Niebezpieczne związki/List CXLV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Markiza de Merteuil do Vicehrabiego de Valmont.
Na seryo, wicehrabio, porzuciłeś swoją prezydentową? Posłałeś jej list, który ułożyłam dla niej? Doprawdy, jesteś czarujący! Przeszedłeś moje oczekiwania. Wyznaję otwarcie, że ten tryumf pochlebia mi więcej, niż wszystkie jakich zaznałam dotychczas. Wyda ci się może, że ja stawiam bardzo wysoko tę kobietę, którą niegdyś ceniłam tak nizko; wcale nie: ależ bo ja nie nad nią odniosłam zwycięztwo; nad tobą, wicehrabio: to jest najzabawniejsze i to jest naprawdę rozkoszne.
Tak, ty kochałeś bardzo panią de Tourvel, a nawet kochasz ją jeszcze; kochasz ją jak szaleniec: ale dlatego, że ja zrobiłam sobie zabawkę aby cię tem zawstydzać, poświęciłeś ją tak rycersko. Byłbyś ją raczej poświęcił tysiąc razy, niżbyś miał ścierpieć jakiś żarcik z siebie! Co robi z człowiekiem próżność! Mędrzec ma słuszność, kiedy mówi, że to jest prawdziwa nieprzyjaciółka szczęścia.
Jakżebyś teraz wyglądał, gdybym ci była chciała wypłatać tylko figla? Ale ja nie umiem zwodzić, wiesz o tem dobrze; i gdybyś nawet miał z kolei doprowadzić mnie do rozpaczy i do klasztoru, podejmuję to ryzyko i poddaję się memu zwycięzcy.
Mimo to, jeżeli kapituluję, to w istocie z czystej słabości: bowiem, gdybym chciała, ileż jeszcze miałabym sposobności, aby się podrożyć! a może zasługiwałbyś na to? Podziwiam naprzykład, jak chytrze albo jak naiwnie podsuwasz mi, abym ci pozwoliła pojednać się z prezydentową. Bardzoby ci dogadzało, nieprawdaż, zyskać sobie całą zasługę zerwania, nie tracąc równocześnie rozkoszy dalszego stosunku? W ten sposób niebiańska świętoszka mniemałaby, iż zawsze jest jedyną panią twego serca, podczas gdy ja napawałabym się dumą, że jestem zwycięzką rywalką; byłybyśmy oszukane obiedwie, ale ty byłbyś zadowolony, a o cóż chodzi więcej?
Szkoda, że przy takim talencie do projektów, masz go tak mało do wykonywania; i że, przez jeden nierozważny krok, oddzieliłeś się sam nieprzyzwyciężoną przeszkodą od tego czego tyle pragniesz.
Jakto! ty pieściłeś myśl nawiązania w przyszłości na nowo tego stosunku, i mogłeś posłać mój list! Uważałeś mnie zatem chyba za bardzo niezręczną! Och, wierzaj mi, wicehrabio, kiedy kobieta wymierza cios w serce drugiej, zawsze umie trafić w najczulsze miejsce i rana, jaką zadaje, jest nie do zgojenia. Wówczas gdy ja godziłam w nią, lub raczej kierowałam twą ręką, nie zapomniałam, że ta kobieta była moją rywalką, że bodaj przez chwilę mogłeś był ją znajdować pożądańszą odemnie i że mnie mogłeś jej podporządkować. Jeżeli chybiłam w mej zemście, zgadzam się ponieść następstwa omyłki. Toteż, pozwalam ci próbować wszystkich środków: zachęcam cię do tego nawet; przyrzekam ci, iż się nie pogniewam, jeżeli ci się powiedzie. Jestem tak spokojna, że nie chcę się tem nawet zajmować. Mówmy o czem innem.
Naprzykład o zdrowiu małej Volanges. Udzielisz mi o niem stanowczych wiadomości za moim powrotem, nieprawdaż? Bardzo mnie to zajmuje. Później twoją rzeczą będzie osądzić, czy będziesz wolał oddać dzieweczkę miłemu, czy kusić się po raz drugi o stworzenie nowej gałęzi Valmontów pod nazwiskiem Gercourtów. Myśl ta wydała mi się dość zabawna, i, zostawiając ci wybór, proszę cię jednak, abyś nie podejmował stanowczego postanowienia, dopóki o tem nie pomówimy ze sobą. Nie znaczy to, bym cię chciała skazywać na zbyt długie oczekiwanie, albowiem będę w Paryżu lada moment. Nie mogę ci stanowczo oznaczyć dnia; ale bądź pewien, że skoro tylko przybędę, pierwszy otrzymasz o tem wiadomość.