Nędznicy/Część pierwsza/Księga trzecia/IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Nędznicy
Wydawca Księgarnia S. Bukowieckiego
Data wyd. 1900
Druk W. Dunin
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Misérables
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX.
Wesoły koniec uciechy.

Dziewczęta zostawszy same, po dwie stanęły w oknach i oparłszy się łokciami o framugi gwarzyły.
Widziały, jak młodzi ludzie wychodzili z restauracji, trzymając się pod ręce; obrócili się, skinęli głową śmiejąc, i znikli w kurzawie i tłoku, co niedziela zapełniającym Pola Elizejskie.
— Nie bawcie długo, — wołała Fantina.
— Ciekawam, co nam przyniosą? — spytała Zefina.
— Niezawodnie co pięknego, — rzekła Dahlja.
— Ja, — wtrąciła Favouryta, — chciałabym coś ze szczerego złota.
Wkrótce ruch nad wodą zajął ich całą uwagę. O tej godzinie odjeżdżały poczty i dyliżanse. Prawie wszystkie wozy pocztowe z południa i zachodu przejeżdżały wówczas przez Pola Elizejskie, Większa ich liczba ciągnąc bulwarem, wyjeżdżała przez rogatki Passy. Co chwila ogromny powóz malowany na czarno i zielono, ciężko wyładowany walizami i tłomokami, pełen głów wyglądających z okienek, pędził z turkotem po drodze żwirowej. Ten turkot bawił dziewczęta. Favouryta zawołała:
— Co za harmider! jakby ciągniono kupy łańcuchów żelaznych.
Zdarzyło się, że jeden z powozów, który z trudnością, dojrzeć było można przez rozłożyste gałęzie klonów, zatrzymał się na chwilę, potem popędził cwałem. Zdziwiło to Fantinę.
— Rzecz osobliwsza! — rzekła. Nie wiedziałam, że dyliżanse zatrzymują się kiedy.
Favouryta wzruszyła ramionami.
— Ta Fantina jest zabawna. Najprostsza rzecz ją dziwi. Przypuśćmy, jestem podróżnym; mówię do konduktora: pójdę pieszo naprzód, przejeżdżając, zabierzesz mię pan z bulwaru. Dyliżans jedzie, konduktor mię spostrzega, zatrzymuje się, i zabiera. To się codziennie przytrafia. Nie znasz życia, moja droga.
Upłynęło chwil kilka, nagle Favouryta jak ze snu zbudzona zawołała:
— Cóż, a nasza niespodzianka?
— To prawda — dodała Dahlja — sławna niespodzianka?
— Tak ich długo nie widać! — rzekła Fantina.
Ledwie Fantina tych słów domówiła, wszedł chłopiec, który posługiwał do stołu. Trzymał w ręku coś podobnego do listu.
— Co to jest? — zapytała Favouryta.
Chłopiec odpowiedział:
— Ten papier panowie zostawili dla pań.
— Czemużeś go zaraz nie przyniósł?
— Bo panowie — odrzekł chłopiec — kazali oddać paniom po upływie godziny.
Favouryta wyrwała papier z rąk chłopca. Był to list w istocie.
— Patrzajcie! — rzekła — bez adresu. Ale oto co napisane u góry:
To jest niespodzianka.
Żywo rozpieczętowała list, otworzyła i czytała (umiała czytać):
„O nasze kochanki!
Wiedzcie, że mamy rodziców. Co są, rodzice, o tem nie wiele wiecie. Tak nazywają się ojcowie i matki w kodeksie przyzwoitości i grzeczności dla użytku dzieci. Otóż ci rodzice szlochają, ci staruszkowie wzywają do siebie; poczciwe te i dobre kobieciny zwią nas marnotrawnem i synami, pragną powrotu i obiecują zabić tłuste cielę na nasze przyjęcie. Czmychamy z pola, jak powiedział Bossuet. Odjeżdżamy, odjechaliśmy. Uciekamy w objęciach Lafitta, na skrzydłach Caillarda. Dyliżans do Taluzy wyrywa nas z przepaści, tą przepaścią wy jesteście, piękne małe! Wracamy do towarzystw przyzwoitych, do obowiązków i porządku, wracamy dobrym kłusem, w stosunku trzech mil na godzinę. Ojczyźnie wiele na tem zależy, abyśmy jak wszyscy, byli prefektami, ojcami rodzin, gospodarzami wiejskiemi i radcami stanu. Bądźcie ze czcią dla nas. Czynimy ofiarę. Opłaczcie nas prędko i żywo szukajcie zastępców. Jeśli ten list was smuci, oddajcie go przyszłym kochankom. Bywajcie zdrowe.
Blizko dwa lata byliśmy waszem szczęściem. Nie miejcież nam tego za złe.
Podpisano: Blachevelle.
Fameuil.
Listolier.
Feliks Tolomyes
Post scriptum. „Obiad zapłacony.“
Cztery dziewczyny spojrzały na siebie.
Favouryta pierwsza przerwała milczenie:
— Ha! — zawołała — zawsze to dobra farsa.
— Wcale pocieszna — rzekła Zefina.
— Pewnie to Blachevelle wpadł na ten koncept, mówiła Favouryta. Kocham go za to. Odjechał, i po miłości. Historja skończona.
— Nie — rzekła Dahlja — to pomysł Tolomyesa. Łatwo poznać.
— W takim razie — odparła Favouryta — niech licho weźmie Blachevella, niech żyje Tolomyes!
— Wiwat Tolomyes! — zawołały Dahlja i Zefina.
I parsknęły śmiechem.
Fantina śmiała się z drugiemi.
W godzinę później, gdy wróciła do swego pokoju, zapłakała. Była to pierwsza miłość, oddała się Tolomyesowi jak mężowi, — biedna dziewczyna miała dziecię.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.