Kiedy Niezgoda, onego czasu,
Jabłkiem zwaśniła Olimpu boginie,
Jowisz rozkazał, by w tejże godzinie, Bez lamentów i hałasu Wyniosła się, gdzie pieprz rośnie.
Natychmiast Jędzę powitał radośnie
I z ramionami przyjął otwartemi Potwór, znany na tej ziemi,
Który w pospolitej mowie Człekiem się zowie. Lecz w stepach Azyi, w pustyniach Afryki, Lud nieokrzesany, dziki, Żyjąc w prostocie i miłej swobodzie Nie wznosi świątyń Niezgodzie;
Więc obiegłszy świat cały, w Europie spoczęła,
Rozgłos w służbę przyjęła — i dalej do dzieła! Gdzie tylko słówko nieostrożne padło, Rozgłos stem czujnych uszu podsłuchiwał I stem ust, Jędzę zajadłą W pomoc przyzywał;
Niezgoda, uprzedzając Pokoju zamiary,
Biegła, — i z drobnej iskry wzniecała pożary.
W końcu Rozgłos, zmęczony, jął zawodzić żale: «Wciąż zmieniasz miejsce pobytu, Szukam cię nieraz od świtu do świtu I znaleźć nie mogę wcale;
Uwolnij mię ze służby, lub osiądź gdzie stale,
Abym, gdy co zasłyszę, mógł donieść bez zwłoki, Gdzie masz obrócić swe kroki.
— Prawda, rzecze Niezgoda, słuszne twe żądanie.»
I w świątyni Hymenu obrała mieszkanie.