[145]V.
MYŚL.
O les teudres propos et les charmantes choses,
Que me disait Aline en la saison des roses.
— SÉGRAIS. —
Patrz! Ta gałęź jest ostrą i czarną. Obłoki
Skrapiają korę nagą dżdżystémi potoki.
Ale z nadejściem wiosny ujrzysz, jak nieznacznie,
Z tych twardych sęków drzewa, liść wynikać zacznie;
I spytasz, jak mógł pączek tak wątły wytrysnąć,
I tak świéżą, na drzewie, zielonością błysnąć.
I o to pytaj, czemu, przyjaciółko miła!
Gdy mój umysł, stłoczony od nieszczęść opoki,
Martwym był, ty zaledwieś okiem swém rzuciła,
Nagle jak w zéschłem drzewie ocucone soki,
Umysł mój ożył, rozkwitł, już radością błyska,
I zaraz pod twe stopy kwiaty rymów ciska.
Bo niezmiennym ustawom świat ulega skrycie,
Bo, bór wiatru, powiéwu potrzebują gaje,
Bo wszystko ma na świecie przypływ i ubycie,
Bo po nocy posępnéj gwiaździsta nastaje;
Bo po nieszczęściu błysł mi twój uśmiéch radośny,
Jak po zimie ponuréj błyska lubość wiosny.