[251]MONOLOG DŁUGOSZA.[1]
(DŁUGOSZ siedzi przy stole, napełnionym xiążkami, i pisze. Po chwili, składa pióro i mówi):
Święta i straszna dziejopisa praca!
Gdy w głąb’ przeszłości, jako w loch grobowy,
Zchodzi z pochodnią Prawdy, i obraca
Nią, z czcią i zgrozą, na ten proch wiekowy
Rzeczy i ludzi — co jak gruz i trumny,
Jedne na drugich piętrząc się w kolumny,
Znaczą tu drogę, kres — nie cel człowieka.
Gdy jak Czarodziej, laską swéj potęgi,
Strąca z łoskotem owych trumien wieka,
By z lic umarłych, jako z żywéj księgi,
Wyczytał, odgadł, te myśli, te siły,
Co w nich jak morze falą w serca biły,
Jak piorun grzmiały z ich ust, i gorzały
Z ócz ich nad światem, jak świata sygnały!
[252]
I gdzież są ślady ich dzieł, prac, i chwały?
Pamięć ich zasług, cnót, i geniuszu?
Blask ich tryumfów, zwycięztw, majestatu?
Gdzie są? — W Homerze tylko, w Liwiuszu.
W pieśniach, lub w dziejach! — I gdyby ich światu
Nie rzekł głos wieszcza lub dziejopisarza,
Któżby znał imię Bohatera–Greka,
Kto moc i wielkość Rzymskiego Mocarza? —
Dziejopis przeszłość po raz drugi stwarza!
I jak duch w Bogu, tak sława człowieka
W nim, przezeń tylko wiekuje na ziemi. —
Bóg i on tylko sędzia nad wszystkiemi!
Lecz cóż gdy zbłądzi? gdy dumny lub płochy
Sąd, skrzywi prawdę, któréj nie zrozumie? —
Cóż, że tu milczeć będą martwe prochy? —
Lecz tam! ich duchy — gdy on sam w ich tłumie
Stanie przed Sędzią, co jeden wié jasno
Prawdę wszystkiego: — czyż się nie upomną
O cześć, o krzywdę Prawdy — i swą własną? —
Czém zdoła zgładzić potwarz wiekopomną,
Jeśli nie wiecznym wstydem i zgryzotą? —
A gdzież szaleniec, coby śmiał w swéj dumie
Czuć się niemylnym? — on, co za ciemnotą
Siebie samego wskroś przejrzeć nie umie!
(Powstając i wznosząc ręce ku Niebu)
O! Źródło życia, prawdy i światłości!
Ty mi bądź świadkiem, że z czcią i pokorą
Służąc ojczyźnie: z jéj tylko miłości,
[253]
Jak drudzy oręż, ująłem za pióro.
Że mi nie idzie, aby imię moje
Wsławić u świata: — lecz aby z méj pracy,
W dziejach jéj, Panie! cel i wolę Twoję,
Jak ja sam, przez mię pojęli rodacy.
I z cnót naukę, a z błędów przestrogę
Czerpiąc na przyszłość — szli, wespół z wszystkiemi
Braćmi w Chrystusie, prostować Twą drogę,
I Twe Królestwo budować na ziemi!...
O! i niech piętno sromoty i kaźni
Spadnie na pióra! coby śmiały po mnie,
Z lichéj rachuby, lub czczéj wyobraźni,
Prawdę dziejową deptać wiarołomnie! —
Próżna ich ufność w sztuce lub rozumie,
W namiętnych rzutach, lub zwrotach wykrętnych!
Duch nie tchnie światłem ku fałszom i dumie,
Jak słońce w zdrojach nie przejrzy się mętnych.
I talent będzie — nie jako przewodnia
Gwiazda niebieska, co świeci nad braćmi:
Lecz lub jak ognik, co mami przechodnia,
Albo jak głównia, co blask dymem zaćmi...
1854.
|