Myszeis/Pieśń V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dzieła Krasickiego |
Podtytuł | Myszeis |
Wydawca | U Barbezata |
Data wyd. | 1830 |
Miejsce wyd. | Paryż |
Źródło | skany na Commons |
Indeks stron |
Bajka częstokroć sens moralny mieści;
Stąd Ezop bajarz sprawiedliwie słynie.
Zle czyni, który gardzi przypowieści,
Smacznyto owoc, choć w podłej łupinie.
Dźwięk słów wybornych uszy tylko pieści,
Jeśli z nich zdatna nauka nie płynie.
Natenczas blaskiem czczym tylko jaśnieją,
I nakształt próchna świecą, a nie grzeją.
Czas zacząć powieść o skutku przegranej,
I gonić myszy pierzchające z pola.
Zostają wszystkie w trwodze niesłychanej,
Gdy z oczu swego utraciły króla.
Ten, choć w złym stanie, myśli o oddanej;
I choć go nagła uciska niedola,
Aby się zemścił, pory tylko czeka,
A sam tymczasem, jak może ucieka.
Nie raz z bitego toru w pędzie zboczy;
Zdaje się widzieć okropne straszydła.
Wraca się... staje... i znowu poskoczy,
Aby uniknął zdradliwego sidła.
Stara przypowieść: strach ma wielkie oczy,
Możnaby jeszcze dodać, iż ma skrzydła.
Rączej niż zając w kniei poza sieci,
Nasz król Gryzomir nie bieży, lecz leci.
Gdy coraz naglej pędzi i ucieka,
Wtem noc swe grube spuściła zasłony:
Pora przyjemna dla zwierza i człeka,
Aby spoczynkiem został orzeźwiony.
Westchnął Gryzomir... wtem postrzegł zdaleka
Domek od ziemi mało co wzniesiony.
Ostrzy apetyt, wietrzy, ale marnie,
W podłej lepiance ubogie śpiżarnie.
Zbliża się przecie pragnący spoczynku:
Szczęściem natrafił, że drzwi wpół otwarte.
Pali się reszta drewek na kominku,
Na kołku wiszą odzieże wytarte.
Ściany dziurawe, wiatr świszcze jak w rynku,
Przez dach deszcz leci, bo gonty obdarte.
Przy piecu stara kądziel, na niej przędza,
A w każdym kącie ubóstwo i nędza.
Na złą gospodę trafił nasz podróżny,
Śpieszno się jednak krząta i uwija.
A że żołądek zbyt dokucza próżny;
Żadnego miejsca takiego nie mija,
Gdzieby posiłek znalazł: mniej ostróżny
Co znajdzie gryzie, co znajdzie wypija,
A gdy chce dostać więcej jeszcze jadła,
Wpadł w łapkę, zdradna sprężyna zapadła.
«O losy srogie! fortuna zdradliwa!»
Woła nieborak siedzący w obręczy.
Żąda ratunku, nikt się nie odzywa.
Chce przedrzeć kratę, sili się i męczy,
Dodaje mocy postać obelżywa;
Widząc daremną pracę, bardziej jęczy.
Więc pewien, że zła czeka alternata,
Począł rozmyślać o marnościach świata.
Tak ów Bajazet, rycerz zawołany,
Co niegdyś całym zdawał się trząść światem;
A zawiadując dzikiemi pogany,
Groził narodom zwycięzkim bułatem:
Nakoniec w bitwie sromotnie pojmany;
Gdy się z możniejszym spotkał potentatem,
Znalazł nieszczęście na zdradnej zasadzce;
Osiadł niewolnik w Tamerlana klatce.
Już kogut głosem swoim przerazliwym,
Północną światu porę zapowiedział.
Wskróś przerażony okrzykiem wrzaskliwym,
Gryzomir w klatce ledwo co dosiedział.
Zapomniał myślić o losie zdradliwym;
Lecz wkrótce więcej jeszcze się dowiedział.
Skoro koguty piania zakończyły,
Drzwi się natychmiast znagła otworzyły.
Wchodzi dziwotwór, baba przestarzała,
Co się bawiła dotąd nad granicą;
Zsiniałe usta, twarz zmarszczona cała,
Oczy zapadłe we łbie się jej świécą.
Półtora tylko zęba w gębie miała.
Poznał z postaci zaraz czarownicą.
Jeszcze i z potu nie otarła czoła,
«A tuś mój gościu!» straszliwie zawoła.
Porwie za klatkę, trzęsąc się jak zmija.
Gryzomir, jak mógł, tak się w niej ułożył,
Siedzi w kąciku, i w kłębek się zwija;
Powstał nakoniec, łapki na krzyż złożył.
«Niech mnie twa zemsta, rzecze, nie zabija,
«Na twe usługi życie będę łożył.
«Komu gotujesz los straszny i smutny,
«Wiedz, iż jest myszy xiąże absolutny.
«Jestem w twych ręku, i możesz mnie zgubić,
«Skoroś mnie tylko w niewolą dostała.
«Lecz coza sława bezbronnego ubić?
«Gardzi takową zbrodnią myśl wspaniała.
«Puść mnie; natenczas możesz się pochlubić,
«Żeś większej jeszcze sztuki dokazała.
«Dzielnie się twoja dobroczynność wyda:
«Czasem też słaby mocnemu się przyda.»
Zrazu się zdaje baba nieużyta:
Postać ją dalej pokorna zmiękczyła,
Jak do niej trafił? dalej się go pyta:
Wtem gdy ciekawość swą uspokoiła,
Wypuszcza z klatki, a w łaskę obfita,
Dzielną pomocą więźnia ucieszyła.
«Zobaczysz, rzecze, losu alternatę;
«Siadaj tymczasem ze mną na łopatę.»
Rzekła: posłuszne rozkazom narzędzie,
Samo z zapieca śpieszy się do pani.
Na niem Gryzomir gdy z babą usiędzie,
Zda mu się, jakby zostawał w otchłani.
Bierze latarnią baba, w nagłym pędzie
Dziurą komina są w górę porwani.
Król myszy, aby nie zaginął marnie,
Przedarł się jakoś do babiej latarnie.
Niechże tam siedzi przy łojowej świécy,
I buja z babą aż ponad obłoki.
W złem towarzystwie sprośnej czarownicy
Nie nazbyt miłe hazardowne skoki.
My się tymczasem wróćmy do Kruszwicy,
Gdzie Filusiowe pochowano zwłoki.
O innych rzeczach dosyć się gadało,
Czas mówić o tem, co się z koty stało.
Obchody smutne Filusia gdy przeszły,
Sam król Mruczysław wielekroć raniony,
Dopiero uznał skutek bitwy zeszłéj;
Późno albowiem został opatrzony.
A że niezdrowy, i w lata podeszły,
Ustawicznemi pracami zwątlony,
Legł: a wtem odgłos, powszechne szemranie,
Iż jego życie w niebezpiecznym stanie.
Nacisk doktorów chorego otacza:
Ten radzi chłodzić, ów każe ogrzewać,
Tamten surową dyetę naznacza,
Drugi tucznemi potrawy nadziewać.
Jeden drugiemu w niczem nie przebacza;
I kiedy wspólnie zaczęli się gniewać,
Król, który zdrowia szczerze sobie życzył,
Wszystkich wypędził, i tak się uléczył.