[236]Nad łóżkiem dziecka.
Dzień za nocą, noc za dniem mijała,
Ciężko straszne wlokły się godziny;
Biedna matka bez przerwy czuwała
Przy łóżeczku chorej swej dzieciny.
I śledziła suchem okiem ruchy,
Gorączkowe rzucanie się dziecka,
Drżąc co chwilę, by śród nocy głuchej
Śmierć jej skarbu nie skradła zdradziecka.
Biedna matka patrzyła uparcie
W twarz dziewczynki, z gorączki zapiekłą.
Zda się strzegła na strasznej tej warcie,
By przez usta życie nie uciekło.
I nie śmiało ono uciec długo…
Ciężki oddech mącił ciszę głuchą,
Świeca bladą paliła się smugą…
Serce matki zabiło otuchą!
Raz zasnęła… na zmęczone oczy
Ołowiane opadły powieki;
[237]
A tej chwili z dzieweczki uroczej
Dech ostatni uleciał na wieki.
Matka przez sen oddechu nie słyszy —
Więc się zrywa… jękiem dziecko woła… —
Tak się młynarz budzi w nocnej ciszy,
Gdy umilknie stuk młyńskiego koła!…