą, iż, domowi być bez sieni trudno, a xiążka się bez przedmowy obejdzie. Starożytni autorowie nie znali przedmów: ich wynalazek, tak jak i innych wielu rzeczy mniej potrzebnych, jest dziełem późniejszych wieków.
Wielorakie bywają przyczyny, pobudzające autorów do kadzenia przedmów na czele pisma swojego. Jedni fałszywej modestyi pełni, zwierzają się czytelnikowi, choć ich o to nie prosił, jako pewni wielkiej dystynkcyi i nie mniejszej doskonałości przyjaciele, przymusili ich do wydania na świat tego, co dla własnej satysfakcyi napisawszy, chcieli mieć w ukryciu. Drudzy skarżą się na zdradę, że mimo ich wolą manuskrypt ich był porwany. Trzeci, czyniąc zadosyć rozkazom starszych, dając xiążkę do druku, uczynili ofiarę, heroiczną posłuszeństwa; i jakby to bardzo obchodziło ziewającego czytelnika, te i podobne czynią mu konfidencye.
Nieznacznie przedmowy weszły w modę; teraz jednak ta moda najbardziej panuje: kunszt autorski został rzemiosłem. Bardzo wielu, a podobno większa połowa współbraci moich autorów żyje z druku: tak teraz robimy xiążki, jak zegarki: aże ich dobroć od grubości najbardziej zawisła, staramy się, ile możności, rozciągać, przedłużać i rozprzestrzeniać dzieła nasze. Jak więc przedmowy do literackiego handlu służą, łatwo baczny czytelnik domyślić się może.
Oprócz wzwyż wyrażonych przyczyn, są wielorakie inne pobudki zachęcające, a niekiedy przynaglające do pisania przedmów. Zwierza się częstokroć autor czytelnikowi, jaki miał cel, jakową intencyą w pisaniu xięgi swojej: jakoż godna szacunku, godna wdzięczności, tak przykładna, tak zdatna poufałość. Mógłżeby się inaczej domyślić czytelnik, że xiążka do nabożeństwa na to pisana, aby się na niej modlić; komedya, żeby się śmiać; tragedya, żeby płakać; historya, żeby stare dzieje wiedzieć? Byłby zapewne w niepewności i powątpiwaniu; i gdyby go dobroczynny autor nie przestrzegł, śmiałby się może z tragedyi; płakał, czytając komedyą; xiążkę do nabożeństwa mógłby wziąć za romans; a modliłby się na kronice.
Są tacy autorowie, którzy, znając wytworność dzieła swojego, a miałkość umysłu innych ludzi, pełni kompasyj nad czytającym gminem, raczą się upadlać i zniżać dla dobra pospolitego, tłumacząc to w przedmowie, czego w xiędze zrozumieć trudno.
Ja, z miejsca mojego, wielbiąc tak wielką ich duszy wspaniałość; biorę jednak śmiałość dać im radę, aby zamiast przedmowy, pisali post scriptum. Czytanie przedmowy zwykło poprzedzać czytanie xiążki: na tym fundamencie czytelnik znajdzie na pierwszym wstępie ułatwienie trudności, o których nie wie, tłumaczenie zawiłości, o której nie słyszał. Cóż zatem nastąpić może? Oto przerażony i nie wiedzący czego się trzymać, porzuci xięgę, i z niewypowiedzianą narodu ludzkiego szkodą, zostanie w pierwszej dzikości swojej.
Zachęca autor czytelnika obietnicami, i naówczas przedmowa jest delikatną dzieła pochwałą; żeby zaś ujść samochwalstwa, odmienia kunsztownie postać swoję. Jestto przyjaciel, który modestyą przyjaciela zgwałcił; jest to drukarz, który, mimo wiadomości autora, przedmowę napisał: jestto nakoniec nieznajomy obudwóm literat, który dowiedziawszy się o przyszłem na świat wyjściu tak pożytecznego dzieła, nie mógł tego na sobie przewieść, żeby ukontentowania swego z czytania przypadkowego tego manuskryptu, nie wyraził.
Są melancholiczne pióra; te stylem elegji jęczą nad niewiadomością, nad zaślepieniem, nad niewdzięcznością żelaznego wieku tego. Nie chwali się autor w żałobnej swojej przedmowie; ale z przyzwoitą modestyą daje do wyrozumienia, iż na złe czasy trafił, a w Atenach i w Rzymie miałby był statuy.... Szkoda, że się dawniej nie urodził.
Są, mówię z żalem, takowi autorowie, którzy na wzór owego hiszpańskiego rycerza, z wietrznego młyna olbrzymy robią. Ci gniewają się prorockim duchem. Jeszcze ich dzieła nikt nie czytał, już oni Zoilów łają. Nie kontenci z szczególnej bitwy, wyzywają wszystkich przeświadczonych, nieuważnych, płochych, lekkich, zazdrosnych, głupich. Są zaś przeświadczonymi, nieuważnymi, lekkimi, płochymi, zazdrosnymi, głupimi ci wszyscy, którzy ich spróbować i wielbić nie będą.
Jest jeszcze rodzaj jeden autorów wcale przeciwny tym, o którycheśmy dopiero mówili. Ci przeświadczeni o niedoskonałości swojej, a może udający przeświadczonych, pragną wzbudzać nie tak podziwienie, jak kompassyą. Drżący i na klęczkach, jak mówi Satyryk francuzki, w pokornej przedmowie chcą zmiękczyć i przeprosić rozgniewanego, a bardziej znudzonego czytelnika. Starania ich daremne. W zepsutym i zupełnie skażonym tym naszym wieku, największe nieprawości ujść mogą: to, co nudzi, jest grzechem nieodpuszczonym. Radziłbym takim nie pisać; ale choroba pisania jest nieuleczona.
Ja sam niegodny współtowarzysz tego przezacnego cechu, jeszczem był tej xięgi nie skończył, a już kilka nowych projektów na pisanie innych xiążek ułożyłem. Jeżeli ta znajdzie aprobacyą; wdzięcznie przyjmę łaskawy sąd czytelnika: jeśli nie, zasmucę się; ale będę pisał.