<<< Dane tekstu >>>
Autor Alphonse Daudet
Tytuł Na zgubnej drodze
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1879
Druk Drukarnia L. Chodźki w Piotrkowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

Aż do chwili, w któréj niemiłosierna dłoń przekształcająca Paryż, utorowała przejście przez cyrkuł Panteonu, kilka dawnych pałaców wznosiło się dumnie na placu znanym dziś pod nazwą bulwaru Ś-go Michała. — Te pałace należały niegdyś do wysokich urzędników, do rodzin spokojnych i poważnych, które żyjąc zdala od intryg dworskich, zachowywały czystość obyczajów, słabnącą dopiero coraz jawniej w miarę zbliżania się epoki rewolucyjnéj. — Znaczna liczba klasztorów, blizkość ogrodu Luksemburgskiego, tłómaczą nam upodobanie spokojnych mieszkańców w ulicy Ś-go Jakóba i otaczającym ją cyrkule, który gdzie niegdzie sięgał aż do zielonych pól wioski. — Ozdobione herbami powozy, które widywano w téj dzielnicy miasta, rzadko dążyły ku miejscom zabaw i balów. Najczęściéj z po za okien karety przeglądał arystokratyczny profil księżny lub hrabiny, pragnącej w ciszy klasztoru pędzić dni kilka na modlitwie i rozmyślaniu — lub młodej dziewicy znakomitego rodu, poświęcającej życie swe Bogu.
W ostatnich latach, niektóre z owych gmachów utraciły charakterystyczną, cechę, piętnującą wyłącznie budowle XVII wieku. — Oddane na pastwę spekulacyi, rozdrobnione na kilkanaście mieszkań, przeznaczonych stosownej liczbie rodzin mieszczańskich — uległy prędko zmianom, zacierającym pierwotny ich charakter. — Z pomiędzy wszystkich, jeden tylko z nich pozostał w dawnym stanie aż do chwili zburzenia. Mówimy o pałacu Varades, znanym wówczas ogólnie i zajmującym przestrzeń dość znaczną, otoczoną wysokim murem, który tę posiadłość odgraniczał od ulicy. W podwórcu, za bramą, nad którą jaśniał herb posiadaczy, zbudowano dla służby dwa oddzielne pawilony. — W głębi podwórza, zakończonego jednym z najpiękniejszych ogrodów Paryża, wznosił się wspaniały front głównego gmachu. Z okien jego wysokich i szerokich, łatwo było odgadnąć niezwykłą wielkość salonów, w dzisiejszych mieszkaniach już nieznaną.
Przedsionek, wyłożony szarym kamieniem, przybrany wazonami z marmuru i pięknie rzeźbionemi ozdobami, dodawał pałacom imponującej powagi. Gzems nawet, wieńczący jego szczyty, wydawał się skończonem arcydziełem.
W epoce, w której zaczynamy naszą powieść, właściciel i wyłączny prawie lokator pałacu nazywał się jeszcze Varades i był jedynym, ostatnim potomkiem założyciela tej pysznéj siedziby.
Pomimo że liczył lat pięćdziesiąt pięć, nie ożenił się dotąd; skromne miał upodobania, humor posępny, zamiłowanie wielkie samotności i ciszy. — Służba pana Wilhelma Varadesa składała się z dwóch osób: kucharki i lokaja, pełniącego zarazem obowiązki odźwiernego i ogrodnika. Niepodobna wyobrazić sobie życia bardziej jednostajnego. — Zanim wszakże poznamy je bliżej, musimy w kilku słowach streścić dzieje rodziny Varades’ów.
W zeszłem stuleciu zasiadali oni kolejno w parlamencie; w r. 1716 jednego z nich mianowano członkiem kommisyi, wyznaczonej przez regenta dla ukarania oszustw i nadużyć, jakiemi doszli do wielkiego mienia niektórzy spekulanci. — Radca Varades nie posiadał żadnej z cnót swego powołania. Przeciwnie, historyja zanotowała jego imię obok tych sędziów (stanowiących szczęściem nieliczne wyjątki) którzy skorzystali ze swego urzędowania, by się szybko zbogacić. — Chętnie przyjmował propozycyje ludzi, lękających się nadmiaru surowości. Sprzedawał swe wyroki za cenę złota. Takim sposobem, niejeden z owych niecnych spekulantów, skazany w imię praw, samowolnie ułożonych, za nadużycia jeszcze samowolniejszej natury — na utratę czterech lub pięciu milionów — otrzymywał znaczne złagodzenie kary za summę kilku kroć liwrów, ofiarowaną, potajemnie panu Varades.
Bogactwa, tą drogą nabyte, mogły uledz ruinie podczas terroryzmu. Tymczasem powiększyły się jeszcze następnym sposobem. Ówczesny ich posiadacz, młody człowiek lat dwudziestu pięciu, wnuk radcy, osądził za stosowne w r. 1793 ujść z kraju, gdzie mu groziło wiele przykrości ze strony komitetu bezpieczeństwa publicznego. Ale przed odjazdem udało mu się zebrać sto dwadzieścia tysięcy liwrów i zachować je w głębi piwnic swego pałacu. Potem, obawiając się konfiskaty i sprzedaży swych majętności, tytułem dóbr narodowych, polecił niejakiemu Paulet, byłemu woźnemu parlamentu, nabyć je w danym razie, na co pozostawił temuż dwakroć sto tysięcy liwrów. — Paulet zasługiwał na zupełne zaufanie. Pozbawiony urzędowania, radośnie powitał republikę. — Jako przyjaciel kilku członków konwencyi, wmięszał się między najgorliwszych stronników nowego stanu rzeczy; mógł więc rozrządzać swym wpływem na korzyść młodego Varades’a i zajął się jego interesami z gorliwością człowieka, nie przebierającego wprawdzie w środkach zbogacenia się, ale niezdolnego do popełnienia kradzieży z krzywdą emigranta, którego ojciec niejedną ważną oddał mu usługę.
Zaledwie Varades stanął w Szwajcaryi, gdy zaszło co przewidywał; skonfiskowano jego dobra i wystawiono je na sprzedaż. — Lecz Paulet nie dał się zaskoczyć niespodzianie. Uczęszczając na słynną giełdę przy ulicy Vivienne, podwoił niemal pozostawioną mu summę, tak, że mógł, nabywając posiadłości Varades’a, ocalić je niewielkim kosztem.
Zbieg powrócił do Francyi nazajutrz po 9 termidora. Dzięki uczciwości Pauleta, ujrzał się panem znacznego mienia, które później powiększał rożnorodnemi spekulacyjami. — Ożeniwszy się nie młodo, miał w r. 1805 syna, grającego ważną role w naszej powieści; jest to właśnie pan Wilhelm Varades, który ze śmiercią ojca, został jednym z najbogatszych obywateli kraju, jakkolwiek nikt się tego nie domyślał.
Pomimo wszakże tak wielkiej fortuny, Varades żył aż do dnia, w którym zaczyna się nasze opowiadanie, bez znajomych, bez przyjaciół, bez rodziny — zupełnie samotny.
Zerwał wszystkie związki rodzinne, odepchnął wszystkich, z wyjątkiem młodej sieroty, córki jednego z krewnych, nad którą musiał przyjąć opiekę, lecz uniknął kłopotów, powierzając ją zakonnicom w Sacré-Coeur.
Przebywając częścią w Paryżu, częścią w swych dobrach w Normandyi, Wilhelm Varades rządził się najściślejszą oszczędnością, gdyż wydawał zaledwie dwudziestą — część swego dochodu. Majątek więc wzrastał corocznie. — Sakiewka zawsze wypchana banknotami, kassa wypełniona złotem, coraz większa liczba domów, posiadanych w Paryżu — oto owoce jego skąpstwa i zręcznych spekulacyi.
Zarząd tej olbrzymiej fortuny, której istnienie zaledwie było podejrzywanem — pochłaniał wszystkie godziny życia Varades’a.
Nie znał większego szczęścia, nad to, jakiego doznawał, gdy zamknąwszy się wieczorem, w swym gabinecie, sam jeden wśród głębokiej ciszy pustego samotnego pałacu, kreślił na ćwiartkach białego papieru cyfry, przedstawiające jego mienie. Niezdolny zachwycać się widokiem arcydzieła — upajał się widokiem złota. Pogrążony w ekstazie nad rulonami, które lubił przesuwać i układać często w głębi kassy, używał rozkoszy takiej, jak rozpustnik wśród szałów hulanki.
Chciwy zysku, śledził bacznem okiem wszystkie obroty pieniężne, czerpał ze wszystkich źródeł bogactwa, bez względu że bywają brudne i zmącone. Za pośrednictwem swego rządzcy spekulował znacznemi summami na giełdzie; jednocześnie pożyczał na wysokie procenta po kilkaset franków — ludziom niezamożnym, ale dającym dostateczną rękojmię wypłacenia długu. Słowem, nie gardził niczem, co przynosiło korzyść materyjalną, co pomnażało fortunę. — Trzebaby całych tomów, na spisanie wszystkich finansowych obrotów nienasyconego bogacza.
Musimy wszakże dodać, że ten człowiek, żyjący bez żadnych szlachetnych pragnień, bez wyższych pojęć i uczuć — nie był ani trywialnym, ani głupcem. — Mógłby był kochać z nadzieją wzajemności, prowadzić życie spokojne i wygodne, poznać rozkosz miłości i słodkie uciechy życia rodzinnego.
W trzydziestym roku był pięknym; w pięćdziesiątym piątym miał jeszcze twarz czerstwą, cerę świeżą, zdrowie niezwątlone bezsennością ani rozpustą. — Ale niepomiarkowana żądza bogactw opancerzyła mu piersi twardą, kamienną powłoką tamującą przystęp wszelkiemu wyższemu uczuciu, wszelkim szlachetnym i dobrym instynktom. — Panująca w jego sercu namiętność, tłumiła wszelkie inne porywy. — Nie lubił ani gry, ani kobiet, ani sztuk pięknych. — Lubił tylko pieniądze. — Wiedząc o tem, łatwo zrozumieć sposób jego życia.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Alphonse Daudet i tłumacza: anonimowy.