Na strunach arfy/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Na strunach arfy
Pochodzenie Rymy i Rytmy. Tom I
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1900
Druk Warszawska Drukarnia i Litografja
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CYKL IV.
NA STRUNACH ARFY.

Moc pieśni.

A ty sobie młot ten chwal,
Ten żelazny młot,
A ja będę piosnkę czcił
Co się zrywa w lot,
Co się z głębi serca rwie,
I w błękitną płynie dal,
Będę wiecznie sławił pieśń,
Gdy ty sławisz stal!…
Wiem, że twój żelazny młot
Wiele światu dał,
Wiem, że umie krzesać skry,
Ryjąc granit skał,
Że w budowie świetnych bogactw
Swój znamienny kładnął znak,
Że ludzkości pootwierał
On szeroki szlak,

Wiem, że schodził w głębie kopalń,
Śledził węgla, złota ślad,
Wiem, że winien jego darom
Wieczną wdzięczność świat…
A więc czczę twój młot żelazny,
Twój żelazny młot,
Siłę ręki twej poważam,
Twego czoła pot:
Niechaj bierze hołd odemnie
Twojej kuźni żar, —
Lecz ty też i wielb i pojmij
Wieczny pieśni czar!…
Nie jest wcale młodszą piosnka,
Niźli gładka stal,
Od jej pracy młodszym nie jest
Serc natchnionych żal;
Zawsze w przerwach dźwięków młota
Dźwięczał pieśni ton,
Dźwięczna nuta ogłaszała
Świetny młota plon,
Młot twój słuchał twojej ręki, —
Ale ręki moc,
Zawsze słabła, gdy znużenia
Nadchodziła noc;
I dopiero kiedy w serce
Pieśń rzucała blask,
Krzepła ręka i potężniej
Huczał miota trzask!…

W pieśń natchnioną, słodko-dźwięczną
Całą duszą wierz,
Bo potędze młota ona
Nie ustąpi też!
Boć kruszyła kamień w sercach,
Oczyszczała myśli z plam,
Na dno ludzkich serc schodziła,
Odkrywała złoto tam,
Rozświecała mrok rozpaczy
I apatyi toń, —
I na pierś zranioną kładła
Swoją mięką dłoń…
Nie wiem, czemby był bez pieśni
Twój żelazny młot, —
Czyby bez niej nie był klątwą
Ciężki czoła pot!!
Gdyby pieśni i spoczynku
Nie powiązał ślub, —
Czyż spoczynek by nie straszył,
Jak milczący grób!?
Czy pociągałby cię nawet
Ten szeroki tór, —
Gdyby pieśń nie grała krokom
Melodyjny wtór,
Gdyby dźwięk jej nie nadpływał
Zewsząd, z wszystkich stron,
Gdyby w dal tęskniące serca
Nie przywabiał on?…

Gdybyż jaki duch złowrogi
Ukradł naraz pieśń,
Gdyby struny arfy porwał
I zakopał w pleśń,
Nie wiem, czyby było warto
Wejść na życia próg,
Choćby wielkim głosem wołał
Twego młota huk!…

Oto treść modlitwy mojej,
Oto marzeń szczyt:
Niechaj pieśń mi czarodziejska
Wciąż się wplata w byt,
Niechaj zawsze przyjdzie koić
Mego serca lęk,
Każdą radość, każdą boleść,
Niech przetapia w dźwięk,
Niechaj idzie śladem za mną
Przez życiowy las,
Niechaj będzie mi pobudką,
I nagrodą wraz;
A gdy głowę mą utuli
Chłodna ziemi cieśń,
Niech nad grobem dźwięczy jeszcze
Harmonijna pieśń!


Do „Młodych“.
(Pod wrażeniem Albumu współczesnych poetów polskich Jana Kasprowicza).

Śpiewajcie „młodzi!
Wasz dźwięczny śpiew
Ziębnącą ogrzewa krew..:
Wasz dźwięczny śpiew
Nad czarną glebą,
Śród trosk powszednich powodzi
Unosi w niebo…
Śpiewajcie młodzi!…

Śpiewajcie młodzi!
Bo wasza pieśń,
Co w mękach się rodzi,
Wasz krzyk, wasz ból,
Odziera pleśń
Z tych twardych ludzkich serc, —

I moc ma kul,
Gdy w mury twierdz
Potężne działo godzi…
Śpiewajcie młodzi!

Śpiewajcie młodzi!
Bo waszych snów zawierucha,
Bo wicher waszych słów,
Choć z rozpalonych zadął głów, —
Lecz znojne czoła chłodzi
I w one żagle dmucha,
Co niosą w dal,
Na idealnej łodzi,
Po grzbietach życiowych fal,
Aż ku przyszłości — ducha!
Śpiewajcie młodzi!

Śpiewajcie młodzi!
Choć który twardy łeb,
W swych myśli cieśni,
Zaprzecza pieśni,
Że ziarn pożywnych nie rodzi, —
Śpiewajcie młodzi!…

Bo nie wie tego kiep,
Że pieśń to także chleb,
Słoneczny chleb,

Którym się gardzić nie godzi!…
Bo chleb niebieski ów
Wiązanych dźwięcznie słów,
Choć ostry jest, jak nóż, —
Lecz koi tak, jak wprzód,
Straszliwy wieczny głód
Cierpiących serc i dusz…
Więc drwić zeń się nie godzi…
Śpiewajcie, młodzi!



∗             ∗

Cichy wieczór ponad ziemią
Ciemne skrzydła rozpiął już…
Zamknij, dziewczę, senne oczy,
Na mej piersi główkę złóż.
Płyną z łąk zefirów szmery
I z ogrodów wonie róż…
Złóż na piersi mojej główkę,
Swoje senne oczka zmruż…
Oto pora tkliwej zgody
Po epoce walk i burz;
Zamknij, dziewczę, senne oczy,
Na mej piersi główkę złóż…
Ja nad snem twym czuwać będę,
Jak bezsenny anioł-stróż…
Złóż na piersi mojej główkę,
Swoje senne oczka zmruż…



∗             ∗

Gdy serce pęka, — z szczelin
Wyrasta wspomnień kwiat,
Serdeczną krwią się żywi,
Wydaje z wonią jad…
Z rozkoszą dusza wciąga
Zabójczą kwiatu woń, —
A lica bledną… bledną,
Zapada trupio skroń…



∗             ∗

Szukałem serca po całym świecie,
I tu i tam —
Chciałem ja wyznać przed niem raz przecie,
Co w sercu mam:

Słodkie zaklęcia i słodsze skargi —
Tęsknoty znak…
Miłosnem słowem wówczas me wargi
Płonęły tak!

Szukałem serca dla tego słowa,
Obchodząc świat.
Drwinki i śmiechy, głupia obmowa —
Szły za mną w ślad.

Pierś mą w tułaczki tej poniewierce
Wyziębił chłód.

Znalazłem wreszcie szukane serce, —
Inny, jak wprzód!

Zeschłe me wargi się poruszyły —
Nie rzekłem nic…
Łzy tylko z oczu się potoczyły,
Spłynęły z lic…



∗             ∗

Nie ożywia mnie wiosny czar,
Który ziemię ożywia na nowo;
Nie weseli mnie słońca żar,
Co weselej zabłysło nad głową.

Znałem inne wiosenne dni,
Kiedy w sercu kwitnęła mi wiosna,
Cudne oczy świeciły mi,
I dźwięczała piosenka miłosna.

Dzisiaj wiosna powrotem swym
Tylko żałość rozbudza w mej duszy;
O, rozwiały się ognie w dym, —
Czar wiosenny mnie więcej nie wzruszy!

Z wiosną silniej odczuwam brak
Owej pierwszej wiosennej miłości:

Wonie kwiatów, zieloność, ptak, —
Wszystko mówi o słodkiej przeszłości…

O, tak samo spogląda wzrok
Na wzniesioną znów z gruzów świątynię,
Kiedy bóstwo uciekło z niej,
Kiedy wiara na zawsze zaginie!



∗             ∗

Kocham motylki i tęcze,
Bo one fałszu nie kryją,
A między ludźmi, ja ręczę,
Co chwilę spotkasz się z żmiją.

Gdy tęcza igra na niebie,
Gdy się w błękitach zanurza,
Blaskami nie zwodzi ciebie,
W tym śmiechu nie skryta burza.

Zawsze się trzyma rygoru
Ta tęczy łukowa droga;
W szakże to — słowo honoru
Dane Noemu przez Boga.

A ten motylek zdaleka
Tak wabi, latając zwolna,

Wszakżeż to Psyche u Greka —
Dusza niewinnie swawolna.

Kochani motylki i tęcze,
Bo one fałszu nie kryją,
A między ludźmi, ja ręczę,
Co chwilę spotkam się z żmiją!



∗             ∗
[1]

Ja stoję wpatrzony w twą postać,
Jak w cudne nadziemskie zjawisko,
I chciałbym na wieki tak zostać
W tem miejscu… przy Tobie… tak blisko.
Lecz kiedy wpatruję się w Ciebie,
Gdy rękę mą z ręką twą splatam,
Sam niewiem, czy stoję na miejscu,
Czy w rajską dziedzinę ulatam:
Na skrzydłach twej duszy śnieżystych
Ma dusza się waży w zachwycie,
Śród blasku twych włosów złocistych,
Po oczu twych jasnym błękicie…
I buja wraz z tobą wysoko,
I leci gdzieś w sferę przestronną;

A w koło… pod nami… nad nami…
Tak jasno… tak słodko… tak wonno!
............
I niewiem, zkąd płyną te wonie,
Zkąd bije ta jasność promienna;
Wiem tylko, że pierś mą przepełnia
I błogość i świeżość wiosenna…
Ty idziesz… ja idę za Tobą,
Przecudne, nadziemskie zjawisko, —
Ty świat mój zabierasz ze sobą,
Więc muszę przy tobie być blisko!
Po żółtej ogrodu ścieżynce
Twe stopy się zlekka unoszą;
I myślę, że pod ich dotknięciem
Drży nawet ta ziemia rozkoszą, —
„I dziwię się tylko, że kwiaty
„Pod twemi stopami nie rosną.
„Ty złoty mój ptaku skrzydlaty,
„Ty raju, ty maju, ty wiosno!“


W godzinę ślubu.[2]

Ty pierścionku na moim paluszku
Cóż w najbliższej przyszłości mi dasz?
Zkąd obawa ta w mojem serduszku,
Zkąd rumieniec ten bije na twarz?
Przecież kocham go bardzo, serdecznie,
Sama rzekłam: „to będzie mój mąż!“
Przecie żyć z nim pragnęłabym wiecznie,
Jednak boję się, boję się wciąż!
Miłość drży mi lękliwie w serduszku
I rumieniec oblewa mą twarz…
Ty pierścionku na moim paluszku,
Cóż w najbliższej przyszłości mi dasz?!



∗             ∗

Stałem pod brzozą płaczącą,
Przykryty listków jej cieniem,
„Kocham“ — szeptałem gorąco,
„Cierpię“ — mówiłem z westchnieniem.
Brzoza, to słysząc, litośnie
Swemi gałęźmi wzruszyła
I zaszemrała rozgłośnie,
Jakby mym skargom wtórzyła.
Sosna ten szmer podchwyciła
I z wiatru zrobiwszy posła,
Mój sekret brzydka plotkarka,
Zaraz dębowi poniosła.
Dąb stary słuchał uważnie,
Potem zaszumiał surowo,
I długo, smutnie, poważnie,
Liściastą potrząsał głową!


Dążenia.

Jakżeż dumnie pną się drzewa,
Pną się wciąż ku górze,
By gałęźmi ucałować
Cudne nieb podnóże!
Pocóż próżno piąć się w górę,
Dumne wznosić oko?
Nie wzrośniecie tak, o drzewa!…
Niebo za wysoko!


∗             ∗

Jakże rwie się serce moje,
Jak się rwie z zapałem
Za marzonym tak gorąco
Piękna ideałem!
Próżno rwiesz się, dumne serce,
Jesteś nadto brudne,

By osiągnąć swój ideał,
Swoje cele cudne!


∗             ∗

Oj, nieszczęsna nasza dola!
Oj, my biedne drzewa!
Że to niebo, to wysokie,
Tak nas wciąż olśniewa!
Lecz czem bliżej, tem rozkoszniej
Pieści blask nas złoty,
Będziem przeto piąć się w niebo,
Aż uschniem z tęsknoty!


∗             ∗

Oj nieszczęsna moja dola,
Biedne serce moje,
Że je nęcą tak zdaleka
Świętych uczuć roje!
Lecz czem więcej, tem rozkoszniej
Śnię o wzniosłem pięknie:
Ideału będę pragnął,
Aż mi serce pęknie!



∗             ∗

Majowy dzień, majowy dzień
Rozkwita w blaskach słonecznych;
Słowiczych brzmień, wiosennych tchnień
Pełno w przestworzach powietrznych…

Zefir gra pieśni w wierzchołkach drzew
Echo im wtórzy bez końca,
A cudna róża słyszy ten śpiew,
Cudnie się wdzięcząc do słońca.

Lecz mrok nadchodzi i słońce znika,
Więc róża tęskni i wzdycha,
Pochyla kielich, listki zamyka, —
Łza rosy spływa z kielicha!…


Pożegnanie Szlangenbadu.

Cichy słodki Szlangenbadzie,
Żegnaj, żegnaj mi, —
Śród zielonych gór twych można
Pędzić szczęsne, złote dni…

Gdybyż tylko człek nie przywiózł,
Gdzieś zostawić mógł lub chciał, —
Ciała jad i serca rany
I dziwaczny mózgu szał.

Lecz i tak — o! stokroć mniej tu
Ciało, duszę boleść nęka, —
I chwilami przyjemnością
Zda się tutaj nawet męka.

Tak jest lżej dziecinie chorej,
Gdy dłoń lekką matka kładzie
Na jej czółku rozpalonem —
Żegnaj luby Szlangenbadzie!


Impromptu.

Nic mi… nic mi nie potrzeba!…
Żarem słońca na mnie dyszy
Rozpalony błękit nieba…
Tyle ciepła!… tyle ciszy!…

Tu, w zbożowych leżę kłosach…
Wonne habry lśnią… bez końca!…
Na mej twarzy, na mych włosach
Grają ciepłe blaski słońca…

W tem ukryciu choć przez chwilę
Pierś pogodą słodką dyszy,
Gdy mam słońca, ciepła tyle,
Tyle ciszy… ciszy… ciszy!…

Na tym złotym zbóż kobiercu
Nic już mieć nie pragnę więcej…

Jednak… coraz dziwniej w sercu!
Jednak coraz mi goręcej!

Jak gorąco!… Ach, litości!…
Ja pragnienie mam bez miary:
Pragnę wypić czar miłości
Z koralowych ustek czary!…


Nokturn I.

Noc zagląda w ciemne okno…
Wiatr… Izdebka moja drży…
Patrzę… W deszczu szyby mokną…
Droga!… Czy to płaczesz ty?…

Noc tak samo była dżdżysta,
Gdyś odeszła kędyś w świat…
Jako lilia, byłaś czysta,
Zanim piorun z nieba spadł!…

To nie ona… To deszcz płacze…
Gdybym mógł cię blizko czuć!
Słuchaj! Wszystko ci przebaczę…
Tylko nie płacz… tylko wróć!…


Nokturn II.

Wichru szum złowróżbny, głuchy…
Spadających liści szum…
W mroku trzask gałęzi suchej…
I męczących myśli tłum…

Słodkie dziecię! myśl o tobie
Duszy mej odbiera moc…
Jak tam tobie w ciemnym grobie
Musi być w tę straszną noc!…

Zimną pustkę czuję wkoło…
Ach! nie przyjdziesz, droga, tu
Rozpalone ścisnąć czoło,
Ukołysać mnie do snu…

Ty nie przyjdziesz… Na spotkanie
Muszę sam do ciebie iść…
Wiatru szum… ha, to wołanie!…
Z jękiem spada zwiędły liść…


Nokturn III.

Dzień posępny w mgle umiera,
Krwawo kona słońca blask,
Wicher żółte liście zdziera
Słychać wron ponury wrzask.

Stara boleść już się rusza
Na głębokiem serca dnie,
A wesela pragnie dusza,
A miłością serce tchnie!

Już przekwitłaś złota wiosno,
Chłód zawiewa z wszystkich stron…
Jakże śpiewać pieśń radosną,
Gdy ją mąci bólu ton?!



∗             ∗

Muszę w rymach i śmiać się i szlochać,
Muszę piosnką na śmierć się kołysać,
Muszę kochać i kochać i kochać,
Muszę pisać i pisać i pisać!





  1. Jako motyw do niniejszego wiersza posłużyła ostatnia strofka, wyjęta z „Bez Dogmatu“ Sienkiewicza.
  2. Za motyw do tego wiersza posłużył obraz niemieckiego malarza p. t.: „Du Ring an meinen Finger.“





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.