[24]NIE MOŻESZ, NIE MOŻESZ ODEJŚCODEJŚĆ
Jeszcze lękliwie liście zwisają, ledwo
kołysane podmuchem, na powietrzu
świegoce wniebogłosy, a lila glicynje
mury pożółkłe przyozdabiają zakłopotanym uśmiechem, —
nie wspominaj! za kratą nie wystawaj! wypatrujący
dawnych jabłonek: i te bieleją minionemi laty,
bezpowrotnem szczęściem — jakże gorzkiej! — młodości,
która teraz przesuwa się zwolna na płaskiej płycie
słonecznego zegara (kolumnę zmurszałą oplata bluszcz)
i miodem aż nadto słodkim roztapia się na wargach wiedzących —
przymknij je! w pocałunkach wyziębły, ze studni
pijące chciwie, nienasycenie, a przecie
dotykały jeno własnego odbicia w mrocznej i zielonej głębi:
muśnięcie złudy w pół-żywy
[25]
zamieniło cię posąg, a w płasko-spękanych piersiach
klekoce pustka.
Przeto, jeżeliś dzisiaj patrzeć zmuszony, zbyt słaby,
by odwrócić źrenice od piękna zabójczego i uciszyć
palce chropowate, co nie śmią dotknąć fałszywych strun,
dłonie okropnie męskie, co już tylko zdołają
pieścić lub zabijać —
spójrz! tam nieczekane zakwitły z wieczora
zroszone gęste bzy.