Nad grobem Kościuszki/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nad grobem Kościuszki |
Data wyd. | 1917 |
Druk | Tłocznia „Polaka-Katolika“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Do Solury nie przypadek przyprowadził Kościuszkę.
W niespełna dwa lata po swoim przybuciu[1] z Ameryki do Francyi, poznał się on z dwoma Szwajcarami Zeltnerami, przebywającymi podtenczas w Paryżu.
Pierwszy z nich Piotr, był posłem Związku helweckiego, drugi Franciszek kupcem, oraz prezydentem tego miasta.
Musieli to być ludzie dopasowani do jego przekonań i poglądów na świat, gdyż zżył się z nimi, związał przyjaźnią serdeczną, pod ich dachem zamieszkał, uważając dom ich za swój.
I z pod ich nawet dachu, z ich letniej rezydencyi w Berville pod Fontenaibleau, nie bez ich niezawodnie wiedzy, wysłał w Kwietniu roku 1814, znany list do cara Aleksandra I-go, w którym go prosił, aby ogłosił się królem polskim z konstytucyą zbliżoną do angielskiej, udzielił amnestyę ogólną dla Polaków, uznał włościan naszych za wolnych, utworzywszy szkoły dla ich nauki na koszt rządu.
Kiedy po upadku Napoleona, zebrani w Wiedniu monarchowie Europy i dyplomaci zajęli się między innymi i sprawą Polski, i Książe Adam Czartoryski i sam Aleksander, wezwali go by osobiście z nimi się porozumiał. Opuścił więc po otrzymaniu ich listu bezzwłocznie Berville, i w towarzystwie Ksawerego Zeltnera puścił się w daleką drogę.
W Braunau kwaterze głównej rosyjskiej widział się z Aleksandrem, w Wiedniu z Czartoryskim, i nie otrzymawszy tam od cara odpowiedzi na wystosowany do niego w sprawie naszej list, rozczarowany co do jego zamiarów, w dniu 25 czerwca 1815 roku postanowił opuścić stolicę Austryi.
I przez Tyrol pojechał do Solury.
I jak w Berville, w Solurze pod Zeltnerowskim dachem zamieszkał, uważając dom ich za swój.
I pod tym dachem, przy ulicy Gurzeln gasse, w domu przyozdobionym tablicą pamiątkową, zakończył życie.
Lubo więc przekładał on Szwajcaryę po nad inne obce kraje już i dawniej, marzył o osiedleniu się w niej na stałe, we własnym „małym domu z morgą gruntu“ jak się wyraził w liście do Leharpe’a, kto wie czy gdyby nie nieodstępujący go ani na chwilę od piętnastu lat Zeltner, nie jakie inne szwajcarskie miasto, miałoby wielki zaszczyt stania na straży jego grobu.
Ale Zeltner szalę jego postanowienia na stronę Solury przechylił.
Dwa więc ostatnie lata jego życia, zbiegły mu tam u jurajskiego podnóża, czyniąc z Solury jedno z najdroższych całej Polsce na obczyźnie miast.
Jak te dwa lata bohaterowi dwóch światów spłynęły w tem cichem, pełnem uroku nieopisanego mieście, jak w niem dni swoje spędzał ten, którego dni wszystkie zanim do niej na stały pobyt przybył, zajęte były myślą i pracą dla dobra i szczęścia Polski?
Był li on już wtedy, jak opowiada o wcześniejszym peryodzie jego życia jenerał Kołaczkowski „złamanym klęskami i wiekiem pochylonym, cieniem dawnego zwycięzcy z pod Racławic, o pamięci tak osłabionej że nie poznawał podkomendnych swoich z czasów walki o niepodległość“, lub też przeciwnie żył li do samego grobu pełnią władz umysłowych, z myślą i przywiązaniem do swojego kraju, za pomyślność i niepodległość którego nie szczędził swojej krwi?
Do ostatnich czasów na pytanie te trudno było dać stanowczą odpowiedź.
Znane były wprawdzie dwa Solurskie testamenty Kościuszki, z których pierwszy zwłaszcza dawał świadectwo jego trzeźwości sądu i niezastygłej miłości kraju, dochowała się pobieżna i niepełna broszura w języku angielskim Zeltnera „Prywatne życie Kościuszki“ (The private life ot[2] Kościuszko), tradycya dobroczynności jego i historycznego wierzchowca, zatrzymującego się automatycznie przed każdym żebrakiem wyciągającym do jeżdżącego na nim pana po jałmużnę błagalnie rękę, przeszła nawet do popularnych książek dla młodzieży szwajcarskiej, było to jednak prawie wszystko co wiedzieliśmy o nim w tej epoce.
Prawie wszystko. Ale na ogół mgła ciemności zalegała ten okres jego życia, pod tym mianowicie względem, co nas jako czcicieli jego wielkości najwięcej interesować mogło i może.
I piekące nas wszystkich pytanie, żył li Kościuszko i w Solurze dla Polski i pracował li i tam dla Polski, do ostatniej chwili pozostawało bez odpowiedzi.
Rok 1910 pod tym względem przyniósł gruntowną zmianę.
Wydobyto z ukrycia na Litwie nieznane listy jego z tej epoki, i te ogłoszone w Roczniku Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Wilnie, ciężki kamień usunęły nam z piersi.
Bo ukazały nam bohatera jak na dłoni właśnie tam, gdzie pomroki czarnej nocy okalały dotąd jego osobę.
I zadały kłam Kołaczkowskiemu, że pochylając się do swego zachodu, pochylał się on nikły, słaby i obojętny na wszystko niby cień.
Listy te, ogłoszone siedem lat temu poraz pierwszy w Wilnie, pisane były przez Kościuszkę do Józefa hrabiego Sierakowskiego, człowieka nauki wielkiej i wielkiej miłości kraju.
Jako taki, szczycił się on przywiązaniem Kościuszki, i zasłużył sobie na zaszczytne słowa jego w jednym z listów do niego wypowiedziane: „z młodych lat jesteśmy z sobą sprzyjaźnieni, nie masz żadnej okoliczności przeciwnej, aby to się nie ciągnąło[3] aż do śmierci i ty położył kamień na grobie moim“.
Listów tych mamy pod ręką 24, wszystkie pisane własnoręcznie, w okresie czasu od 24 stycznia 1815 roku do dnia 8 września 1817 roku.
Urywają się zatem dopiero one, na pięć tygodni przed zgonem wielkiego obrońcy naszej czci.
I cóż nam te wydobyte świeżo z ukrycia listy okazują, jak odpowiadają nam na pytanie, kim i czem był Kościuszko w tem solurskiem ustroniu, zanim do snu nieprzespanego zamknął w niem swoje powieki?
Kim i czem, w tym mgłą dotąd przyobleczonym czasie Kościuszko rzeczywiście był?