[393]LXVII.
Nie płacz za mną!
Zaledwie w wiosenném wszech tworów rozwiciu
Me oko zamdlone świat piękny ujrzało,
Już zgasłem, bo w wątłém i krótkiém mém życiu,
Jam dziejów istnienia nie znało.
Umarłem w kolebce, spłakani anieli
Ponieśli duszyczkę mą w górne obłoki.
A ciało z śmiertelnéj podjęte pościeli,
Grób ukrył na zawsze głęboki.
[394]
A wtedy ty codzień, o Matko jedyna,
Spragniona uświęcić miłości zadatki,
Przychodzisz żałosną łzą zrosić grób syna,
Ubarwić go w wieńce i kwiatki.
I wołasz: mogiło! oddaj mi me dziécię,
Wróć pryzmat radości, pociechę mą drogą,
Bom biédna siérota, bom sama na świecie,
Bo nie mam z rodziny nikogo!
Do nieba zwróć Matko wzrok jasny nadziei,
Gdzie w hymnie Serafów urocze brzmią pieśni,
Czyż trumna raz zwarta kiedy się rozklei,
A trupy powstaną z swéj pleśni?
Niewczesną ta rozpacz, ta boleść daremną,
Co splata blask wieczny z niedolą swą własną:
Zgnębiona cierpieniem ty płaczesz nademną,
A mnie tu tak błogo, tak jasno!
Bo jeźli jest boleść wśród niebios wysoko,
To tylko ta jedna, gdy w chwale niebieskiéj,
Zwróciwszy na ziemię promienne swe oko,
Dostrzegę, o Matko, twe łezki!