[229]MORZE.
(Z BIÖRNSTIERNE-BIÖRSONA.)
Na morza pragnę, w dalekie morza!
Gdzie zdala, szumiąc, srebrną wyżyną
Jakby skaliste, omglone wzgórza,
Naprzeciw siebie wieczyście płyną.
Czy słońce wschodzi, czy wabią lądy,
Nie ma spokoju, ani się zwróci,
Czyli w noc letnią, czy zimne prądy,
Tęsknotą wieczną skarząc się, kłóci.
Do morza tęsknię, za mórz widzeniem,
Co chłodne w dali podnosi czoła;
Czy świat je swoim obrzuca cieniem,
Czy rzuci nędzę w bezdenne koła;
Czy gładzi słońce ciepłym promieniem,
Wesoło wróżąc życia wesele;
Zarówno chłonie fala westchnieniem,
Ból i pociechę, w zimne topiele.
[230]
Budzi je księżyc, kołyszą prądy,
Nie ma przystanku — płynie a płynie;
Rozrywa góry, roztrąca lądy
I jednostajnie szumi w nizinie.
Co z gór uniesie, do dna się ściele,
I nie powraca, co raz oddali;
Nie dadzą wieści zimne topiele,
Nikt nie rozumie rozmowy fali.
W morza więc naprzód! morza głębiną!
Fale — spoczynku chwili nie znają:
Na nich westchnienia wieczyste płyną
I zagadnieniem wieczystym grają.
Dziwne ze śmiercią składa przymierze,
Obraz srebrzystej, morskiej ustroni,
Wszystko jej, wszystko niesie w ofierze,
Wszystko oddaje — prócz własnej toni.
Wabi mnie morze swoim wyglądem,
Do dna myśl słaba, znękana schodzi:
Niechaj tęsknotę uniesie prądem,
I zimnym tchnieniem niech pierś ochłodzi!
Wawrzyniec Engeström.