Tysiąc osiemset dziewiętnastego,
Nastał okropny, wojenny czas,
O którym Saga tyle nam złego
I tyle chwały zwiastuje wraz!
Krzyżują w brzegach angielskie łodzie;
Żniwa ubogie, rodziny w głodzie —
Nieszczęsnym ludziom już nędzy znamię
Odjęło ducha i silne ramię — Śmierć lub chorobę gotując im.
Terje w swej chacie stał zadumany,
W serce mu trwoga zajrzała już;
Ale przyjaciel dobrze mu znany
Nadzieją krzepi go fala mórz!
I dzisiej jeszcze legendą płynie, PomięćPamięć o jego pamiętnym czynie,
Jako śród groźnej wichrów zamieci,
Dla żony, dziecka, w przepaści leci, Za chlebem goniąc śród morskich fal.
Najmniejszą łódkę sobie dobiera,
Drogę kieruje w Skagenu brzeg;
Maszt pozostawia i żagiel zdziera,
Ostrożnie w prądów sterując bieg;
Sądzi, że łódka zniesie w podróży,
Słaby ładunek śród prądów burzy. —
Zdradny Jütlandzkich jest fiordów gwar,
Lecz gorszy Anglik, ów „Man of war!“ Sokolim okiem patrzący w dal.
Rzucony w morze, oddał się Bogu
Wiosłem uderzył ze wszystkich sił;
I do Flandstrandu dobił się progu,
Gdzie dlań ładunek gotowy był.
Trzy tylko sakwy tatarki były,
Które składały ten ciężar miły;
Boć z biednych portów brał on ładunek,
Ale od śmierci był w nim ratunek: Żonie i dziecku przywoził chleb!
Trzy dni, trzy noce raźno sterował
Otwartem morzem, ten dzielny mąż;
Czwartego ranka na brzeg kierował,
We mgły osłonach wiosłując wciąż.
Śród mglistych cieniów czerniały z brzegu
Zębate skały w groźnym szeregu,
A po nad nimi ponuro w górze, Siodło Imnäsa sterczało w chmurze; Drogę poznawał w konturach nieb.
Był prawie w domu, dopłynie brzegu
Nim się z ostatnich wyzuje sił;
Serce mu bije, podwaja biegu,
Już szepcząc pacierz szczęśliwym był...
W tem, nagle w ustach głos mu zamiera,
Czy nie złudzenie?... Oczy otwiera:
Śród mgły zawoju, po wód głębinie,
Od Hösnesundu korweta płynie, Niesie ją, niesie, kołysząc prąd.
Zdradzona łódka! Dano sygnały,
Zamknięty majtek w zatoce stał;
Słabe powiewy z południa wiały,
Zachodnią drogą uchodzić chciał.
W pogoń spuszczono z korwety łodzie,
Słyszy już śpiewy majtków na wodzie,
Uderzył wiosłem spienione fale,
Ostatniej siły próbójąc w szale, Zakrwawia ręce, ucieka ztąd!
Widać Göslingen skalne szeregi
Na wschód Homborgu ściele się Zund;
Fale złośliwie biją o brzegi,
Dwie stóp pod wodą — kamienny grunt.
Wre tam i kipi — szumi i pryska,
W dzień jasny nawet jakby z ogniska.
Łódź jego spieszy w ten wir szalony,
I wnet uchodzi w kamienne strony, O które biją bałwany wód.
Dzielnego majtka — łódka uchodzi,
Mija iglaste odłamy skał;
Za nim tuż płynie w spuszczonej łodzi
Piętnastu majtków, falując w czwał.
Z rozpaczą w sercu na wodnej drodze
Zawezwał Boga w najwyższej trwodze,
Wołając: „Panie! tam w domu żona,
Biedna, ach biedna, jęczy zglodzonazgłodzona, Dziecię chce chleba i cierpi głod!“
Lecz głośniej wrzeszczy piętnastu z łodzi,
Jak przy Lingrönie tak było tam:
Szczęście sprzyjało angielskiej młodzi,
Co rabowała Norwegję nam...
Gdy łódź Terjego o ląd się wsparła,
Zaraz angielska na nią natarła;
Oficer z łodzi wiosło podnosi,
Rozbija czółno, zwycięztwo głosi, I groźnym głosem zawoła: — „Stój!“
Głucho się deski łodzi strzaskały,
Woda je chłonie, rozbija w puch;
Sypie się w wodę ładunek mały,
Lecz nie upada w żeglarzu duch.
Jak lew się z wrogiem puszcza w zawody,
I ze swym skarbem skacze do wody,
Rzuca się, płynie, znów nurka daje,
Lecz łódka za nim w pogoni staje... Biorą go jeńcem, — skończony bój!