Nędznicy/Część piąta/Księga druga/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nędznicy |
Wydawca | Księgarnia S. Bukowieckiego |
Data wyd. | 1900 |
Druk | W. Dunin |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Misérables |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Wystawmy sobie, gdyby Paryż zdjęty został jak wieko, podziemną, sieć ścieków, widzianą z góry, a narysuje nam ona po obu brzegach rodzaj wielkiej gałęzi wszczepionej w rzekę. Na brzegu prawym ściek środkowy będzie pniem tej gałęzi, przewody drugorzędne jej konarami, a ścieki pomniejsze gałązkami.
Porównanie to jest tylko ogólnem i niezupełnie dokładnem, zwłaszcza że strona prawa, zwykła w tego rodzaju rozgałęzieniach podziemnych, jest stroną bardzo rzadką w roślinności.
Poweźmiemy bliższe wyobrażenie o tym dziwacznym planie geometrycznym, przypuszczając, że na płaszczyźnie, w głębi ciemności widzimy jakiś dziki alfabet wschodni, bazgrany bez żadnego ładu, którego bezkształtne głoski zamykają się jedne w drugich, lub plączą z innemi w dziwnym, nieledwie przypadkowym chaosie, czepiając się do siebie to bokami, to końcami swemi.
Rynny i ścieki grały wielką rolę w wiekach średnich, za upadającego Cesarstwa Rzymskiego i na starożytnym wschodzie. Rodziła się w nich zaraza. Tłumy z religijnem prawie poszanowaniem patrzyły na te łoża zgnilizny, na te potworne kolebki śmierci. Dół robactwa Benaresa jest niemniej zamierzchły, jak Dół Lwów Babylonu. Theglath-Phalasar, zdaniem ksiąg rabinicznych, przysięgał na ścieki Niniwy. Ze ścieku Münster, Jan z Lejdy wyprowadził swój fałszywy księżyc, a współzawodnik jego wschodni Mokanna, tajemniczy prorok Korassanu, z kloacznego dołu Negżebu kazał wyjść swemu sławnemu słońcu.
Historja człowieka odbija się w dziejach kloaki. Gemonje mówią o Rzymie. Ścieki paryzkie są stare i straszne. Bywały one grobem, bywały schronieniem. Opryszki w czternastym wieku, rzezimieszki w piętnastym, hugenoci w szesnastym, fanatycy Morina w siedemnastym, podpalacze w osiemnastym. Sto lat temu stamtąd wychodziły nocne napaści, tam się kryli złodzieje w niebezpieczeństwie; las miał jaskinie, a Paryż miał ścieki. Łotrowstwo, ta picareria galijska, przyjęło ścieki za izbę dodatkową Dworu Dziwów, i wieczorem szalbierka i łupieztwo wchodziły pod otwór Maubée jak do alkierza.
Bardzo prostem było zresztą, że ci, dla których miejscem pracy był zaułek Próżnej Sakwy lub ulica Ściętego Gardła, mieli schronieniem nocnem mostek Zielonej drogi albo psiarnię Hurepoix. Stąd całe roje wspomnień. Wszystkie rodzaje widm przebiegają te długie, samotne korytarze; wszędzie zgnilizna i mjazmy zabójcze; tu i owdzie okienko przez które Villon z głębi rozmawia z Rabelais’em na zewnętrz.
Ściek dawnego Paryża jest przytułkiem wszelakiego znędznienia i wszelkich pokuszeń.
Ekonomja polityczna widzi tam śmiecisko, filozofja społeczna widzi tam szumowiny społeczne. Ściek jest sumieniem miasta. Wszystko się w nim zbiega i porównywa. W tem ponurem miejscu są ciemności, ale już nie ma tajemnic; każda rzecz jest tam w kształcie prawdziwym, a przynajmniej określonym; kupa śmieci ma to do siebie, że nie jest kłamcą. Szczerota w niej znalazła schronienie. Jest tam maska Bazylego, lecz widzimy w niej karton i nici, widzimy ją wewnątrz tak jak na zewnątrz, napiętnowaną błotem uczciwym. Fałszywy nos Scapina sąsiaduje z nią. Wszelka nieczystość cywilizacji, raz zostawiona po za zakresem użytku, wpada do tego dołu prawdy, w którym się kończy wielki wir społeczny. Ta mięszanina jest spowiedzią. Tam, nie ma już fałszywego pozoru, powłoka nie jest możebną; gnój zrzuca tam koszulę, następuje obnażenie zupełne, pozbycie się złudzeń i omamień; nie pozostaje nic więcej prócz tego co jest, w ponurej formie tego co się kończy. Realność i rozkład. Tam szyjka od butelki świadczy o pijaństwie, a ucho od kosza mówi o gospodarności; tam gałka, która miała zdanie literackie, staje się poprostu gałką; napis miedziaka pleśnieje otwarcie, plwociny Kajfasza spotykają się z wymiotami Falstaffa, dukat przegrany trąca o gwóźdź z przywiązanym sznurkiem samobójcy, łajno smrodliwe płynie obwinięte w szych, który tańczył w ostatni wtorek ubiegłego roku w Operze; biret co sądził ludzi, pławi się obok zgnilizny, co była spódnicą Małgosi; nie bratają się już one, lecz tykają poprostu. Ostatnia zasłona spadła. Ściek jest cynikiem. Mówi wszystko.
Obserwator społeczny powinien zstąpić w te cienie. Stanowią one część jego pracowni. Filozofja jest mikroskopem myśli. Wszystko chce uciec przed nią, ale nic nie zdoła. Wykręcać się przed nią na nic się nie zdało. Jakąż to swoją stronę okazuje to, co się wykręca obłudnie? stronę sromotną. Filozofja prawem swem okiem ściga złe i nie pozwala mu ukryć się w nicości. Ze śladów rzeczy znikłych i ze szczątków rzeczy zniszczonych rozpoznaje ona wszystko. Patrząc w kloakę powtórzy miasto, z błota odgadnie obyczaje, ze skorupy wniesie czem była amfora lub dzban. Po rysie od paznogcia na pargaminie pozna różnicę jaka dzieli żydostwo z Judengasse od żydostwa z Ghotto. Wynajdzie w tem co pozostało to, co było: dobre, złe, fałsz, prawdę, krwawą plamę pałacu, plastry, czernidła jaskini, ocieki łoju szynkowni, próby wytrwane, dobre natchnienia, orgje rozpasane, obyczaje, rysy zepsucia w duszach, które podłość uzdolniła do złego i na kapocie rzymskiego tragarza znak od dotknięcia łokcia Messaliny.