[360]CXLVI
MORLACH W WENECJI
Z SERBSKIEGO
Gdym ostatniego cekina postradał
I gdy mię chytra zdradziła niewiasta,
Chodziłem smutny, a Włoch mi powiadał:
«Dymitry! pójdźmy do morskiego miasta,[1]
Piękne dziewczęta znajdziem w jego murach
I grosza więcej niż kamieni w górach.
«Żołnierze w złocie i w jedwabiu chodzą
I dobrze piją i dobrze się bawią:
Nakarmią ciebie, napoją, nagrodzą
I bogatego do domu wyprawią.
Wtenczas twa kurtka srebrnym haftem błyśnie,
Na srebrnym sznurku twój kindżał zawiśnie.
«Gdy wnidziesz do wsi, kędy się obrócisz,
Do okien będą cisnąć się kobiety,
A gdy przed oknem staniesz i zanucisz,
Będą ci sypać do czapki bukiety,
Pójdźmy, Dymitry, do okrętu wsiędziem,
Pojedziem w miasto i bogaci będziem».
Wierzyłem, głupi, rzuciłem ojczyznę,
I, góral, wszedłem w ten okręt z kamienia.
[361]
Tu czuję w chlebie powszednim truciznę,
W powietrzu darmo szukam odetchnienia;
Ni wolnej myśli, ni wolnego ruchu;
Przykuty zdycham, jak pies na łańcuchu.
Kiedy dziewczętom rozwodzę me żale,
Dziewczęta szydzą z mojej obcej mowy;
Tu nawet moi rodacy górale
Przyjęli język i obyczaj nowy.
Jestem jak drzewo przesadzone w lecie,
Słońce je spali, a wicher rozmiecie.
Miło na górach spotkać znajomego!
Wszystko to byli przyjaciele starzy,
«Witaj, wołali, synu Aleksego!» —
Tu nie spotykam żadnej znanej twarzy!
Jestem jak mrówka, wychowana w lesie,
Gdy ją na środek stawu wiatr zaniesie.