Mowa na odsłonięcie pomnika Adama Mickiewicza w Warszawie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mowa na odsłonięcie pomnika Adama Mickiewicza w Warszawie |
Pochodzenie | Pisma Henryka Sienkiewicza tom XXXV |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1912 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tom XXXV |
Indeks stron |
W WARSZAWIE
»Jak bajeczne żórawie na dzikim ostrowie,
»Nad zaklętym pałacem przelatując wiosną
»I słysząc zaklętego chłopca skargę głośną,
»Każdy ptak chłopcu jedno pióro rzucił,
»On zrobił skrzydła i do swoich wrócił. —
I tak się stało. Nakształt owych ptaków, które zaklętemu królewiczowi rzucały swe pióra, wszyscy mieszkańcy naszej Ojczyzny, zarówno możni, jak biedni, póty z takiem wytrwaniem i z tak nieprzebraną miłością znosili swój grosz ofiarny, póki nie nadeszła szczęśliwa chwila, w której wieszcz wrócił do nas i stanął między nami — nasz Wielki i Umiłowany.
Jeśli kiedy żyjące pod prawem Chrystusa ludy wznoszą lub wznosić powinny posągi takim swym synom, którzy albo chwałą okryli swój naród, albo, chociaż z ofiarą życia, wskazali mu nowe szlaki, wielkie cele, wielkie idee — albo wreszcie, czy to dziełem sztuki, czy potężnem twórczem słowem umieli wyrazić najszlachetniejsze porywy piersi ludzkiej — to z dumą możemy powiedzieć, że niema w świecie pomnika, któryby wzniesion był słuszniej i sprawiedliwiej.
Bo gdyby zwrócić się do tych tysiąców i zapytać, kto opromienił nas największą sławą, kto najpotężniej wyraził to, co w nas jest cne i szlachetne, co idzie z Boga, co jest wiarą, nadzieją i Chrystusowem przykazaniem miłości? — kto kochał za miliony? — wówczas wszystkie piersi wydałyby jeden okrzyk:
— Ten ci jest!
Był największym między naszymi wieszczami. Jako poeta, zajaśniał słonecznem światłem sławy, więc otoczyły go podziw i cześć.
Ogrzewał, jak słońce, więc dawał życie; umiał być »arką przymierza między dawnemi a nowemi laty«, więc życiu temu dawał moc taką, jaką ma drzewo olbrzymie, które korzenie głęboko w rodzinną ziemię zapuszcza, a czoło wznosi ku niebu.
Wypleniał nienawiść, a uczył kochać, więc zebrał plon miłości. I ta to właśnie, wiecznie, jak żywe źródło, bijąca moc życia, ta cześć i ta miłość, złączone razem, wzniosły ten pomnik, w którym tkwią zaklęte w spiż dwie nieśmiertelne dusze: Jego i Narodu.
I oto jest między nami, oto zamieszka wśród nas! Zaiste wielka po dwakroć, szczęsna i pamiętna chwila!
Niechajże będzie pozdrowion w stołecznej Warszawie! Niech schylą się przed Nim głowy, a podniosą, ku Niemu serca i niech usta nasze wykrzykną w radosnem uniesieniu:
»Chwała Ci, królu pieśni!«