[139]Na śmierć Jana Czeczota.
w Druskienikach, d. 11 sierpnia 1847.
W ubogiej chatce, na prostym tapczanie
Trup leży martwy, z powieką zapadłą,
A boleść ciężka i długie konanie,
Uśmiechem męczennika wieńczą twarz wybladłą,
Pusto, troje tylko nad ciałem zostało —
Ta, co go pilnowała do życia ostatka,
Której skonanie jego resztę łez zabrało,
Obca mu, ale razem siostra, żona, matka.
I biedna jakaś stara, co umarłych strzeże
Zimnemi wargi martwe, szepcząca pacierze..
I żebrak wpółdrzemiący, z gałęzią zieloną,
Jako palma zwycięstwa nad zmarłym zwieszoną...
Pusto... ledwie ktoś zajrzy i ku bladej twarzy
Wzrokiem się przelęknionym przybliżyć odważy...
My stańmy na zwycięzcę popatrzeć zdaleka,
Zapłakać nad poetą, westchnąć za człowieka!!
W tej skroni już wybladłej, z której myśl jaśniała,
W snem spojonych powiekach, w ustach uśmiechnionych,
Jak się jeszcze odbija przeszłość jego cała...
Nadzieje lat przeżytych, bole dni minionych!
Ile w obliczu martwem wiary i miłości!
Uczmy się z niego żywi — bo żaden z nas niema
W licu tego spokoju, w obliczu świętości.
[140]
Żaden żywemi nie powie oczyma,
Co ten trup niemy i, co ta twarz blada!
Milcząc o swojej przeszłości powiada!
W ubogiej chatce klęknij na modlitwie:
To bój skończony, to walka wygrana —
Ten trup-zwycięzca po zajadłej bitwie
Sztandar zbroczony zaniesie do pana...
O! nic nie ginie — choć wszystko przechodzi,
Myśl obumarła z grobu się odrodzi,
Łza rośnie z mogił, cierpienie jest płodnem,
A kto umierał z licem tak pogodnem —
Ten umarł pewien, że za naszym światem
Cierpienie żniwem wróci się bogatem!