XIII. Namiętności.




Co za poczet, przepadszy grób Ereba ciemny,
Wije w twéj duszy gniazdo, człowiecze nikczemny?
Pod jak srogiemi, przebóg! spętane tyrany,
Brząka niewolniczemi serce twe kajdany!

Już okrutnego jarzma znieść nie mogąc daléj,
Płacze rzewnie i na swą niedolę się żali;
Jęczy, tęskni, ostatnich sił prawie dobywa,
Aza gwałtem okrutne potarga ogniwa?

Już w swych pętach spokojne, sroższéj kaźni godne,
Mniema w gnuśnym niewolstwie pędzić dni swobodne,
I smakując w nieczuciu, coraz bardziéj nowem
Zmamione ślepo zmysły obarcza okowem.

W różnych mi się te kształtach widzieć dają dziwy:
Tu lew krwawą rozdziera paszczę żółtogrzywy,
I to wściekłemi piany rozsierdzony pryska,
To jeżąc kudły, wzrokiem piorunowym błyska.

Tu chytry smok, nabrzmiały jadem niezleczonem,
Sprosnym sine zadzierzgi zawija ogonem;
Więc żeby się tajemna nie odkryła zdrada,
Ciszkiem się do wnętrzności śliskim grzbietem wkrada.

Każdy zwodniczym rąbkiem brzydką postać krasi,
Każdy się miłym wzrokiem pochlebia i łasi,
A nie chcąc oczu zrazić pozorem brzydoty,
Bierze na się obłudnéj zwierzchnią barwę cnoty.

Chciwa żyć przez śmierć bliźnich i krwi bratniéj zgubę,
Ślepa zwycięsców duma z klęsk buduje chlubę;
A żądzą bohatyrstwa w tymże sercu, które
Zażega do walecznych dzieł, gasi naturę.

Cóż za zysk sławy owéj? Już bystry miecz strawił
Tyle dusz i za brudny męt Stygu przeprawił.
Igrają z popiołami wichry niehamowne,
Gdzie wprzód liczne wsi stały i grody budowne.

Niknie przemysł, ustaje złotopłodna praca;
Świat do pierwotnych pustyń zburzony powraca:
Fraszka wszystko, by jedno zbójca uwieńczony
Oddał swe w Kapitolu bałwanom pokłony.

W cudniejszéj nad śmiertelny kształt dobie ukryta,
W okrutniejsze nas pęta chytra miłość chwyta:
Lecz dopiéro ich ciężar czuje człek niewolny,
Gdy już do przełamania nie ma siły zdolnéj.

Próżno się rozum siląc, na wywody sadzi,
Że się w tym sporna wola kocha, co jéj wadzi.
Nie pomoże wyssana z najmędrszych ksiąg sztuka:
Rozum filozof, ale ma wolą nieuka.

Wszystko stracił niecnota i honor i zdrowie
I co mu szczędną dłonią zebrali przodkowie.
Zna, nie czując swéj doli, i tak błędny trzyma,
Że świat większych dostatków nad kęs chleba niéma.

Godny takiéj płód matki, zawiść podejrzliwa,
Dopadszy z rąk Megery dymnego łuczywa,
Wyświeca wszystkie kąty, a wściekłe zapędy
Karmi, z próżnym popłochem, trwożliwemi błędy.

Równie jéj cień znikomy, jak dzień jasny szkodzi;
Ciekawość niespokojna tysiąc myśli rodzi.
Wszędy widzi spólnika; sama przyjacielem,
Sama chce być postrzałem i miłości celem.

Darmo, brzydka chciwości! łeb ukrywasz smoczy,
I pod zasłoną twe się ogniem iskrzą oczy:
Rzucasz wszędy wzrok bystry, ściągasz ostre spony,
Mniemając, że świat cały iść w twe winien plony.

Za tobą w tropy chodzi fałsz i zdrada krwawa:
Próżno się na zgwałcone słuszność żali prawa.
Wchodzisz w zmowę z człowiekiem, by na twe skinienie
Sam sobie sprawiedliwość, sam czynił sumnienie.

Słusznym gniewnego nieba uplątane losem
W stalny łańcuch, nad kruszców nieużytnym stosem
Schnie żarłoczne łakomstwo, nienawidząc ludzi,
I własnym się nabytkiem bez ustanku trudzi:

W największych się bogactwach skarży na chudobę.
Jak ów, co mu gorączka uschłą zrze wątrobę,
Żłopa wodę ustawnie: i choćbyś go w bagnie
Znurzył, im więcéj pije, tym usilniéj pragnie.

Tu zazdrość zwiędła szkodnym oszczerstwa nałogiem,
Kreśli niewinne sprawy piekielnym ożogiem;
Na niéj warkocz z libijskich jaszczurów uwity,
A sęp wewnątrz krwawemi pastwi się jelity.

Wszystko jéj czoło sępi, wszystko krzywym widzi,
Omdlewa cudzym szczęściem, a cnotą się brzydzi.
Karmi się ludzką nędzą; a gdy się świat śmieje,
Ona sama z rozpaczy jęczy i łzy leje.

A któż twego szaleństwa, kto twéj zemsty nie wie,
Na szkarady najsroższe rozchełznany gniewie?
Ta łzy pije, ta czerni, tamta dołki kopie;
Twa bezecna namiętność niszczy i krew żłopie.

Żadna cię baczność w tęgim zapale nie wzrusza,
Złość wszystkie przyrodzenia iskierki zagłusza:
Radbyś cały świat z gruntu wywrócił; a potem
I sam runął, ogromnym zatarty wywrotem.

Te są skutki, obrzydła wściekłych chuci trzodo!
Które wieczny niepokój w sercach ludzkich wiodą:
Ziemia, za twych zapędów fatalnym rozkazem,
Żywym piekła w mych oczach stanie się obrazem.

Pełno zbrodni na świecie, pod twym berłem rdzawym.
Próżno się Temis, żalem rozjątrzona prawym,
Do miecza swego ima i niechybnéj szali;
Ściął Alcyd Hydrze głowę, tysiąc się w niéj wali.

Płodny jest świat w występki, i póki go stanie,
Nie wyplewi ich nigdy najsroższe karanie:
Ty jednak, mój rozumie, ujmij mię w swe pęta,
By mię żaden błąd, żadna nie zwiodła ponęta.
1772, V, 285 — 295.