Zachód słońca (Hugo, 1849)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Zachód słońca
Pochodzenie Wybór poezyj pomniejszych Wiktora Hugo cykl Wiérsze różne
Wydawca Hipolit Skimborowicz
Data wyd. 1849
Druk Drukarnia Gazety Porannej
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bruno Kiciński
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.
ZACHÓD SŁOŃCA.
Wzrok myślom okrywa czarowne obrazy.

KAROL NODIER.

I.

O jak lubię pogodne i jasne wieczory!
Czy, gdy objęte w boru gęstego pokrycie,
Dalekie złocą klasztory,
Czy gdy lawy ogniste, do poziomu boków
Stawiają, i promienie łamią na błękicie
O Archipelag obłoków.

Oto sto chmur ruchomych na niebie widzimy!
W górze nagromadzone, wiatr tchnieniem rozpryska,
Przybiérają powoli jakiś kształt nieznany;
Czasem, pod ich falami, blade światło błyska.
Jakby błyskały mieczem powietrza olbrzymy,
Lub ogniste z obłoków spychały bałwany.

Niekiedy się uśmiécha słońce z za ich cienia,
Niekiedy, jak kopuły złotem powleczone,
Strzechę chatki zarumienia;
I niekiedy, z poziomu, ściąga mgły zasłonę,
I niekiedy, obłoki rozdziérając skoro,
Rozléwa światła jezioro.


Potém, gdy wicher nagle zmiótł z nieba obłoki,
Wzrasta krokodyl wielki, tocząc kłąb széroki,
Stérczą mu, trzema rzędy, zęby zaostrzone,
Ślizga się złoty promyk po jego podbrzuszu,
I zwijając się na grzbiet czarny jakby z tuszu,
Oświéca łuski złocone.

Za chwilę wzniósł się pałac, zawiało — i runął,
Gmach obłoków, gdy jeden obłok się odsunął,
Nagle rozpadł się w zwaliska,
I rozsypał po niebie; wnet spiczaste chmury
Legły w przepaść, a szczyt ich, tak dziwacznie błyska,
Jakby przewróconéj góry.

Te z ołowiu, z żelaza, i z miedzi obłoki,
W których huragan, trąba, powodzi potoki,
I piorun spi w utajeniu, —
Bóg gromadnie zawiesił na niebie wysokiem;
Tak rycérz, swe oręże, pragnąc miéć pod okiem,
Zawiesza je na sklepieniu.

A słońce, nakształt kuli w ogniu rozżarzonéj,
I w wrzący piec hutniczy napowrót rzuconéj,
Spadające z niebios szczytu,
Dzieli fale obłoków, pędem rozerwane,
I w ognistych bałwanach tryska do zenitu
Lśniącą, zbielałą chmur pianę.

Ah! spoglądajcie w niebo gdy słońce, zapadnie,
Niewysłowioną roskosz każdy z was uczuje,
I lepszego was życia nadzieja owładnie;

Tajemnicę w naturze ukrytą znajdziecie,
W zimie, gdy niebo czarne jak całun, a w lecie
Gdy w niém gwiazdy noc haftuje.

II.

Dajcie mi skrzydła! na nich wzniesiony
Wzbiję się, wzlecę z zapałem
W nieznane strony, w świat utajony;
Dość już marzyłem, gnuśniałem.

Nie chcę marzenia, nie chcę wątpienia;
Pójdę za prawdą za chmury,
Głos mi nieznany, z dołu słyszany,
Lepiéj dosłyszy się z góry.

Dajcie! — czas nagli! — skrzydeł lub żagli,
Lub okręt powietrzem wzdęty,
Pomiędzy gwiazdy, powietrzne jazdy,
Objawią głos niepojęty.

Ukrytą w wątku, świata początku,
Odsłonim tam tajemnicę;
Może poecie, uda się przecie,
Przeczytać niebios stronnicę.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Bruno Kiciński.