Terje Wigen (Ibsen, 1882)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Ibsen
Tytuł Terje Wigen
Pochodzenie Antologia poetów obcych
Wydawca H. Altenberg
Data wyd. 1882
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Wawrzyniec Benzelstjerna-Engeström
Źródło Skany na Commons
Inne Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Z POEMATU:
„TERJE WIGEN“
(Z IBSENA)
ur. 1828 r.

Tysiąc osiemset dziewiętnastego,
Nastał okropny, wojenny czas,
O którym Saga tyle nam złego
I tyle chwały zwiastuje wraz!
Krzyżują w brzegach angielskie łodzie;
Żniwa ubogie, rodziny w głodzie —
Nieszczęsnym ludziom już nędzy znamię
Odjęło ducha i silne ramię —
Śmierć lub chorobę gotując im.

Terje w swej chacie stał zadumany,
W serce mu trwoga zajrzała już;

Ale przyjaciel dobrze mu znany
Nadzieją krzepi go fala mórz!
I dzisiej jeszcze legendą płynie,
Pamięć o jego pamiętnym czynie,
Jako śród groźnej wichrów zamieci,
Dla żony, dziecka, w przepaści leci,
Za chlebem goniąc śród morskich fal.

Najmniejszą łódkę sobie dobiera,
Drogę kieruje w Skagenu brzeg;
Maszt pozostawia i żagiel zdziera,
Ostrożnie w prądów sterując bieg;
Sądzi, że łódka zniesie w podróży,
Słaby ładunek śród prądów burzy. —
Zdradny Jütlandzkich jest fiordów gwar,
Lecz gorszy Anglik, ów „Man of war!
Sokolim okiem patrzący w dal.

Rzucony w morze, oddał się Bogu
Wiosłem uderzył ze wszystkich sił;
I do Flandstrandu dobił się progu,
Gdzie dlań ładunek gotowy był.
Trzy tylko sakwy tatarki były,
Które składały ten ciężar miły;
Boć z biednych portów brał on ładunek,
Ale od śmierci był w nim ratunek:
Żonie i dziecku przywoził chleb!


Trzy dni, trzy noce raźno sterował
Otwartem morzem, ten dzielny mąż;
Czwartego ranka na brzeg kierował,
We mgły osłonach wiosłując wciąż.
Śród mglistych cieniów czerniały z brzegu
Zębate skały w groźnym szeregu,
A po nad nimi ponuro w górze,
Siodło Imnäsa sterczało w chmurze;
Drogę poznawał w konturach nieb.

Był prawie w domu, dopłynie brzegu
Nim się z ostatnich wyzuje sił;
Serce mu bije, podwaja biegu,
Już szepcząc pacierz szczęśliwym był...
W tem, nagle w ustach głos mu zamiera,
Czy nie złudzenie?... Oczy otwiera:
Śród mgły zawoju, po wód głębinie,
Od Hösnesundu korweta płynie,
Niesie ją, niesie, kołysząc prąd.

Zdradzona łódka! Dano sygnały,
Zamknięty majtek w zatoce stał;
Słabe powiewy z południa wiały,
Zachodnią drogą uchodzić chciał.
W pogoń spuszczono z korwety łodzie,
Słyszy już śpiewy majtków na wodzie,

Uderzył wiosłem spienione fale,
Ostatniej siły próbójąc w szale,
Zakrwawia ręce, ucieka ztąd!

Widać Göslingen skalne szeregi
Na wschód Homborgu ściele się Zund;
Fale złośliwie biją o brzegi,
Dwie stóp pod wodą — kamienny grunt.
Wre tam i kipi — szumi i pryska,
W dzień jasny nawet jakby z ogniska.
Łódź jego spieszy w ten wir szalony,
I wnet uchodzi w kamienne strony,
O które biją bałwany wód.

Dzielnego majtka — łódka uchodzi,
Mija iglaste odłamy skał;
Za nim tuż płynie w spuszczonej łodzi
Piętnastu majtków, falując w czwał.
Z rozpaczą w sercu na wodnej drodze
Zawezwał Boga w najwyższej trwodze,
Wołając: „Panie! tam w domu żona,
Biedna, ach biedna, jęczy zgłodzona,
Dziecię chce chleba i cierpi głod!“

Lecz głośniej wrzeszczy piętnastu z łodzi,
Jak przy Lingrönie tak było tam:

Szczęście sprzyjało angielskiej młodzi,
Co rabowała Norwegję nam...
Gdy łódź Terjego o ląd się wsparła,
Zaraz angielska na nią natarła;
Oficer z łodzi wiosło podnosi,
Rozbija czółno, zwycięztwo głosi,
I groźnym głosem zawoła: — „Stój!“

Głucho się deski łodzi strzaskały,
Woda je chłonie, rozbija w puch;
Sypie się w wodę ładunek mały,
Lecz nie upada w żeglarzu duch.
Jak lew się z wrogiem puszcza w zawody,
I ze swym skarbem skacze do wody,
Rzuca się, płynie, znów nurka daje,
Lecz łódka za nim w pogoni staje...
Biorą go jeńcem, — skończony bój!

Wawrzyniec Engeström.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Henryk Ibsen i tłumacza: Wawrzyniec Benzelstjerna-Engeström.