[195]
★ ★ ★
Nie było lata. Jesień szła od wiosny
Jak ziąb — od wody, jak od dzwonu kręgi.
Dnia piętnastego Burns pozbierał wiosła,
Zaszedł nad morze,
Zawrócił do karczmy.
W karczmie odnalazł płomień, knot i łoju
Wysoką wieżę — u szczytu szczerbioną.
Płonącej wieży strzegła wyżła głowa,
Zakola dymu wciekały w jej chrapy.
Zaś obok głowy ustawiono dzban,
Zaś obok dzbanu rozkruszono chleb,
Zaś w cieniu chleba ukryła się mysz,
Spojrzała na Burnsa — i stała jak martwa.
Nie było lata. Nadciągała zima,
Kładła sopelki na wąsikach myszy,
W uszach psiej głowy jak w niewielkich grotach
Zakuła lodu ołowiowe lustra.
A zaś w kobiecie — co wnosiła dzbany —
Burns odkrył tylko grubą dolną wargę,
Pełne dobroci miękkie części dłoni
I ślad po nożu tak stary, jak Szkocja.
[196]
„Nie było lata. Wprost z ogrodów wiosny,
Zarówno wątłych, jak już jędrnych pychą,
Tyle nadziei niosących, co ptak
Śliny miłosnej w gardziołku uniesie —
Wprost z tych ogrodów, ledwo tkniętych szpadlem,
Obcasem dziewki po przelotnym deszczu,
Paluszkiem chłopca, który kładł ten odcisk
Dla zaznaczenia swojej przyszłej ścieżki —
Wprost z tych ogrodów, gdzie stawiałem kosze,
Wynoszę wiadra ściętych szronem liści...”
Burns to powiedział — i pozbierał wiosła,
I wyszedł w zamieć, jakby wchodził w kościół.
To, co zostało w karczmie po nim, było
Wieżą woskową, stryczkiem z knota, gwiazdą
Ponad wysmukłą ruiną psiej głowy,
Kobiecą dłonią z rozchylonym wnętrzem...
Nie było lata.