Na około Księżyca/Rozdział XVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Na około Księżyca
Wydawca Gebethner i Wolf
Data wyd. 1917
Druk W. L. Anczyc
Miejsce wyd. Warszawa — Lublin — Łódź — Kraków
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Autour de la Lune
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XVI.
Półkula południowa.

Pocisk zatem uniknął nader ważnego i wcale nieprzewidzianego niebezpieczeństwa. Któżby pomyślał o takiem spotkaniu z bolidami? Te ciała błądzące mogły poważnie zatrwożyć naszych podróżników. Bolidy były dla nich skałami na tem morzu eterycznem, których, mniej szczęśliwi niż żeglarze, uniknąć nawet nie mogli. Lecz czyż się na to uskarżali nasi odważni podróżnicy? Nie, gdyż natura dała im wspaniały widok meteoru kosmicznego, pękającego przez zbyteczne naprężenie, który oświecił im choć na kilka sekund niewidzialną stronę księżyca. W tem nagłem rozjaśnieniu ukazały im się lądy, morza i lasy. Czyż więc atmosfera przynosiła tej nieznanej stronie swe atomy ożywcze? Pytanie to wielkie, nierozwiązalne…
Była wówczas godzina wpół do czwartej, kula postępowała w kierunku krzywej linii naokoło księżyca. Czyżby bieg jej jeszcze raz zmienionym został przez meteor? Można się było tego obawiać. Pocisk tymczasem musiał postępować po linii krzywej wedle prawa mechaniki racyonalnej. Barbicane wierzył, iż tą linią krzywą będzie prędzej parabola niż hyperhola. Przypuściwszy nawet parabolę, kula powinna była wydostać się niebawem z ostrokręgu cienia rzuconego na przestrzeń, będącą naprzeciw słońca. Ostrokrąg ten jest w rzeczy samej bardzo wązki, średnica bowiem kątowa księżyca jest mała w porównaniu ze średnicą słońca. Pocisk jak dotąd bujał w zupełnej ciemności. Jakakolwiek była jego prędkość, a nie mogła być mała, ukrywanie się trwało ciągle. Był to fakt widoczny, a może tak być nie powinno, w przypuszczeniu, iż droga jest ściśle paraboliczna. Było to nowe pytanie, nad którem Barbicane suszył sobie głowę.
Nikt nie myślał o spoczynku. Każdy spodziewał się jakiegoś niespodziewanego wypadku, mogącego rzucić nowe światło, na badania księżycowe. Około 5-ej godziny, Ardan zaofiarował towarzyszom kilka kawałków chleba i mięsa zimnego, które spożyto szybko, nie odchodząc ani na chwilę od okienek, pokrytych grubą powłoką lodową.
Na kwadrans przed 6-tą wieczorem, Nicholl dojrzał przez lunetę na południowym brzegu księżyca, i w kierunku jakiego pocisk się trzymał, kilka jasnych punktów odbijających się na czarnej nieba osłonie. Możnaby przypuścić, iż były to błyszczące sztyfty zaostrzone. Tak się przedstawia brzeg księżyca, gdy się znajduje w jednym ze swych oktantów.
Trudno się było pomylić. Nie był to meteor, którego ruchu ani barwy nie miał ten skrawek świetlny, ani też wulkan wybuchający, Barbicane więc bez wahania zawołał:
— To słońce!
— Co! słońce? — wykrzyknęli Nicholl i Ardan.
— Tak, moi przyjaciele, ono samo oświeca wierzchołki tych gór, leżących na południowym brzegu księżyca. Widocznie zbliżamy się do bieguna południowego.
— Po przejściu bieguna północnego, — dodał Ardan. — Objechaliśmy więc naokoło naszego satelitę.
— Tak jest, mój Ardanie.
A więc, nie mamy się już czego obawiać ani paraboli, ani hyperboli, ani wreszcie linii krzywych o odnogach nieskończonych?
— Nie, lecz mamy krzywą zamkniętą.
— Która się nazywa?
— Elipsą. Zamiast zginąć w przestrzeniach międzyplanetarnych, możliwem jest, iż pocisk opisywać wciąż będzie drogę eliptyczną naokoło księżyca.
— Doprawdy?
— I że zostanie jego satelitą.
— Do kroćset księżyców! — krzyknął Ardan.
— Zwrócę ci jednak uwagę, mój kochany przyjacielu — mówił Barbicane — iż my pomimo to będziemy zgubieni.
— Tak, lecz w inny, zabawniejszy sposób — z uśmiechem odpowiedział wesoły francuz.
Barbicane miał słuszność. Opisując tę drogę eliptyczną, pocisk miał na wieki krążyć naokoło księżyca, jakby satelita drugiego rzędu. Była to nowa gwiazda, przybyła światu słonecznemu, maleńki światek zaludniony trzema mieszkańcami, zagrożonymi śmiercią w krótkim czasie skutkiem braku powietrza. Barbicane nie mógł się zatem cieszyć z tego położenia, w jakie kulę wprowadził wpływ sił odśrodkowej i dośrodkowej. Mieli znowu zobaczyć oświetloną stronę tarczy księżyca. Może nawet życie ich przeciągnie się tak długo, iż ujrzą poraz ostatni ziemię w pełni, wspaniale oświetloną promieniami słońca. Może będą mogli przesłać ostatnie pożegnanie tej ziemi, której już nigdy nie mieli ujrzeć. Potem pocisk ich zostanie masa zagasłą, umarłą, podobną do tych bezwładnych asteroid, krążących w eterze. W tej chwili jedyną dla nich pociechą był fakt, iż wydostaną się nareszcie z tych nieprzeniknionych ciemności. Tymczasem góry przez Barbicana rozpoznane coraz więcej wynurzały się z ciemności. Były to góry Doerfel i Leibnitz, które na południe ciągną się w przybiegunowych okolicach księżyca. Wszystkie góry półkuli widzialnej, wymierzone były dokładnie i niech to nikogo nie dziwi, gdyż można tego dokonać zapomocą systemu hypsometryczncgo bardzo ściśle.
Ogólnie przyjętym sposobem jest wymierzanie cienia rzucanego przez góry, z przyjęciem w rachunek wysokości słońca w chwili obserwacyi. Wymiar ten otrzymuje się bardzo łatwo zapomocą lunety opatrzonej siatką z dwóch nitek równoległych; przypuszczając naturalnie, iż średnica rzeczywista tarczy jest ściśle wiadomą. W ten sam sposób obliczyć można głębokość kraterów i wklęsłości księżyca. Galileusz używał tej metody, a później trzymali się jej także Beer i Moedler.
Inny sposób, zwany metodą promieni stycznych, może być także stosowany do wymiaru wyniosłości księżycowych. Stosować go można wtedy, gdy góry stanowią punkty świetlne, na linii oddzielającej cień od światła i widzieć się one dają na ciemnej stronie tarczy. Te punkty świetlne powstają z odbicia promieni słonecznych, wyższych od tych, jakie oznaczają granicę fazy. Wymiar przerw ciemnych pomiędzy punktem świetlnym, a częścią świetlną fazy najbliższej, daje dokładną wysokość tego punktu. Metody tej używać można jedynie do wymiaru gór najbliższych linii, oddzielających od światła.
Trzeci sposób polega na wymiarze profilu gór księżycowych rysujących się w głębi, zapomocą mikrometru, lecz daje się zastosować tylko do gór położonych na brzegu księżyca.
Wszystkie te wymiary cieni, przerw, lub promów, mogą wtedy tylko być dopełnione, gdy promienie słoneczne padają ukośnie na księżyc, w stosunku do obserwującego. Gdy zaś promienie padają wprost, czyli gdy księżyc jest w pełni, wszelki dzień znika z jego tarczy i obserwacya staje się niemożliwą.
Galileusz pierwszy, przekonany o istnieniu gór na księżycu, użył metody cieniów do obliczenia ich wysokości, którą jako średnią oznaczył na 4.500 sążni. Hevelius znacznie zmniejszył te cyfry, a niedoli przeciwnie w dwójnasób je zwiększył. Jeden i drugi przesadzili w swych obliczeniach. Herschell, mając już udoskonalone narzędzia, najbliższym był prawdy hypsometrycznej, lecz ostatecznie znaleźć ją można w obliczeniach obserwatorów nowoczesnych.
Najbieglejsi dotąd selenografowie Beer i Moedler, wymierzyli 1.095 gór księżycowych. Wedle ich obliczeń 6 z tych gór mają wysokości przeszło 5.800 metrów, a 22 przeszło 4.800. Najwyższy szczyt na księżycu wynosi 7.603 metry; jest więc niższym od gór na ziemi, bo niektóre z nich wyższe są od niego o 500 do 600 sążni. Zrobimy tu pewną uwagę. Jeśli porównamy wielkość dwóch gwiazd, to góry księżycowe są względnie wyższe od gór ziemskich. Pierwsze stanowią setną siedemdziesiątą część średnicy księżyca, a drugie tylko tysiączną czterechsetną czterdziestą część średnicy ziemi. Ażeby góra ziemska dosięgła rozmiarów odpowiednich góry księżycowej, wysokość jej prostopadła musiałaby wynosić 6½ mili, a tymczasem najwyższa ma tylko 9 kilometrów.
Z porównania wynika, iż łańcuch Himalaja ma trzy wierzchołki wyższe od księżycowych, to jest górę Everest, wysoką na 8.837 metrów, Kunchingura 8.588 metrów i Davalarigi 8.187 metrów. Góry Doerfel i Leibnitz na księżycu, wysokością równają się górze Jawahir z tegoż samego łańcucha, 7.603 metrów. Newton, Casatus, Curtius, Short, Tycho, Clavius, Balncanus, Endymion, główniejsze szczyty Kaukazu i Apeninów, wyższe są od góry Mont-Blanc, która ma 4.810 metrów. Równe zaś są: górze Mont-Blanc — Moret, Theophyle, Catharnia, górze Monte Rosa 4.636 metrów, Piccolomini, Werner, Harpalus; górze Cervin 4.552 metrów, Macrobe, Eratosthene, Albateque, Delambre; szczytowi Teneryffy 3.710 metrów, Bacon, Cysatus, Phitolaus i wierzchołki Alp; górze Perdu w Pyreneach 3.354 metrów, Roemer i Bogusławski; i 3.237 metrów Herkules, Atlas, Furnerius.
Takie są główne punkty porównania, które pozwalają ocenić wysokość gór księżycowych. Droga, jaką pocisk przebywał, prowadziła podróżników do tej górzystej okolicy półkuli południowej, gdzie właśnie wznosiły się najwspanialsze okazy orografii księżycowej.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.