[56]
NOCĄ, CO PRZESZŁA PRZEZ NAS OGRODEM.
Nocą, co przeszła przez nas ogrodem gwarzącym,
Szmerem liści, mgłą jezior i klombów wyziewem —
Przykryci obłokami, jak pachnącem drzewem
Rośliśmy w gwiazdy srebrne marzeniem gorącem.
Jan w dłonie kryjąc czoło i oczy rozumne,
Marja kameą bladą spięte mając szaty,
Ja zmęczony podróżą, patrzący na kwiaty —
Z nami ziemia ze wszystkiem pokornem i dumnem.
Jak fontanną w nas biła cisza tej otchłani,
Onieśmielonych sobą — słowami i ciałem.
Marji na ramię Jana dłoń kładąc, spytałem —
Gdzież zgoda na nas samych w nas skryta o, Pani,
Gdzież zgoda, której w drodze szukałem daremnie,
Otruty niebem, głębią jego i bezmiarem,
Dreszczami jego chłodny, parny jego skwarem
Jak ziemia, której ciepło przepływa przezemnie.
[57]
O, wyciągnąć się tutaj, jak strumień nazawsze,
Gnieść łąkę świtem modrym i rosą zachodu, —
Zmęczony jestem, Pani, wszedłem do ogrodu —
Tu kwiaty pachną mocno, więc na kwiaty patrzę.
Milczeli, więc w milczenie ich wchodząc z uporem
Wy, rzekłem jak w kościele zasłuchani Bogiem,
Ciszą i zgodą serca stajecie przed progiem
Pokorą świata mądrzy, nalani wieczorem.
U wrót, chleb macie z solą dla przyjezdnych gości,
Za wrotami strzechę błękitami szytą,
Tu łaska pańska idzie pod nogi jak żyto,
A niepokój jaskółczy pod dachem nie gości.
Przychodzę, pragnąc wiary i niema w tem wstydu —
Powszedniej codzienności — — — — —
— — — — — — — —
— — — — — — — —
— — — — — — — —
— — — — — — — —
— — — — — — — —
— — — — — — — —