I.

Gdy ją raz pierwszy ujrzał w kobiet gronie,
Uczuł w swej duszy jakby światło nowe:
Zdawało mu się, że widmo tęczowe
Młodzieńczych marzeń podaje mu dłonie —

I zapatrzony w oczy szafirowe
Zaledwie zdołał skłonić przed nią głowę
Przy przedstawieniu, i wiedząc, że płonie,
Onieśmielony stał jak żak w salonie.

Ona, spostrzegłszy to jego zmieszanie,
Chciała przyjść w pomoc i pierwsza z uśmiechem
Zadała jakieś zwyczajne pytanie.

By odpowiedzieć zwrócił się z pośpiechem,
Lecz się w jej sukni zaplątał jedwabnéj
I urwał kawał falbany — niezgrabny!




II.

Trudno uwierzyć! lecz taka przygoda,
Zamiast mu szkodzić u pięknej kobiety,
Pomogła raczej — i nastała zgoda
Pomiędzy sercem wdówki i poety.

I widywała się ta para młoda:
On jej przynosił do domu bukiety
I wzdychał ciągle, na co szkoda czasu
I co go wreszcie zgubiło — niestety!

Siedział sam przy niej, źrenicą spragnioną
Tonął w jej oczach w niemem zachwyceniu;
Na twarz im padał srebrny blask miesięczny,

Więc ją mógł widzieć drżącą i wzruszoną:
Ale w tem samem został oddaleniu,
Gdyż bał się suknię nadeptać — niezręczny!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Asnyk.