Niebezpieczne związki/List CX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wicehrabia de Valmont do Markizy de Merteuil.
Potęgi niebios, dałyście mi duszę dla cierpienia, dajcież mi ją również dla szczęśliwości![1] Zdaje mi się, iż to czuły Saint-Preux wyraża się w ten sposób. Ja, lepiej od niego wyposażony przez losy, przeżywam równocześnie obydwa te istnienia. Tak droga przyjaciółko, jestem równocześnie bardzo szczęśliwy i bardzo nieszczęśliwy; i, skoro posiadasz moje zupełne zaufanie, winien ci jestem podwójne zdanie sprawy z mych smutków i rozkoszy.
Wiedz więc, że moja niewdzięczna Świętoszka ciągle jest nieubłagana. Już czwarty z kolei list otrzymałem z powrotem. Może niesłusznie wyrażam się czwarty; bowiem, domyśliwszy się z łatwością, po pierwszym zwrocie, że po nim nastąpi wiele innych, i nie chcąc w ten sposób tracić czasu nadaremnie, wpadłem na pomysł skreślenia moich lamentacyi w samych ogólnikach i bez daty: tak, że, od drugiej poczty, już ciągle ten sam list wędruje i wraca; zmieniam jedynie kopertę. Jeżeli moja piękność skończy tak, jak kończą zazwyczaj wszystkie, i zmiękczy się któregoś dnia, bodaj ze znużenia, wówczas przyjmie nareszcie mój list i wtedy będzie czas nadrobienia drogi. Pojmujesz, że przy tym nowym sposobie korespondowania nie mogę mieć bardzo dokładnych informacyi.
Odkryłem mimo to, że płocha osóbka zmieniła powiernicę: przynajmniej przekonałem się, że od czasu jej wyjazdu z Zamku, pani de Volanges nie odebrała ani jednego listu, natomiast przyszły aż dwa do starej Rosemonde; że zaś ta nie powiedziała nam ani słowa, i w ogóle nie wspomina o swojej pieszczotce, o której przedtem mówiła bez przerwy, wywnioskowałem stąd, że to ona stała się obecnie powiernicą. Przypuszczam, że z jednej strony potrzeba mówienia o mnie, z drugiej zaś nieco wstydu przyznania się wobec pani de Volanges do uczucia, którego się tak długo wypierała, sprowadziły tę zmianę gabinetu. Obawiam się, iż jeszcze straciłem na tej zamianie: bowiem im bardziej kobiety się starzeją, tem bardziej stają się surowe i nieprzejednane. Tamtaby jej powiedziała więcej złego o mnie: ale ta jej powie więcej złego o miłości; zaś tkliwa skromnisia o wiele więcej drży przed uczuciem, niżeli przed osobą.
Jedynym sposobem przekonania się o tem, jest, jak sama widzisz, przejąć te tajemne konszachty: wysłałem już odpowiednie rozkazy do mojego strzelca. Zanim będę cośkolwiek wiedział, mógłbym działać jedynie na los szczęścia; toteż, od tygodnia, przechodzę w myśli bezużytecznie wszystkie znane środki opisane bądź w Romansach, bądź w moich sekretnych pamiętnikach; ale nie znajduję wśród nich ani jednego, któryby się nadawał do warunków obecnej przygody, lub też do charakteru jej bohaterki. Ostatecznie, mógłbym zakraść się do niej, bodaj w nocy, a nawet uśpić ją wreszcie i zrobić z niej nową Klaryssę: ale, po przeszło dwóch miesiącach starań i trudów, uciekać się do środków nie mojej inwencyi! wlec się niewolniczo śladami innych i odnieść zwycięstwo bez chwały!... Nie, nie będzie miała upojeń występku, a zaszczytów cnoty[1]. To nie dosyć dla mnie posiąść ją, musi się sama oddać. Tak: na to trzeba nie tylko dotrzeć do niej, ale trzeba znaleść się tam za jej zezwoleniem; zastać ją samą i skłonną do wysłuchania mnie; przedewszystkiem zamknąć jej oczy na niebezpieczeństwo, bo jeżeli je spostrzeże, będzie umiała zwyciężyć je lub umrzeć. Ale im bardziej wiem, co trzeba robić, tem trudniejszem mi się zdaje wykonanie i choćbyś miała znowu wyśmiewać się ze mnie, wyznam ci, iż im więcej o tem myślę, tem bardziej wzrasta moja niepewność i wahanie.
W głowieby mi się pomięszało od tego, jak sądzę, gdyby nie błogie chwile wytchnienia, jakich mi dostarcza nasza wspólna pupilka; jej doprawdy zawdzięczam, że życie moje nie płynie na samych elegjach.
Czy uwierzyłabyś, że dziewczynka była tak spłoszona, iż upłynęły aż całe trzy dni, zanim twój list zrobił swoje? oto, jak jeden niedorzeczny przesąd może spaczyć najlepsze naturalne skłonności!
Słowem, dopiero w sobotę zaczęła panienka krążyć koło mnie i bąkać mi coś niecoś; i to jeszcze tak cichutko i wstydliwie, że niepodobieństwem było ją zrozumieć. Ale rumieniec towarzyszący tym nieśmiałym słówkom pozwolił mi się domyśleć ich znaczenia. Aż dotąd, trzymałam się w wyniosłej dumie: ale zmiękczony tak zabawną skruchą, chętnie przyrzekłem pięknej pokutnicy odwiedziny jeszcze tego samego wieczora; łaskawość ta została przyjęta z całą wdzięcznością, na jaką zasługiwała.
Ponieważ nie tracę nigdy z oczu twoich ani moich zamiarów, postanowiłem skorzystać z tej sposobności, aby ściślej zdać sobie sprawę co można sobie obiecywać po tej małej, a zarazem zużyć ten czas dla jej edukacyi. Aby móc oddać się tej pracy z nieco większą swobodą, musiałem zmienić miejsce schadzek; tu bowiem, w sąsiedztwie pokojów matki, nie mogła się czuć dość bezpiecznie i swobodniej rozwinąć skrzydełek. Postanowiłem zatem wywołać jakiś nieszkodliwy hałas, i przestraszyć ją na tyle, aby wykazać niezbicie konieczność bezpieczniejszego schronienia na przyszłość; ona sama oszczędziła mi tego trudu.
Młoda osóbka jest wielka śmieszka; aby pobudzić jej wesołość, zrobiłem sobie uciechę i, w antraktach, zacząłem jej opowiadać wszystkie pieprzne historyjki, jakie tylko przeszły mi przez głowę; chcąc im zaś dodać jeszcze więcej smaku i lepiej utrwalić je w pamięci małej, kładłem wszystko na rachunek Mamy, ze szczerą przyjemnością strojąc ją we wszystkie śmieszności i bezeceństwa.
Nie bez przyczyny zresztą uczyniłem ten wybór; okazało się, że środek ten nieporównany jest dla ośmielenia trwożliwej uczenicy; zarazem zaś zaszczepiałem jej w ten sposób głęboką wzgardę dla matki. Zauważyłem to już oddawna, że jeżeli sposób ten nie zawsze jest potrzebny poto, aby uwieść młodą dziewczynę, jest on niezbędny, a często nawet najskuteczniejszy, kiedy się chce ją zdeprawować; bowiem ta, która nie szanuje matki, nie będzie szanowała sama siebie. Ten pewnik moralny uważam za tak ważny i użyteczny, że bardzo byłem rad, iż udało mi się znaleść nowy przykład na poparcie tej zasady.
Podczas tego, pupilka twoja, która nie wiele troszczyła się w tej chwili o moralność, dławiła się raz po raz od śmiechu, a wreszcie nawet omało nie wybuchła. Bez trudności zdołałem jej wytłómaczyć, że narobiła strasznego hałasu. Udałem wielkie przerażenie i jej również napędziłem potężnego strachu. Aby lekcya była tem skuteczniejsza, położyłem koniec wspólnym uciechom i opuściłem ją o trzy godziny wcześniej, niż zazwyczaj: toteż, przy rozstaniu, zgodziła się bez trudności, że od jutra zebrania odbywać się będą w moim pokoju.
Dwa razy miałem już jej odwiedziny, i, w ciągu tego krótkiego czasu, uczenica posiadła niemal całą mądrość mistrza. Tak, doprawdy, nauczyłem ją wszystkiego, nawet... uprzejmości; pominąłem jedynie paragraf ostrożności.
Tak zatrudniony przez całą noc, zyskuję na tem to, iż przesypiam większą część dnia, że zaś obecnie towarzystwo Zamku nie ma dla mnie żadnej ponęty, zaledwie pokazuję się w salonie na jaką godzinę. Od dzisiaj powziąłem nawet postanowienie jadania w moim pokoju, który mam zamiar opuszczać jedynie na czas krótkiej przechadzki. Ten osobliwy tryb życia idzie na karb mego zdrowia. Oświadczyłem już, że cierpię na dolegliwe wapory, a również i nieco gorączki. Wystarcza mi tylko mówić głosem powolnym i omdlewającym. Co do bladości i zmizernienia na twarzy, możesz pod tym względem spuścić się na twoją pupilkę!
Pozostały czas trawię na rojeniu o sposobach odzyskania straconych przewag nad moją niewdzięczną, jak również na układaniu rodzaju katechizmu rozpusty dla użytku mojej uczenicy. Bawię się tem, aby w nim nic nie nazywać inaczej, jak tylko nazwą techniczną; i śmieję się zawczasu z zajmującej rozmowy, jaką to sprowadzi pomiędzy nią a Gercourtem w pierwszą noc po ślubie. Przeparadna jest naiwność, z jaką ona się posługuje już tem co dotychczas posiadła z owej gwary! nie wyobraża sobie, aby można było mówić inaczej. Uroczy jest ten dzieciak poprostu! Ten kontrast naiwnej prostoty z językiem wyuzdania ma coś nieopisanie podniecającego, a nie wiem czemu, ale już tylko same osobliwości są w stanie mnie podniecić.
Być może, że zanadto oddaję się tej całej zabawie, która pochłania mi sporo i czasu i zdrowia: ale mam nadzieję, że moja udana słabość, prócz tego że mnie ocala od nudów salonu, może mi jeszcze posłuży na coś wobec mojej surowej świętoszki, której tygrysia cnota łączy się jednak z jagnięcą tkliwością! Pewien jestem, że musi być już powiadomiona o mojem niedomaganiu. Bardzobym rad wiedzieć, co ona o tem myśli; założyłbym się, że nie omieszka sobie przypisać zaszczytu mej choroby. Pokieruję stanem mego zdrowia wedle wrażenia, jakie to na niej uczyni.
Otóż i jesteś, piękna przyjaciółko, w toku wszystkich moich zatrudnień. Pragnąłbym mieć niebawem coś bardziej zajmującego do doniesienia; proszę cię, byś zechciała wierzyć, że w rozkoszach jakie sobie obiecuję, niemałe zajmuje miejsce nagroda spodziewana od ciebie.